Klasyka górą!
Krzysztof Katkowski
Literatura hiszpańskojęzyczna znów zyskuje na popularności w Polsce – chodzi zwłaszcza o prozę artystyczną i non-fiction. Dalej pozostaje jednak w tej samej bańce, co za czasów PRL-u.
Polski i hiszpański, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie mają ze sobą nic wspólnego. Łączy je jedynie fakt, że w pewnym sensie oba wywodzą się z łaciny potocznej – przy czym w polskim zachowało się to, co trudniejsze, czyli odmiana przez przypadki (słynna deklinacja, przeklinana przez wszystkich studentów polskiego jako obcego). Przykłady różnic? Choćby tryb łączący (obok znanych już polskojęzycznym trybów oznajmującego, rozkazującego i przypuszczającego) czy rodzajniki określone i nieokreślone (np. „el” i „un”). Na poziomie szkolnym zazwyczaj nie sprawiają one większych problemów, ale prawdziwe wyzwania pojawiają się w tłumaczeniach – zwłaszcza literackich i naukowych. Mimo to związki między literaturą hiszpańskojęzyczną a polskojęzyczną mają się doskonale już od wielu lat, a rok 2024 tylko to potwierdził. Nadal jednak jest to pewna nisza – podobnie zresztą jak w czasach PRL-u. Widać w niej przede wszystkim skupienie się na literaturze pięknej, „wysokiej” (choć nie znoszę tego słowa) – jakby tylko tam w świecie hiszpańskojęzycznym istniała literatura.
Większość polskich iberystów zna klasyczną już anegdotę przytaczaną przez Zofię Chądzyńską, tłumaczkę dzieł Julio Cortázara. Niezbyt dawno temu opowiadała mi ją Barbara Jaroszuk w rozmowie dla „Kultury Liberalnej”. Autor Gry w klasy miał zapytać Chądzyńską, co takiego dopisała w jego książkach, skoro w Polsce kolejki po autografy były dłuższe niż we Francji czy Argentynie. I rzeczywiście – chyba wręcz kultowa Seria Iberoamerykańska Wydawnictwa Literackiego to jeden z filarów edukacji kilku pokoleń polskich humanistów i humanistek. Obejmowała jednak wyłącznie książki z Ameryki Łacińskiej. Znaleźli się w niej zarówno klasycy pokroju Rulfo, Borgesa czy wspomnianego już Cortázara, jak i mniej znani, ale wciąż istotni autorzy, tacy jak Augusto Roa Bastos czy Cirilo Villaverde. Sama Hiszpania natomiast, jak się wydaje, nie budziła aż takiego zainteresowania. Przyczyny mogły być polityczne i ekonomiczne – zgodnie z doktryną bloku wschodniego Ameryka Łacińska miała być potencjalnym sojusznikiem regionu. Tak jak Europa Wschodnia, przeciwstawiała się hegemonii USA, które w tamtej części świata nie kojarzyły się z szerzeniem demokracji, lecz raczej z popieraniem skrajnie prawicowych junt militarnych. Co więcej Ameryka Łacińska często zmagała się z podobnymi problemami ekonomicznymi, jak kraje bloku wschodniego. Różnice gramatyczne nie miały tu znaczenia.
Być może to jeden z powodów, dla których w latach 90. zainteresowanie literaturą hiszpańskojęzyczną osłabło. Nie pojawiło się również nagłe zainteresowanie Hiszpanią – istniało wprawdzie nieprzerwanie (Słowacki tłumaczył przecież Calderóna, a Ficowski – Lorkę), ale miało różne oblicza w zależności od momentu historii. Najpierw była to literatura faszystowska, później kapitalistyczna, choć centrolewicowa. Powrót nastąpił dopiero w latach dwutysięcznych – to wtedy ukazały się w Polsce, nakładem dużych wydawnictw takich jak Muza czy Sonia Draga, tłumaczenia książek Roberto Bolaño, Ricardo Pigli czy Javiera Maríasa. To również moment, w którym pojawiły się nowe nazwiska wśród tłumaczy: w prozie nie był to już wyłącznie Carlos Marrodán Casas, ale także Barbara Jaroszuk, Katarzyna Okrasko czy Tomasz Pindel.
