Rymkiewicz jako metafizyk
Piotr Kaszczyszyn
„Na pisarzu spoczywa obowiązek wypowiedzenia tego, czego nikt inny prócz niego, w tym kształcie, jaki stworzył, nie jest w stanie wypowiedzieć” – takie słowa przeczytamy w książce Żuawi nicości Krzysztofa Tyszki-Drozdowskiego. Trudno o celniejsze oddanie istoty twórczości Jarosława Marka Rymkiewicza. Rymkiewicza, który całe swoje artystyczne życie poświęcił na myślenie jednej i tej samej myśli: jak powrócić z wygnania? Pisanie poety z Milanówka rozgrywa się po katastrofie ontologicznej. Scenę pierwotną i moment założycielski jego twórczości odnajdziemy w zbiorze Czym jest klasycyzm? Manifesty poetyckie, wydanym w 1967 roku, na początku drogi literackiej Rymkiewicza. Wygnanie z mitu – tak zatytułowany jest kluczowy esej zawarty w książce.
Uniwersum mitu to rzeczywistość uporządkowana, ład z jasną hierarchią bytów – od Boga przez człowieka aż po resztę stworzenia. Wszyscy istnieją w kosmicznej harmonii, każdy zna swoje miejsce, rolę, powołanie i cel. Tak rozumiany mityczny sposób konceptualizowania i opowiadania świata mógł osadzać nas zarówno w pogańskim antyku, jak i średniowiecznym uniwersum christianitas.
Tytułowe wygnanie oznacza rozpad tego symbolicznego, wszechogarniającego porządku. Rymkiewicz lokalizuje ten proces upadku konkretnie w dziejach Zachodu, wskazując precyzyjnie na XVII wiek. Wydaje się jednak, że to wydarzenie należy rozumieć dwojako – jako rozgrywające się zarówno w ramach czasu historycznego, chronos, jak i czasu sakralnego, kairos. Wówczas wygnanie z mitu byłoby swoistą rewolucją, wydarzeniem z porządku ludzkiej natury, prowadzącym do metafizycznej katastrofy, momentu, w którym człowiek zerwał się z kosmicznego łańcucha bytów.
Anna Rzymska, autorka monografii Powracająca pamięć. O prozie i poezji Jarosława Marka Rymkiewicza, w pewnym momencie przytacza wytłumaczenie fragmentarycznej i patchworkowej konstrukcji Wieszania podane przez samego poetę z Milanówka: „Jeśli ktoś przeżywa swoje życie w ten sposób, jako coś, czego doświadcza w przypadkowych, rozlatujących się kawałkach, rozpoznaje je jako rodzaj wielkiego wybuchu, wyniku którego kawałki się rozleciały. Powodem tego wybuchu, który rozrywa nasze życie, mogła być jakaś katastrofa”.
Po tej „jakiejś katastrofie”, po wyrzuceniu z mitycznego ładu naszym podstawowym doświadczeniem jest swoista podwójność istnienia. Poeta oddał ją syntetycznie w krótkim wierszu Widok okoliczny. Co ważne, jest to utwór z ostatniego wydanego przez Rymkiewicza zbioru wierszy, dlatego można go potraktować jako rodzaj klucza interpretacyjnego do całości wcześniejszej twórczości poetyckiej:
Kobieta która zbiera jabłka pod jabłonią
Jej dzieci które w sadzie wokół drzew się gonią
Bielizna co przy domu suszy się na sznurku
Psia buda i pies śpiący obok na podwórku
Garnek z wodą na kuchni przy nim drugi pusty
Kosz w kącie w nim dwie główki zielonej kapusty
Furtka brzeźniak za torem – widok okoliczny
To wszystko ma pod spodem strach metafizyczny
Podwójność istnienia zawarta w kontraście oswojonej i urokliwej codzienności z tajemniczą metafizyczną ciemnością wychylającą się spod warstwy osób, zdarzeń, przedmiotów, zwierząt i roślin ma nam pozwolić dostrzec fundamentalną naturę świata po wygnaniu – jej nieprzekraczalnie apofatyczną istotę.
Apofatyczność – poprzez analogię do teologii negatywnej – oznacza niezdolność do pełnego pojęcia sekretów istnienia, przekonanie, że kompletne poznanie bytu i jego istoty przekracza ludzkie zdolności, wikła umysł w paradoksy, sprzeczności oraz niedające spoczynku i spełnienia ćwierć-odpowiedzi. Człowiek szuka, ale ostatecznie nie może znaleźć. Istnienie w swym „iszczeniu” wydaje się finalnie niemożliwe do rozsupłania.
Analogicznie twórczość Rymkiewicza wydaje się interpretować autorka Powracającej pamięci. W ostatnim akapicie monografii, a więc w swoistym podsumowaniu podsumowania, Rzymska pisze: „Twórczość Rymkiewicza stanowi próbę ustawicznego wykraczania poza rzeczywistość, prowadzącego w stronę czegoś niepojmowalnego i niewyrażalnego”.
