Mnóstwo czynników
Jan Wilkowicz
Lata siedemdziesiąte to prawdziwa belle époque PRL-u. Towarzysz Edward Gierek uśmiecha się dobrodusznie, Polska rośnie w siłę i żyje dostatniej – wytapia się surówka, a kraj urasta do miana dziesiątej potęgi gospodarczej świata. Książka Marcina Zaremby opowiada, owszem, o tym, jak narodziła się Solidarność, ale tak naprawdę próbuje powiedzieć nam znacznie więcej. Na ile przekonująco? Wielkie rozczarowanie. Geneza rewolucji Solidarności to książka, na którą czekaliśmy od dawna. Badania nad latami siedemdziesiątymi Zaremba prowadził przez blisko ćwierć wieku. Wiele dodał do naszej wiedzy na temat elity gierkowskiej, gierkowskiego systemu rządów, ale też pewnego rodzaju nowych porządków społecznych, jakie przyniosła ze sobą ta specyficzna nowoczesno-patrymonialna ekipa. W tej perspektywie owa książka to prawdziwe opus magnum. To publikacja pełniejsza i bardziej przemyślana niż Wielka trwoga. Polska 1944—1947. Ludowa reakcja na kryzys. W porównaniu z obecną, tamta książka może jawić się jako miejscami efekciarska, zdecydowanie słabsza źródłowo, choć jednocześnie wywołująca znacznie większe emocje. Trudno bowiem nie zauważyć, że wokół Wielkiego rozczarowania nie ma nawet śladu dyskusji, jakie towarzyszyły Wielkiej trwodze.
Tymczasem w ręce czytelnika trafił wielki fresk poświęcony latom siedemdziesiątym. Nieprawdopodobna wprost mnogość źródeł, obserwacji i tematów pozwala nie tylko wyrobić sobie opinię czy poznać fakty, ale nade wszystko pozwala poczuć epokę. Są bowiem takie książki, przy czytaniu których czujemy zapachy, smaki, wprost słyszmy rozmowy prowadzone przez ówczesnych Polaków w komunikacji miejskiej. Taką właśnie niebywale plastyczną opowieść serwuje nam Zaremba. Wszechstronność i całościowość opowieści powodują, że mamy do czynienia z pracą wyjątkową.
Teoretyczne inspiracje są mocno nieuporządkowane i synkretyczne. Robią wrażenie chaotycznych, nieraz jest ich za mało, by pogłębić cenną pojedynczą obserwację i ją usystematyzować. W ogólnym rozrachunku, paradoksalnie, wtrętów teoretycznych wydaje się za dużo, bo przecież teorii rewolucji według Zaremby książka nie przynosi. W efekcie to opowieść jest zdecydowanie na pierwszym planie.
Czego tu nie ma! Grudzień 1970 i jego długie trwanie w pamięci społecznej, inspiracje węgierskimi reformami, korupcja, państwo opiekuńcze i bunty. Autorowi znakomicie udaje się wykorzystać dokumenty proweniencji esbeckiej – zamiast donosów kapitalnie sprawdzają się podsłuchy czy przejęta korespondencja. Metoda pars pro toto jest używana w wielu miejscach, lapidarnie zamykając szersze fenomeny w jednostkowo poświadczonych obserwacjach. A jest w tej książce bardzo dużo codzienności, tego, co wyjątkowo niewdzięczne w opisie, a zarazem stanowi miąższ każdego procesu masowego. Pojawiające się w książce „pasy szarości” to nie tylko tereny przemysłowe na mapach miast, ale także – symbolicznie – przestrzenie wymagające badawczo, domagające się ukonkretnienia, które nie zawsze jest możliwe. Przy śledzeniu fenomenów masowych Zaremba odwołuje się do badań sondażowych, przede wszystkim OBOP-u, zdumiewając się zresztą, że z tych narzędzi ówcześni partyjni notable korzystali niechętnie. Ale to nie wszystko. Jest też kultura, papież Polak, propaganda sukcesu, a wreszcie – emocje. Czy Wielkie rozczarowanie jest próbą napisania historii emocji tego okresu? Do pewnego stopnia również. No właśnie, do pewnego stopnia.
Bo Wielkie rozczarowanie to zarazem lektura bardzo trudna. Fakty, analizy czy anegdoty przytłaczają. Erudycja autora jest niepodważalna, co gwarantuje, że sama książka nie staje się tytułowym wielkim rozczarowaniem. Jednocześnie jednak opowieść płynie nie tyle w tempie wartkiej rzeki, ile raczej z prędkością górskiego wodospadu. Kiedy tylko zdążymy się dowiedzieć, że u genezy Solidarności leżał partnerski sposób prowadzenia komunikacji przez Gierka, zainicjowany dyskusjami z robotnikami w styczniu 1971 roku, już za chwilę kaskadą płyną kolejne wyjaśnienia. Popkultura, kultura wysoka, bunt moralny, efekt papieża (tutaj w kontrze do dotychczasowej literatury autor nadaje mu wyraźnie mniejsze znaczenie) – wszystkie te rzeczy okazują się istotne. A przecież są jeszcze aktywność inteligencji, podwyżki cen, strach sięgający do czasów drugiej wojny światowej i młodzi ludzie… Mnóstwo czynników i każdy z nich ważny.
„Przewrotnie odpowiem: do wybuchu rewolucji Solidarności doprowadziła ekipa Edwarda Gierka” – pisze w zakończeniu autor. Czytając te słowa, będziemy jednak po kilkuset stronach podobnych obserwacji. Nie zrobią już oczekiwanego wrażenia. Paradoksów Zaremba nagromadził bowiem tyle, że trudno się w nich połapać. Wszystkoizm jego opowieści owocuje chaosem. Czynników, które wywołały bunt w lecie 1980 roku, udało się bowiem wyodrębnić całą masę. Każdy z nich potraktowany osobno jest fascynujący, ale wszystkie one razem tworzą polifonię tak intensywną, że przeradzającą się wręcz w kakofonię. Nie ma bowiem według Zaremby jednego wyjątkowego czynnika, który należałoby wyłączyć przed nawias. I to powoduje, że ta opisowo znakomita książka zdaje się pozbawiona pointy. Tym bardziej że zupełnie niebywały materiał zgromadzony i zinterpretowany przez autora tego pozwala nam oczekiwać.
Są książki, które trafiają w swój czas, wzbudzając dyskusje i zajmując poczesne miejsce w sporach intelektualnych epoki. Trudno uciec przed obserwacją, że Wielkie rozczarowanie ukazało się o dekadę za późno. Spojrzenie łączące subtelnie poziom mikrohistorii z poziomem makro stanowiłoby swego czasu interesujący kontrapunkt wobec często do bólu opisowych badań prowadzonych w pierwszej dekadzie XXI wieku. Ale znaczenie ma też to – tak, tak! – że książka Zaremby to blisko 700 stron naprawdę gęstego tekstu. Piszę to z bólem serca, ale czasy Twittera i TikToka nie są wdzięcznym momentem dla tak obszernych wypowiedzi. Wreszcie sprawa, o której już wspomniałem – teoria. Jeżeli autor próbuje odpowiedzieć na pytanie: dlaczego Polacy zbuntowali się latem 1980 roku, a zarazem przynosi odpowiedź: zostało to wywołane przez mnóstwo czynników, to trudno pozbyć się wrażenia, że teoretyczne ramy jego refleksji zostały zarysowane nie w pełni szczęśliwie. Nie miejsce tu, by sugerować alternatywne brzmienie głównego pytania badawczego, ale nad tym faktem trudno mi przejść do porządku dziennego.