Jak wygląd zainteresowanie tłumaczeniami z hiszpańskiego w ostatnich latach? Wydaje się, że rośnie, a do tego coraz częściej dostrzega się analogie między Polską a krajami hiszpańskojęzycznymi. Mówili o tym w swoich wywiadach choćby Katarzyna Kobylarczyk i Artur Domosławski. Do głównego nurtu przechodzą także książki non-fiction poświęcone całemu regionowi, zwłaszcza te autorstwa właśnie Domosławskiego. W 2024 roku Wydawnictwo Literackie opublikowało nową edycję Rewolucji bez końca. W mediach i księgarniach pojawiły się książki Aleksandry Lipczak, Katarzyny Kobylarczyk czy Mateusza Mazziniego. W obszarze literatury pięknej prym wiodą mniejsze, lecz istotne wydawnictwa, takie jak ArtRage i Filtry. Dzięki ArtRage polscy czytelnicy mogą zapoznać się z twórczością Berty Navarro, Juana Cárdenasa czy Santiago Roncagliolo. Z kolei Filtry publikują książki Dahlíi de la Cerdy, Camili Sosy Villady czy Alany S. Portero. Jest to szeroki wachlarz tytułów mimo stosunkowo niewielkiej liczby autorów – od powieści historycznych w stylu Roncagliolo po językowe i narracyjne eksperymenty Cárdenasa czy Sosy Villady.
ArtRage i Filtry nie boją się również sięgać po hiszpańskojęzyczną non-fiction – gatunek, który do tej pory był na polskim rynku niemal nieobecny (poza kilkoma kontrowersyjnymi przypadkami, jak choćby publikowanie przez Frondę twórczości apologety dyktatury Franco, Pío Moa. Przełom nastąpił prawdopodobnie wraz z wydaniem w 2021 roku świetnie przyjętego Potosí Andera Izagirre (Filtry) oraz To nie jest Miami Fernandy Melchor (ArtRage, 2023). W tym samym roku Dowody opublikowały także zbiór reportaży i esejów Leili Guerriero, Nitrogliceryna niepokoju. Literaturę piękną promują również większe wydawnictwa. Sonia Draga ponownie stawia na tłumaczenia książek Fernando Aramburu – baskijskiego pisarza tworzącego po kastylijsku. Warto również zwrócić uwagę na kolejne znakomite tłumaczenie powieści Claudii Piñeiro autorstwa Tomasza Pindla. To wysokich lotów literatura piękna, łącząca elementy thrillera i kryminału – podobnie jak w twórczości wspomnianego już Javiera Maríasa. W przeciwieństwie do bardziej wymagających eksperymentów narracyjnych (Marías grał tym umiejętnie, ale widać to bardziej po Sosy Villadzie czy Cárdenasie), te książki można czytać także dla rozrywki. Nie oznacza to jednak, że są to proste fabularnie historie – przeciwnie, to literatura „z wyższej półki”. Dobrym przykładem jest także decyzja wydawnictwa Czarna Owca o publikacji książek Mariany Enríquez – jednej z najważniejszych współczesnych autorek horroru i znaczącej postaci argentyńskiej literatury.
Mimo tych sukcesów rynek wydawniczy wciąż omija niektóre obszary. Kryminały, powieści historyczne czy sensacyjne pozostają w dużej mierze niezagospodarowane – w tym segmencie dominują autorzy z innych regionów. Przekłady hiszpańskojęzycznych twórców gatunków popularnych często nie trafiały do szerokiego grona odbiorców. Dotyczy to choćby powieści Arturo Péreza-Reverte czy Almudeny Grandes. Pérez-Reverte, autor popularnej trylogii o kapitanie Alatriste, obecnie wydawany jest przez ArtRage. Można odnieść wrażenie, że chwilowa moda na hiszpańskojęzycznych autorów powieści przygodowych i kryminalnych już przeminęła. Nawet po ogromnym sukcesie Cienia wiatru Carlosa Ruiza Zafóna oraz thrillerów/kryminałów autorstwa Jordiego Sierry i Fabry czy Eduardo Mendozy zainteresowanie tym segmentem osłabło. Mimo że literatura rozrywkowa tego typu trzyma wysoki poziom, na polskim rynku nie inwestuje się w nią w ciemno.
