Czy Lema musimy nazywać filozofem?
ks. Jerzy Sikora
Pawła Okołowskiego martwi fakt, że Lema jako literata zauważa się i docenia w Polsce i na świecie – jest przecież najczęściej tłumaczonym polskim pisarzem – natomiast jako filozofa nie dostrzega się i nie docenia. Zdaniem autora recenzowanej książki o prawdziwej wielkości Lema przesądza jednak jego myśl – solidny pogląd na świat. Inaczej mówiąc: o jego randze stanowi oryginalna i poruszająca filozofia – formułowana w prozie dyskursywnej, a znajdująca odbicie w beletrystyce.
Głos Pana Lema tytułem nawiązuje do Głosu Pana – powieści o zmaganiach uczonych z tajemnicą, z pytaniami o istotę świata i naturę człowieka. Zebrane w obecnej publikacji szkice Okołowskiego o myśli Lema w zdecydowanej większości (28) były już wcześniej publikowane. Dziewięć jest nowych. Książka zawiera również kilka krótkich tekstów Lema z czasopism – o charakterze felietonowym, z „Tygodnika Powszechnego” i innych periodyków. Dodam, że byłem rozczarowany zgryźliwymi i słabymi myślowo felietonami autora Solaris publikowanymi pod koniec życia w „Tygodniku Powszechnym”.
Autorowi udało się dać całościową perspektywę myśli Lema, omówić fundamentalne poglądy na kwestie epistemologiczne, metafizyczne i aksjologiczne. Zdaniem Okołowskiego na filozoficzne salony myśl Lema wpuszczana bywa rzadko i niechętnie, dlatego że nie szedł z duchem czasu. Jego poglądy na świat rozmijały się z modnymi stylami myślowymi: „Nie trafia on ani w scjentyzm, ani w marksizm, ani w tomizm (tym bardziej w chrześcijański modernizm), a najbardziej chybia postmodernizmowi”.
Lem nie jest akademickim filozofem, podobnie jak słynni egzystencjaliści, zaczynając od Kierkegaarda, a kończąc na francuskich pisarzach-myślicielach: Sartrze i Camusie. Nie jest myślicielem systemowym, ale wielowątkowym, agnostykiem wątpiącym w możliwość całkowitego poznania świata. Ponadto uważa on, że nie ma wystarczających dowodów na potwierdzenie istnienia Boga lub boskiej nieobecności. Jest filozofem eseistą, chodzącym ścieżkami myślowymi usytuowanymi na gruncie znanych filozofów. Okołowski policzył i podaje, że w książkach Lema, artykułach, wywiadach i listach pojawia się prawie pięciuset filozofów. I tak spośród filozoficznych sojuszników Lem najczęściej powołuje się na Schopenhauera, Russella, Poppera, Wittgensteina, Gödla, Tarskiego, Ajdukiewicza i Flecka. Z obrębu klasyków najczęściej wraca do Marksa, Platona, Arystotelesa, Kanta, Berkeleya, Pascala i Augustyna. Jeżeli zaś chodzi o filozoficznych przeciwników, są to: Kołakowski, Freud, Sartre, Heidegger, Hegel, Husserl i Derrida. Rzeczywiście Lemowe idee i poglądy korespondują z myślą wielu filozofów.
Paweł Okołowski przywołuje maksymę Henryka Elzenberga: „Kto uprawia filozofię, kocha nie filozofię, tylko byt”. To – zdaniem autora książki – „do Lema pasuje idealnie, bowiem on kochał Kosmos, czyli byt właśnie. Zajmowały go kosmiczne problemy, nie filozofowie i ich filozofie”. Ale chciałbym w tym miejscu postawić pytanie: czy rzeczywiście „byt” i „filozofia” to oddzielne kategorie? I przy okazji zacytuję sceptycznego, a jednocześnie przekornego, Emila Ciorana: „Słówko »byt«, obojętne, czy pojawi się na ustach sklepikarza, czy też filozofa – tak bogate i urokliwe, tak z pozoru brzemienne w sensy, w istocie nie znaczy nic. Jest nie do wiary, by umysł rozsądny mógł się nim przy jakiejkolwiek okazji posłużyć”.
