Nie tylko pod słońcem Toskanii: literatura (i kinematografia) włoska w 2024 roku
Maria Karpińska
Italofile w 2024 roku zdecydowanie nie mogli narzekać: kultura włoska w Polsce miała mocną reprezentację, szczególnie w literaturze i filmie. Włochy były gościem honorowym na Międzynarodowych Targach Książki w Warszawie, a wielu wydawców zdecydowało się wykorzystać tę okazję i przygotować na majowe targi publikacje z ojczyzny Dantego. Literaturze w sukurs przyszła kinematografia – i choć korelacja czasowa jest tu prawdopodobnie przypadkowa, książki i filmy wspólnie pokazały nam rozmaite blaski oraz cienie włoskiej kultury, zarówno współczesnej, jak i dawnej. Czyje będzie jutro?
Włochy pod znakiem silnych kobiecych głosów
Claudia Durastanti to pisarka trochę włoska, a trochę amerykańska, ale właśnie dzięki tej niejednoznacznej pozycji w swojej twórczości bezbłędnie odtwarza życie „pomiędzy” – miejscami, językami, ale także tożsamościami. Urodzona na Brooklynie, od szóstego roku życia mieszkała w niewielkim miasteczku we włoskiej Basilicacie. Rozpięcie między amerykańską metropolią a prowincją na włoskim południu to tylko jedna z wielu warstw wyobcowania, z jakimi musiała się zmierzyć. Innym jego poziomem jest dorastanie jako dziecko dwójki głuchych rodziców, jeszcze innym – dorastanie jako dziecko dwójki barwnych, niekonwencjonalnych osób, które funkcjonują nie tylko poza światem dźwięków, ale także poza jakimkolwiek usankcjonowanym systemem. O tych właśnie doświadczeniach Durastanti napisała autobiograficzną książkę o wiele mówiącym tytule Obca.
„[Z]astanawiam się, czy ten proces zadomowienia się w jakimś języku – osiągnięcie poczucia bliskości z nim, intymności, pewności siebie – jest w ogóle możliwy. Dla mnie pisanie jest nieustannym odkrywaniem utraconych właściwości języka, słów, których przestaliśmy używać, pewnych dziwactw językowych, a także próbą wniesienia do języka czegoś swojego”, mówiła Durastanti w wywiadzie z Sylwią Górą („Kultura Liberalna”, nr 799). Te poszukiwania językowe stanowią najmocniejszą stronę jej prozy, w której autorka odważnie eksploruje słowne niezręczności. Obserwacja rodziców, którzy nie słyszą własnej mowy i dla których dźwięki są niejako ciałem obcym, pozwala pisarce z niespotykaną wrażliwością podchodzić do języka, co z pewnością stanowiło nie lada wyzwanie dla tłumacza książki na polski – Tomasza Kwietnia. Durastanti była gościnią Festiwalu Conrada w Krakowie, na którym o swojej książce rozmawiała z Anną Goc – autorką reportażu Głusza, dotyczącego funkcjonowania głuchych w społeczeństwie. Te dwa tytuły twórczyń młodego pokolenia z Polski i Włoch ciekawie ze sobą rezonują.
W równie ciekawy dialog z Durastanti, choć na zupełnie innej powierzchni, wchodzi głośny film Paoli Cortellesi – aktorki i komiczki, która po raz pierwszy stanęła zarówno za kamerą, jak i przed nią, wcielając się w główną rolę we własnym filmie. Jutro będzie nasze we Włoszech stało się przebojem, a w Polsce film otrzymał nagrodę publiczności na Festiwalu Dwa Brzegi w Kazimierzu. Podobnie jak Durastanti, Cortellesi eksploruje różne języki i style filmowe i zestawia je w jednym obrazie, który co chwilę zaskakuje. Czarno-biały dramat o ofierze przemocy domowej zamienia się w feministyczną komedię, by w ostatecznym rozrachunku stać się ważnym komentarzem społecznym do powojennej historii Włoch i walki o prawa obywatelskie kobiet.
