SP Klara i jej tajny pakt
Milena Schefs
Czy tego chcemy, czy nie, boty i androidy powoli wkraczają w nasz świat. Coraz częściej to bot rozmawia z nami na czacie albo przez telefon, gdy próbujemy załatwić sprawę w banku lub urzędzie. Coraz więcej usług świadczą nam różni „wirtualni asystenci”. W Japonii niemal od trzech dekad rozmaite mechaniczne substytuty zastępują byty biologiczne – od słynnej zabawki tamagotchi, na punkcie której w latach dziewięćdziesiątych oszalały dzieci, po roboty towarzyszące osobom starszym. Taka sytuacja rodzi pytania i dylematy etyczne, które w ostatnim dwudziestoleciu przestały być czysto teoretyczne. Dziś trwa poważna dyskusja nad miejscem robotów w ludzkim społeczeństwie – i nad ich emocjami.
Jednym z ciekawszych nowych głosów w tej dyskusji jest świetna powieść Kazuo Ishigury – Klara i słońce. Ishiguro z nawiązką sprostał oczekiwaniom czytelników, którzy czekali na „pierwszą powieść po Noblu”, a zrobił to w iście mistrzowskim, brawurowym stylu. Narratorką, a zarazem bohaterką tej historii jest tytułowa Klara, androidka z serii B dwa, wyprodukowana z myślą o towarzyszeniu nastolatkom w procesie dorastania. Tajemniczy skrót SP, jakim określa się ten typ androidów, oznacza Sztucznego Przyjaciela. W nieco dystopijnym świecie z Klary i słońca taki prezent zamożni rodzice chętnie sprawiają swoim wybitnie utalentowanym, samotnym dzieciom. Te dzieci nie mają lekko: zmuszone do zdalnej nauki, na co dzień pozbawione środowiska rówieśniczego, poddane śmiertelnie niebezpiecznej procedurze „skorygowania”, czyli edycji genów w celu podniesienia ich zdolności, potrzebują jakiegoś oparcia w czasie dojrzewania. SP wydaje się idealnym rozwiązaniem: jest po to, by zaspokajać potrzeby dziecka. Ale czy może stać się jego przyjacielem? Czy może poczuć autentyczną więź ze „swoim” nastolatkiem – i czy ta więź może zostać odwzajemniona?
Kruche, trudne relacje między światem robotów i ludzi zostały tu ubrane w piękną, subtelną, w gruncie rzeczy bardzo smutną historię. SP Klara jest bardzo niezależna jak na androida: z zainteresowaniem obserwuje świat zewnętrzny, wyciąga wnioski z tego, co widzi, dogłębnie analizuje wszelkie relacje między ludźmi i działa na podstawie własnej, indywidualnej oceny sytuacji. Jest jak bystre dziecko, które ciągle się uczy na błędach swoich i cudzych. Z dnia na dzień SP, towarzysząca czternastoletniej dziewczynce o imieniu Josie, coraz bardziej angażuje się w sprawy rodziny i otoczenia swojej podopiecznej, ale także orientuje się, jak sprzeczne cele mają ludzie wokół niej. Nie jest w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb, szczególnie że niektóre z nich są bardzo dziwnej natury: na przykład prośba matki o „kontynuowanie Josie”, czyli o jej zastąpienie w razie, gdyby dziewczynka umarła, co nie jest wykluczone, bo Josie – jak wiele dzieci po „skorygowaniu” – ciężko choruje. W takich warunkach trudno nie zadać sobie pytania o tożsamość Klary – o to, na ile jest Klarą, a na ile projekcją oczekiwań innych. Tak duży bagaż doświadczeń przytłacza androidkę, lecz także budzi w niej coraz to nowe, nieoczekiwane myśli i emocje. Jest w tym do głębi ludzka, jednak okrutny paradoks jej położenia polega na tym, że żaden człowiek nie przejmuje się jej emocjami, ponieważ nikt nie uważa ich za prawdziwe. Nawet Josie traktuje swoją SP wyłącznie jak użyteczną poduszkę na łzy, choć czasem podejrzewa, że Klara ma jej znacznie więcej do zaoferowania. Ale im starsza jest Josie, tym mniej znaczy dla niej SP.
Tymczasem z Klarą rzecz ma się wręcz odwrotnie. Potrzeba ochrony Josie skłania ją do podejmowania działań z własnej inicjatywy, a im ciężej dziewczyna choruje, tym większe ofiary jest w stanie ponieść androidka. Tak dochodzimy do najbardziej zdumiewającego aspektu tej powieści: otóż Klara… odprawia własne, wymyślone przez siebie rytuały, których adresatem jest jej prywatne bóstwo – słońce. Dlaczego słońce? Cóż, Klara działa na baterie słoneczne, więc wybór jest dość oczywisty. Ale już znalezienie specjalnej przestrzeni do paktowania ze słońcem, targowanie się o życie Josie czy uzyskiwanie pomocy ze strony ludzi w wypełnianiu warunków tego paktu wcale takie nie jest. Ishiguro bardzo dokładnie i precyzyjnie, ani na chwilę nie uczłowieczając na siłę swojej bohaterki, pokazuje swoim czytelnikom, że granica między myśleniem ludzi i robotów może… wcale nie istnieć. Nawet ta, którą na ogół uważamy za nieprzekraczalną dla sztucznej inteligencji, czyli granica irracjonalności i mistycyzmu. Szczególnie dobitnie widać to w świecie, w którym pracownicy bywają „substytuowani”, czyli zastępowani przez roboty, a roboty konstruuje się z myślą o towarzyszeniu ludziom. Z kolei to, jak ludzie traktują swoich towarzyszy, pokazuje ich prawdziwe twarze – i nie jest to miły widok.
Pytania, jakie stawia przed nami powieść Ishigury, są głęboko niepokojące, ponieważ coraz częściej będą dotyczyć nas osobiście. Odeszliśmy już bardzo daleko od zwykłej personalizacji i antropomorfizacji maszyn, która jest dość powszechna w literaturze science fiction (i nie tylko). To, z czym dziś mamy do czynienia, to sztuczna inteligencja odgadująca ludzkie emocje i życzenia, a więc potrafiąca jakoś rozłożyć je na czynniki pierwsze, by potem odtworzyć. W tych warunkach Klara i słońce może szybko okazać się nie tyle fantastycznonaukową antyutopią, ile fragmentem opisu naszej rzeczywistości. Choć wypada sobie życzyć, żeby ta wizja jednak się nie ziściła.
Książka Ishigury jest napisana pięknym, eleganckim językiem, w warstwie narracyjnej nie ma w niej żadnych zaskoczeń. Jej akcja toczy się niespiesznie, a czytelnik musi się trochę natrudzić, zanim odkryje jej mroczniejsze warstwy. Prawdziwa niespodzianka kryje się także w samym zakończeniu, którego oczywiście tu nie zdradzę.
Klara i słońce na pewnym poziomie koresponduje z wcześniejszą antyutopią Ishigury – Nie opuszczaj mnie. Tu narratorka jest androidką, tam była nią dziewczyna klon z eksperymentalnego ośrodka, hodowana na dawczynię organów. Jednak wydaje mi się, że najnowsza książka tego autora jest znacznie lepsza niż ta z roku 2005. Najwyraźniej świeżej daty noblista nie ugiął się pod presją własnej popularności i powrócił do bliskich sobie tematów, by po raz kolejny zachwycić czytelników, ale też zmusić ich wreszcie do pogłębionej refleksji nad tym, dokąd zmierza ludzkość.