I już w wypowiedzeniu tej prawdy zawiera się zasadnicza wartość całej jej pracy. Oddać i pokazać Rymkiewicza jako metafizyka, twórcę zmagającego się z sekretami ziemskiego bytowania – to już wystarczy w zupełności, aby polecić tę monografię każdemu zainteresowanemu twórczością autora Kinderszenen.
Mamy bowiem nadmiar głosów upupiających Rymkiewicza, ścierających jego artystyczne kanty. Albo redukujących jego twórczość do przypisu do politycznej bieżączki, albo próbujących na siłę wpisać go w model polskości uładzonej, parafialno-kościelnej. Bo przecież, skoro poeta z Milanówka chwali Jarosława Kaczyńskiego, to musi być człowiekiem narodowo-katolickiej prawicy, czyż nie?
Rzymskiej na szczęście bliżej do Jana Maciejewskiego, który na łamach „Plusa Minusa” pisał o Rymkiewiczowskiej „wizji wielkiej, magicznej przemiany świata, która może się dokonać wyłącznie dzięki rozlewowi krwi”; bliżej jej do Filipa Memchesa analizującego krzyżowo twórczość Rymkiewicza ojca oraz Rymkiewicza syna w artykule Prawica laicka. Idee Rymkiewiczów i sprawiedliwie czyniącego zadość ich pogańskiej z ducha wizji polskości.
Rymkiewiczowskiej koncepcji polskości poświęcony jest zresztą najlepszy z fragmentów monografii, w którym autorka analizuje skrupulatnie dramat Samuel Zborowski. Co kluczowe, czyni to w duchu twórczej metody poety z Milanówka, stosując coś na kształt „myślenia przekątnego”, łączącego wszystko ze wszystkim, płynnie przechodzącego między kolejnymi, na pozór trzeciorzędnymi detalami, aby wydobyć z nich nieoczywiste, pierwszorzędne prawdy.
Prawdziwy patchwork-gałganek, z którego wyłania się w konsekwencji wizja „polskości ciemnej”, dzikiej, wściekłej i okrutnej, niemającej nic wspólnego z polskością wyrosłą z chrztu Mieszka i osadzoną w stabilnej rzymskokatolickiej formie. Jak mówił Rymkiewicz, polskość „to straszna siła duchowa” – ona wybiera nas, a nie my ją. Polskość jest tajemnym żywiołem, który nas chwyta, bierze w posiadanie.
Przypomina moment opisywany przez Rymkiewicza w Kinderszenen, moment wybuchu niemieckiej tankietki na ulicy Kilińskiego w trakcie powstania warszawskiego: „Białe światło eksplozji oznacza objawienie się losu”. Polskość miałaby więc naturę duchowej iluminacji, doświadczenia z porządku sakralnego.
To swoiste, postchrześcijańskie Mistyczne Ciało Polskości opisuje sama Rzymska, relacjonując obrzędy pogrzebowe nad ciałem ściętego Samuela Zborowskiego. Jego głowa niczym odcięta głowa Jana Chrzciciela, Zborowski niczym prorok wiecznej polskości. „Rymkiewicz podkreśla, że metempsychiczna wędrówka Zborowskiego odbywa się poprzez ciało i krew” – pisze autorka. Ciało i krew szlachcica niczym ciało i krew Jezusa Chrystusa.
Dalej Rzymska relacjonuje moment symbolicznych narodzin polskości, przytaczając aptekarskie rozważania Rymkiewicza co do dokładnej godziny dekapitacji Zborowskiego, wskazującego na 3.57, na „przedświt, przeddzień, to dziejowe świtanie Polski, świtanie jej dziejowego przeznaczenia, świtanie jej odwiecznej idei, która jest ideą wolności”.
Wieczna polskość, polskość niczym platońska idea, duchowe objawienie i religijna łaska. Jednak nawet ona, w swym sakralnym wręcz rozbłysku, nie jest w stanie wyrwać nas z ciemności istnienia, pozwolić nam na powrót z mitycznego wygnania. Ostatecznie bowiem sam Rymkiewicz wydaje się kończyć w tym samym apofatycznym miejscu, w którym zostawiła go Rzymska w zakończeniu monografii.
Oddajmy głos poecie: „U Heideggera jest na to dobre słowo (bezprawnie je sobie tu przywłaszczam, bo on po co innego go używał): die Lichtung. Prześwit, przecinka, przesieka, może polanka w lesie, przerzedzony las. Ale i najgłębsze miejsce w lesie, takie, do którego z trudem docieramy. Trochę światła w miejscu najgłębszym, najciemniejszym. Ale nie prowadzi tam żadna droga i żadna droga stamtąd nas nie wyprowadzi”. u3