Nie oznacza to jednak, że brakuje tłumaczy – wręcz przeciwnie. Zainteresowanie językiem hiszpańskim rośnie, a na uczelniach wyższych pojawia się coraz więcej studentów iberystyki. Paradoksalnie, choć literatura piękna tłumaczona z hiszpańskiego cieszy się w Polsce dużym uznaniem, inne gatunki – film (może poza Almodóvarem) czy teatr – wciąż nie znajdują tu szerokiej publiczności.
W minionym roku większą uwagę zwrócono na klasykę. Dużą rolę odegrał tu Państwowy Instytut Wydawniczy, który na początku 2025. roku opublikował gwatemalski klasyk, Pana Prezydenta Miguela Ángela Asturiasa, w znakomitym (i równie szalonym jak oryginał) tłumaczeniu Kacpra Szpyrki. Wydano również więcej przekładów poezji – zwłaszcza współczesnych klasyków. Fundacja Duży Format opublikowała wybór wierszy Cristiny Peri Rossi, najważniejszej poetki pierwszej fali latynoamerykańskiego „boomu”. Lokator nadrobił braki, wydając tom Zabić Platona Chantal Maillard w tłumaczeniu Pawła Orła, a Claroscuro opublikowało Dwadzieścia wierszy o miłości i jedną pieśń rozpaczy Pablo Nerudy (tłum. Marta Eloy-Cichocka). Są to wydania spóźnione, lecz istotne – dopełniają to, co już dawno powinno znaleźć się na polskim rynku.
Na poezji jednak nie koniec. W ubiegłym roku ukazał się kolejny komiks jednego z najważniejszych hiszpańskich twórców gatunku, Paco Roki (Kultura Gniewu). W bardziej anegdotycznym wymiarze warto wspomnieć także o pop-psychologicznym poradniku Solozofia. Sztuka, która pozwala czuć się spełnionym i cieszyć się życiem w pojedynkę Niki Vázquez Seguí (Czarna Owca) oraz książce dla dzieci Nareszcie Gwiazdka! Rogera Simó (Marginesy).
Pozostaje pytanie, czy to jedynie chwilowy powrót do klasyków dla pokolenia wychowanego na Cortázarze, czy też początek szerszego trendu. Przypomnijmy – związki literackie między Polską a krajami hiszpańskojęzycznymi istniały już w czasach PRL-u, gdy dostrzegano więcej analogii między tymi regionami. Dotyczy to także estetyki, jak choćby wzajemnych, choć nigdy w pełni przepracowanych podobieństw między realizmem magicznym a twórczością Brunona Schulza, którego nadal chętnie czyta się w Argentynie. Stąd też prawdopodobnie pozytywny odbiór książek Olgi Tokarczuk w Hiszpanii.
Podobieństw jest zresztą więcej – na przykład w sposobie radzenia sobie z traumami zbiorowymi, takimi jak doświadczenia wojen i totalitaryzmów. Widać to chociażby po dobrym przyjęciu poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego w Meksyku. Istotne są też wspomniane już związki polityczne i ekonomiczne – Polska, podobnie jak Europa Środkowo-Wschodnia, Półwysep Iberyjski i Ameryka Łacińska, należy do regionów semiperyferyjnych, czyli znajdujących się między centrum a peryferiami globalnego kapitalizmu. Te literackie relacje mają co najmniej dwustuletnią historię, ale zawsze dotyczyły określonego kręgu ludzi i książek – przede wszystkim literatury pięknej i poezji.
Mimo że hiszpański jest drugim najczęściej używanym językiem na świecie (po angielskim) w komunikacji międzynarodowej, w Polsce funkcjonuje głównie w kontekście nostalgii za klasykami. Potoczność niemal nie istnieje – reprezentowana głównie w kryminałach i innych gatunkach literatury popularnej, jest raczej domeną twórców skandynawskich i anglosaskich, ostatnio może też mocniej rodzimych, a nie pisarzy z Hiszpanii czy Ameryki Łacińskiej. To ciekawe zjawisko z perspektywy obiegu wiedzy. Pytanie, na ile wynika ono z charakterystycznej dla Polski kultury czytelniczej – wciąż elitarnej i estetycznie zakorzenionej w tradycjach klas wyższych – a na ile z wpływu Serii Iberoamerykańskiej.
Jeśli faktycznie istnieją głębokie historyczne i społeczne powiązania między Polską a światem iberyjskim, być może nurt ten będzie się rozwijał. Książki są – wystarczy je (tylko i aż) tłumaczyć.