Gwałt - co to takiego?
Katarzyna Nadana
Na tym tle opowiedziano dokładnie – począwszy od pierwszej relacji ofiary przez działania policji i śledztwo po ewentualny proces sądowy oraz reakcję społeczności i mediów – pięć historii kobiet, które zostały zgwałcone (bez żadnych wątpliwości lub we własnym przekonaniu). Wiele je łączy: studentki, szukające rozrywki i towarzystwa młodych mężczyzn – znanych od lat lub właśnie poznanych. Jedna zostaje na noc w domu pijanego kolegi, którego zna od podstawówki. Sama też nie jest całkiem trzeźwa i właśnie dlatego nie jedzie samochodem do domu. Śpi w salonie, w którymś momencie budzi się – gwałcona. Przerażenie hamujące reakcję, po wszystkim – ucieczka, oględziny lekarskie, zeznania na policji. Ofiara dopiero po roku decyduje się na złożenie wniosku o ściganie przestępstwa. Długo się waha, czy to potrzebne, próbuje „dać mu szansę na poprawę”. Ale on – z początku skruszony i przyznający się do winy – potem wypiera się czynu i zaczyna oskarżać ją o kłamstwo. Ma za sobą sympatię wielu, jest graczem wspomnianej drużyny. Sąd skazuje go na trzydzieści lat więzienia stanowego, w tym dwadzieścia w zawieszeniu (wyjdzie z niego jednak już po dwóch i pół – taka jest „arytmetyka” podobnych wyroków w USA). Do dość surowego wyroku przyczynił się znacząco fakt, że w trakcie zbierania materiałów procesowych znalazła się inna dziewczyna, która zeznała, że także ją próbował zgwałcić. A może również to – jak sugerują ludzie, którzy są przekonani o jego niewinności – że sprawa gwałtów w Missouli stała się już wcześniej głośna w całym kraju, więc sąd chciał się wykazać przed opinią publiczną?
Na tle kolejnych spraw ta jest całkiem jednoznaczna. Chłopak zasługuje na karę. Tylko jaką? Czy trudno mi zrozumieć jego obrońców wnioskujących o umieszczenie podsądnego na dwa lata w więzieniu prywatnym o złagodzonym rygorze, gdzie poddałby się terapii odwykowej i nie tylko? Wiem przecież z innych reportaży, jakim horrorem bywają więzienia w Stanach: może jeszcze na to nie zasłużył? Jednak w ofierze budzi się sprzeciw wobec zastosowania tak łagodnej kary, a po kilku miesiącach oburzenie (tym razem na pewno słusznie), że – pomimo wcześniejszych sądowych ustaleń – sprawa została wznowiona, a wyrok złagodzony. · Kolejne przypadki tak jednoznaczne nie są. Pijana dziewczyna zaprasza do łóżka w pokoju w akademiku pijanego chłopaka, wyrażając chęć przespania się z nim i to przy świadkach. Inna pijana dziewczyna, wracając z baru z nowo poznanym pijanym chłopakiem, zgadza się przenocować u niego, i to w jego łóżku, żeby nie wracać po nocy samotnie do domu. Następna, trzeźwa, zaprasza do siebie o północy do łóżka pijanego kolegę – na oglądanie filmu. Poprzedniego dnia, podpita, wyznała mu z emfazą przy świadkach, że z nim zrobiłaby „to” przy każdej okazji. W łóżku chętnie odwzajemnia jego pierwsze pieszczoty. Wszystkie trzy mówią potem o usiłowaniu lub dokonaniu gwałtu. ·
Tak zwany gwałt towarzyski, podobno najczęstszy, wbrew naszym stereotypom na temat tego, czym jest gwałt (to sytuacja, gdy ktoś z nożem goni cię nocą po parku…). Policja często nie traktowała go dotąd dostatecznie poważnie, sądy też nie. Z powodu „przesądów” (dziewczyna sama sobie winna, bo pijana), ale i z powodu – jakże częstego – braku jednoznacznych dowodów winy, przy wielu innych niejasnościach, w tym głównej: czy naprawdę tego nie chciała i czy dała to jednoznacznie do zrozumienia? I w Stanach, i w Polsce większość kobiet nawet nie zgłasza takich wypadków, wiedząc, że czekają je głównie upokorzenia, a wyroku skazującego, ba – sprawy sądowej, często w ogóle nie będzie.
Jon Krakauer, dość znany amerykański pisarz i dziennikarz, pisze reportaż o skandalu wokół „epidemii gwałtów w Missouli” około 2010 roku. Z szacunkiem i empatią wobec wszystkich tych kobiet. Pisze bardzo rzeczowo, przedstawiając nam na czterystu stronach szczegóły śledztw i spraw sądowych, a także reakcje społeczności i dziennikarzy. Dowiadujemy się wszystkiego o procedurach dyscyplinarnych obowiązujących na amerykańskim uniwersytecie w sprawach o naruszenie kodeksu studenckiego (osoby prowadzące te sprawy na uczelni nie są obowiązane dysponować jednoznacznymi dowodami winy, ale też kara, jaką mogą nałożyć, polega najwyżej na wydaleniu studenta z uczelni, z czego nie wahały się w powyższych wypadkach skorzystać). Czytamy o charakterze oraz przebiegu procesu karnego w Ameryce, gdzie wyrok ferują ławnicy po wysłuchaniu całej linii oskarżenia i obrony. Mamy do czynienia ze swoistym agonem. Prowadzony jest on ze strony obrony metodami niekoniecznie fair play, co tamtejszy system sądowniczy dopuszcza. Wskutek tego ofiara gwałtu często wychodzi z sądu podwójnie straumatyzowana. Dowiadujemy się również, jakie warunki muszą być spełnione, aby sprawa z policji trafiła do prokuratury i że w przypadku gwałtów o to właśnie cała rzecz się rozbija, bo sądy niechętnie otwierają sprawy, co do których nie ma na wstępie wystarczająco jednoznacznych dowodów winy. Reporter wykazuje przy okazji, że wiele w tym systemie luk i nielogiczności, pozwalających sprawcom uniknąć procesu i kary.
W zakończeniu nie kryje, że czuje się zaangażowany w ten bolesny temat. Nie kryje także swojego zaangażowania powołany w jednym z procesów na świadka ekspert – profesor David Lisak, specjalizujący się w badaniach dotyczących przestępstwa gwałtu. To od niego dowiadujemy się nie tylko o szacunkowej skali gwałtów w Stanach, w tym „gwałtów towarzyskich”, o niskiej statystyce kłamstwa w sprawie gwałtu (o które wręcz rytualnie posądzane są zgłaszające te sprawy kobiety), a także o bardzo różnorakich, często niekonsekwentnych i na pozór nielogicznych, reakcjach ofiar. Książka nieprzyjemna, ale pouczająca.
Na koniec – trudno – zaryzykuję: Dziewczyny, dbajcie o siebie! Jeśli jazda samochodem po alkoholu jest karalna, bo stanowi niebezpieczeństwo dla wszystkich na drodze, to być może tworzenie dogodnych okazji do seksu po pijanemu też jest dla was niebezpieczne? Nawet najlepiej działający system prawny nie unieważni potem waszych przeżyć.