Czyściec opowieści niesamowitych

Ireneusz Staroń

Ciemna Dolina to najnowszy tom opowiadań Jarosława Jakubowskiego. Wybierając taki, a nie inny gatunek, autor z pewnością spełnia z naddatkiem oczekiwania czytelnika. Jaka jednak jest ta gatunkowość utworów Jakubowskiego? Podobna jak w przypadku nie tak dawnego zbioru Portier i inne opowiadania (2019) Jana Polkowskiego, choć bez silnie obecnego tam nachylenia metaliterackiego. Artykulacja tajemnicy, zarysowana subtelnie groza, groteska przechodząca niepostrzeżenie w onirię, która nie wynika jednak z ulirycznionego, na poły schulzowskiego stylu prozy poetyckiej, lecz staje się cechą samego świata przedstawionego. A przy tym niezawodne ciążenie ku paraboli czy alegorii, jak w przypadku epizodu z wielkim, czarnym psem – bestią broniącą wstępu do parafialnej świątyni. Bo i taki wątek tu znajdziemy.

Choć często są to opowieści w duchu Edgara Allana Poego czy Howarda Phillipsa Lovecrafta (z którego motto towarzyszy opowiadaniu Przejście), litość i trwoga – kategorie nierozerwalnie związanie z poczuciem katharsis – nie rodzą się w czytelniku Jakubowskiego jako wynik prostej analizy niesamowitych zdarzeń. Owszem, te także nie napawają optymizmem, bo trudno o taki, gdy chociażby fabuła inicjalnej opowiastki (to też dobre słowo!) opiera się na przygotowaniach pogrzebu kogoś, kto nie tylko jest w pełni sił, ale po prostu musi nagle umrzeć, bo… musi. A cały ceremoniał przygotowuje oczywiście kochająca żona. Nie zawsze najważniejsze jest też to, co wyniknie z tych podszytych najczarniejszym, metafizycznym humorem perypetii. Niezależnie od fabularnych zmiennych, tonacja oscyluje tutaj wokół kafkowskiej tragifarsy, a każda z opowieści, choć konstrukcyjnie dokładnie przemyślana, wydaje się nie tyle kończyć, co urywać w jakimś miejscu. Rozwiązanie intrygi pozostawia pewien niedosyt, bo i ono w groteskowych dekoracjach mogłoby wyglądać zupełnie inaczej. Ktoś powie, że to poetyka fragmentarycznego gatunku. To również, lecz trudno podejrzewać Jakubowskiego o prostą restytucję romantycznej (i już popkulturowej) grozy. Absurdem jest tworzyć podobne opowieści – zdaje się mówić „gospodarz” tego „poematu”. A tytułowa Ciemna Dolina czytana i biblijnie, i psychoanalitycznie (wątki erotyczne u Jakubowskiego to materiał na osobny esej) to nie tylko miasto umarłych rodem z Schulzowskiego Sanatorium pod Klepsydrą, ale także somnambuliczny czyściec, z którego rzadko mogą wydobyć bohaterów siły pochodzące z samego świata przedstawionego.

Kto jednak spisuje te „opowieści wariata”? Bohaterowie Jakubowskiego to postaci przerysowane i przetrącone, jednak i te określenia są nazbyt mocne, bo przerysowanie niekiedy wynika z dziwnego splotu zwyczajności. Owszem, zdarzają się na kartach Ciemnej Doliny wypadki zgoła niecodzienne, za którymi czają się niewytłumaczalne siły ciemności, a po wielu latach odnajduje się przysłowiowe trupy w szafie. Wówczas puenta okazuje się najbardziej oczekiwana – Jakubowski doskonale gra tu konwencjami – a zatem oddalona od życia. Czy też lepiej: od jednego z kilku życiowych schematów, takich jak „praca – dom – praca”, romans z partnerem „po przejściach”, czy też uteatralizowany niedzielny spacer „kochającej się” rodziny. Znacznie gorzej dla samopoczucia czytelnika jest wtenczas, gdy protagonista z całym wachlarzem swoich słabostek człowieka w średnim wieku z pozornie ustabilizowaną pozycją, z pozornie kochającą rodziną i równie pozornie ustalonym rytmem dnia, trafia nagle do świata na opak, w którym dzieje się NIC. A różnica okazuje się jedynie ilościowa, jak choćby w opowiadaniu Z. Dość powiedzieć, że tytułowa, biblijna Ciemna Dolina to po prostu miejscowość jak każda inna, ze swoją drużyną piłkarską Ludowego Klubu Sportowego, z meczami młodzików i klas okręgowych oraz opowieściami o dojrzewaniu chłopców zapowiadających się na znakomitych piłkarzy, a kończących pod budką z piwem. Ów schemat łamie oczywiście tajemnicze zniknięcie gwiazdy juniorskiego futbolu i straszliwa zbrodnia w tle, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że ta ciemność Doliny to tylko jakiś przerażający naddatek ciemności zwyczajnej, kumulacja tragedii złamanych, małomiasteczkowych biografii. Czy ich suma zmieni się w noc żywych trupów, jak w opowieści Przesiadka, czy też w balladowy powrót z cmentarza, jak w Grobie Hanny Mikosz, zależy tylko od ustawienia soczewki. Bo Ciemna Dolina jest wystarczająco ciemna bez dosłownych duchów i upiorów.

„Nie wiadomo, skąd w naszym kościele wziął się wielki, czarny pies” – tak rozpoczyna się opowiadanie Wielki pies ze środkowej części zbioru. Nie zawsze klasyczną dla poetyki tego gatunku tajemniczość sygnalizuje Jakubowski wprost w pierwszych słowach. Jednak i z takimi przykładami mamy do czynienia. Autor bowiem maksymalnie wykorzystuje wybrane ramy gatunkowe. Zdolność to – dodajmy – wcale nieoczywista i nie tak częsta, a i nazwisk pisarzy wielorodzajowych nie spotyka się obecnie na każdej okładce. Liryka, epika, dramat – tak już dziś moglibyśmy zatytułować dzieła zebrane Jakubowskiego (bo i takie udałoby się złożyć), a przecież autor nie poprzestaje na tym. Bywa też krytykiem literackim i dziennikarzem. Jeśli więc chcielibyśmy wyciągnąć z szerszego komunikacyjnego kontekstu jakąś czytelniczą lekcję, byłaby ona następująca: zmienianie konwencji rodzajowych wpływa u Jakubowskiego na sprawność warsztatową, nie ma w sobie nic z pretensjonalności skrojonej pod literackie ego, a przy tym nie dąży do eseizowania i wielorodzajowości w jednym tekście. Piszę to bez ukrytych intencji. Nie jestem bowiem przeciwnikiem synkretycznego przechodzenia jednej konwencji w drugą – wręcz przeciwnie. Warto jednak podkreślić, że działanie na różnych tekstowych polach może prowadzić także do literatury gatunkowej, a nie tylko do takiej, która podważa sam sens mówienia gatunkami.

A co mówi już sam wybór klasycznej konwencji z dreszczykiem? Gdy w rzeczywistości opowiedzianej próżno szukać nadziei, płynie ona i z niezmienności gatunku, i z biblijnego tytułu, w którym choć ciemno, widzimy jak w zwierciadle. I jasno.