Zdaniem Okołowskiego Lem był filozofem w wielce oryginalnej działalności systemotwórczej, w wyjątkowym poglądzie na świat. Czy naprawdę stworzył spójny system filozoficzny, myślowy? Chyba nie, bowiem przy jego zapośredniczającym i szkicowym sposobie myślenia i filozofowania było to niezwykle trudne, co chyba najlepiej widać w książce Summa technologiae, zawierającej eseje filozoficzne. Jej tytuł nawiązuje do dzieła Summa theologiae św. Tomasza z Akwinu. Lem jawi się chyba bardziej jako futurolog niż stricte filozof. Prognozuje przyszłość cywilizacji niebezpiecznie pozbawionej technologicznych ograniczeń. Snuje obawy o etyczne konsekwencje przyszłych technologii.
Filozofia rozumiana etymologicznie znaczy „umiłowanie mądrości”. Uważam, że na pewno to cechuje Lema. Cierpliwie, namiętnie drąży podstawowe problemy i idee. Pragnie poznać ich istotę, zrozumieć świat. Jest zagorzałym i świetnym krytykiem kultury masowej (podobnie jak filozofujący Witkacy czy poetycki Różewicz), w której nie podoba się mu wiele, między innymi nadmierne wykorzystywanie prywatności. Jest filozofem rozproszonym, nie totalnym, rozpisanym literacko – takim jak już wspomniani Sartre czy Camus, których przede wszystkim uznaje się za filozofujących pisarzy. Zresztą każdy dobry pisarz jest filozofujący: i Dostojewski, i Mann, i Kafka, i Gombrowicz etc. Ale bardziej filozofujący są ci, których można przypisać do wyraźnego nurtu filozoficznego – tak jak Camusa i Sartre’a do egzystencjalizmu. Lem to autor dzieł literackich zawierających filozofię, a nie wyraźnie filozoficznych oraz esejów filozoficznych Summa technologiae, czyli gatunku na pograniczu literatury pięknej i naukowej.
W omawianej książce głos pana Okołowskiego nie zawsze współbrzmi z głosem pana Lema. Na przykład ten pierwszy pisze: „Lem i Kołakowski byli przychylni religii jako takiej, rozumieli ją”. Czy rzeczywiście Lem rozumiał religię? W książce Świat na krawędzi (Kraków 2007) szczerze wyznaje: „Ja się w ogóle do rozmów o religii nie nadaję, bo się na religioznawstwie wcale nie znam”. Sam Lem nie uważał, ażeby swoim sposobem myślenia zbudował system, natomiast Okołowski uważa, że jednak zbudował – jak kiedyś Platon czy Kant.
Paweł Okołowski mówi, że duchowym antenatem Lema jest rzymski poeta i filozof Tytus Lukrecjusz Karus. Nazywa Lukrecjuszem ze Lwowa i udobitnia: „Stanisław Lem to Lukrecjusz XX wieku, a jego pogląd na świat to neolukrecjanizm”. Moim zdaniem jest to dyskusyjne stwierdzenie. Natomiast zgadzam się z autorem książki, że Lema jak najbardziej można wpisać w krąg myślicieli kładących w swych dziełach nacisk na objaśnianie tajemnic ludzkiej natury. Według mnie Stanisław Lem jest przede wszystkim myślącym filozoficznie pisarzem. Również intelektualistą, futurologiem. Wyznawcą zdrowego rozsądku, racjonalistą, wprawdzie nierozumiejącym w pełni religii, ale doceniającym jej wymiar społeczny. Czyste kwestie teoriopoznawcze prawie go nie interesują. Raczej stara się odpowiedzieć na pytanie: jak pogodzić myślenie z ludzkim życiem? Pragmatycznie zarysowuje horyzont przyszłości. Obchodzą go sensy epistemologiczne w połączeniu z wymiarem egzystencjalnym, zwłaszcza etycznym. Lem filozof i Lem pisarz się uzupełniają. I w jednej, i w drugiej odsłonie uwidacznia się myślenie nie tylko ideą, ale i obrazem. Suponuję, że Lem nadmiernie ufa rozumowi, chociaż jest świadom jego ograniczeń. Dlatego na przykład transcendencję trzyma jakby na uwięzi. Natomiast nie można mu odmówić poznawczej pasji i dociekliwości. Na pewno był człowiekiem o rozległych horyzontach myślowych. Ale czy koniecznie trzeba go nazywać filozofem?