Powieść (o) bólu
Dariusz Żółtowski
W gruncie rzeczy od wieków piszemy tę samą opowieść. Wszystko już było, jakkolwiek byśmy się starali, nie ma w literaturze wątku, który nie zostałby już poruszony. Gdy czytamy o miłości czy o śmierci, obawiamy się banału. Z tego powodu uciekłem swego czasu od prozy w stronę literatury faktu, intymistyki, diarystyki czy eseistyki, wierząc, że Józef Mackiewicz miał rację, mówiąc: „jedynie prawda jest ciekawa”. Gdy powróciłem do lektury powieści, nie zrezygnowałem z szukania w nich owej prawdy. Od pisarzy, którzy podejmują tematy uniwersalne, oczekujemy, że wniosą coś nowego – Yasunari Kawabata spełnia ten wymóg z nawiązką. Piękno i smutek to wielka powieść.
Kanwą narracji są wydarzenia sprzed dwudziestu czterech lat, kiedy to Ōki, wówczas trzydziestoletni żonaty pisarz, związał się z piętnastoletnią uczennicą Otoko. W wyniku tragicznych wydarzeń para się rozstała, Otoko wyjechała, a Ōki oparł na tych wydarzeniach fabułę swojej najsłynniejszej powieści. Reminiscencje nie estetyzują tego romansu, nawet sam pisarz dostrzega, że uwiedzenie dziewczyny było niewłaściwe. Owszem, jego powieść Szesnastoletnia dziewczyna, która pojawia się jako referencja opisanych w niej wydarzeń, a czasami jako kontrapunkt do perspektywy Otoko, zdaje się uwznioślać tę zakazaną miłość, chociaż przysporzyła ona bólu obu rodzinom. Pisarz nie zmienił jednak swojego zachowania, nawet w stosunku do żony. Trudno nie czuć obrzydzenia przy scenach jego interakcji z Keiko, zakreślonych jednak – przyznaję – może nieco zbyt mocną kreską.
Mimo że wykorzystanie narracji personalnej sprawia, że poznajemy punkt widzenia mężczyzny, trudno mu współczuć. Książka nie przypomina w niczym wcześniejszej o zaledwie kilka lat Lolity, wręcz uderzająco różnej od Piękna i smutku pod względem kreacyjnym i narracyjnym. Z drugiej strony warto skonfrontować ze sobą te dwie powieści, chociażby ze względu na występujący w obu motyw sobowtóra.
Miłość w prozie Kawabaty nierozerwalnie wiąże się z bólem, jest raną zadaną innym i samemu sobie. Jej toksyczność jednocześnie rozsadza człowieka i napawa go rozkoszą. Niezabliźnione miłości są jak otwarta rana, grzebanie w nich nie przynosi niczego dobrego. Ōki próbuje spotkać się z ukochaną sprzed lat. Może chce rozgrzeszenia, może nie jest szczęśliwy, a może chce zamknąć ten rozdział – tego do końca się nie dowiadujemy. Wspaniały efekt przynosi sposób ukazywania wątpliwości bohaterów, którzy sami nie są pewni swoich motywacji, słuszności i genezy swoich uczuć, konfrontują myśli z różnymi punktami widzenia. Powieściopisarz rozmywa rzeczywistość, pozwala czytelnikowi na własne interpretacje. Przede wszystkim jednak pokazuje, że niezabliźnione rany mogą prowadzić do fatalnych skutków – Keiko, zakochana w Otoko uczennica, postanawia pomścić jej krzywdy, by ostatecznie zakończyć tę miłość. Wykorzystuje w tym celu Taichirō, syna pisarza, którego uwodzi, by móc nim manipulować. Zakończenie można interpretować na różne sposoby, pewne jest jednak to, że ofiarami zemsty są przede wszystkim niewinni. Nie ucierpi na niej wyłącznie Ōki, lecz także członkowie jego rodziny, którzy wszak są również jego ofiarami. Przy analizie tego wątku pomocne będą terminy grooming, manipulacja, toksyczność. Zawsze w cieniu pozostaje także cierpienie dwóch kobiet – matki malarki i żony pisarza.
W drugim planie powieści pojawia się motyw sztuki. Ōki jest pisarzem, jego syn – badaczem literatury, a Keiko i Otoko – malarkami. Tempo wyraźnie zwalnia, gdy bohaterowie malują, piszą, rozmawiają o sztuce. Kawabata konfrontuje piękno sztuki z rzeczywistością, pokazuje, jak osobiste doświadczenia odbijają się na papierze czy na płótnie, jak artysta stara się uchwycić ulotność ludzkiego szczęścia, traumy oraz niepowodzenia. Szesnastoletnia dziewczyna zamyka tragedię młodej dziewczyny i ją samą w niewoli powieści, napędza także motywacje Keiko. Malarstwo Otoko ma być dla niej wyzwoleniem od tego, co nie pozwala jej oddychać. Ten wątek wzbogaca powieść o nowe sensy, wprowadza jednak również najbardziej rozgadane fragmenty, kontrastujące z raczej oszczędnym, eleganckim, momentami wręcz ascetycznym stylem, który szczególnie wyróżnia się w znakomitych początkowych partiach powieści.
Proza Kawabaty jest duszna, ciasna, pobudza czytelnika do wręcz fizycznej reakcji: odbiera dech, wywołuje mdłości. W szczególności dotyczy to fragmentów poruszających kwestie seksualności, balansującej często na granicy mniej lub bardziej jawnej przemocy. Lekturze towarzyszy dyskomfort, co stanowi jednak jej wielki atut – zwraca bowiem naszą uwagę na ludzkie relacje, przemilczenia czy manipulacje. Powieść iskrzy od napięcia, by przywołać choćby znamienne pod tym względem sceny spotkania dawnych kochanków po dwudziestu czterech latach czy rozmowy telefonicznej pod sam koniec powieści. Zadziwiający realizm tkwi w dialogach Taichirō i Keiko, które najlepiej oddają miłosną grę: subtelne fałsze i porażający autentyzm dopełniają się tutaj, odmiennie niż między Keiko a Ōkim.
Język to wielka siła Kawabaty. Zdania prowadzą prosto do celu, są pozbawione zbędnych naddatków, napędzają narrację, a zarazem urzekają swoim pięknem.
Piękno i smutek to opowieść o relacjach międzyludzkich, o szczęściu i nieszczęściu, o miłości i samotności – o tym, że wszystko to jest nierozerwalnie powiązane. Powieść Kawabaty jest tym, czego z wytęsknieniem wyczekuję w polskiej literaturze: z założenia prostą historią w dość tradycyjnym ujęciu, postmodernistyczną ewentualnie dzięki sile zniuansowanej, wieloznacznej opowieści, a nie – igraszkom formalnym czy innym sposobom pogrywania z czytelnikiem. Warto!