Ciężar klasyki
Innym mocnym kobiecym głosem jest twórczość filmowa Alice Rohrwacher, reżyserki z tego samego co Cortellesi pokolenia. Jej obraz La chimera wszedł do polskich kin na początku 2024 roku, już wcześniej zaś zdobył nominację w konkursie głównym w Cannes. To historia Arthura, który wraz z szemraną grupą zmagających się z biedą mężczyzn plądruje włoską ziemię w poszukiwaniu archeologicznych znalezisk. W przeciwieństwie do swoich kompanów Arthur jest wrażliwy na piękno i nie kieruje się chęcią zysku, lecz opętańczo poszukuje przebłysków świata dawno pogrzebanego; napędza go też tęsknota za zaginioną ukochaną. Rohrwacher nakłada na fabułę filtr mitologiczny, czyniąc z Arthura Orfeusza, który z rozpaczy schodzi do zaświatów w głąb ziemi. La chimera doskonale oddaje też ciężar i błogosławieństwo, jakim dla Włoch stała się starożytna spuścizna, której są opiekunami i niewolnikami jednocześnie.
Literackie publikacje z 2024 roku również pozwalają lepiej poczuć i zrozumieć dawne (choć nie aż tak dawne) Włochy. Państwowy Instytut Wydawniczy, który niestrudzenie przypomina dorobek Itala Calvina w odświeżonych szatach graficznych, wznowił trylogię Nasi przodkowie w tłumaczeniu Barbary Sieroszewskiej, po raz pierwszy umieszczając Barona drzewołaza, Wicehrabię przepołowionego i Rycerza nieistniejącego w jednym tomie. Na tym (nomen omen) nie poprzestając, PIW wydał także zbiór esejów i wykładów Calvina pt. I na tym koniec (przeł. Joanna Ugniewska-Dobrzańska, Anna Wasilewska, Monika Woźniak) oraz bardzo reprezentatywny i szeroki wybór opowiadań Antonia Tabucchiego, którego dokonała tłumaczka Joanna Ugniewska, Przyszedłem, ale cię nie zastałem. Obaj autorzy są w Polsce dobrze znani, szczególnie Calvino, który nadal jest czytany. Tym bardziej cieszy, że jego utwory otrzymują nowe wydania i przy tym okazje do kolejnych komentarzy i świeżych spojrzeń.
Wydań doczekali się także klasycy spoza geograficznego i literackiego centrum, jak Italo Svevo, którego Zena Cosiniego w tłumaczeniu Zofii Ernstowej wznowiło wydawnictwo ArtRage. Czytany współcześnie Svevo, twórca z Triestu, który w swojej najsłynniejszej i zarazem ostatniej skończonej powieści dialoguje z Freudem na temat psychoanalizy, stawia wciąż aktualne (i intrygujące!) pytania o stosunek prawdy do fałszu w akcie opowiadania. Z kolei Austeria wydała Miasta świata Elia Vittoriniego (przeł. Radosław Kłos), pisarza z pierwszej połowy XX wieku, z Syrakuz. Miasta świata to jego ostatnia, niedokończona powieść, która za pomocą historii o podróży pasterza i jego syna pokazuje cały kalejdoskop postaci tworzących portret sycylijskiej tożsamości. Wszystkie je łączy przemieszczanie się, co pozwala widzieć je jako układ rozbijających się o siebie, będących w ciągłych ruchu atomów. Ten wir ludzkich historii pozwala poznać Sycylię w pigułce i zobaczyć powojenne Włochy w innym świetle niż tylko beztroskiego południowego słońca.
Włoskie gwiazdy na międzynarodowym nieboskłonie
W krok za sławami z ubiegłego wieku podążyli autorzy, którzy międzynarodowy rozgłos zyskali całkiem niedawno. Tasmania to powieść Paola Giordana, autora słynnej Samotności liczb pierwszych, które zdobyły najważniejszy włoski literacki laur – Premio Strega – w 2008 roku, a dwa lata później zostały zekranizowane przez Saveria Costanza. W samej ojczyźnie w roku premiery powieść sprzedała się w ponad milionie egzemplarzy. Giordano, który analizował w niej związek dwójki nastolatków, a później dorosłych okrzepłych w samotności i w pewnym sensie niepotrafiących odnaleźć się w komunikacji koniecznej do budowania relacji, w Tasmanii podąża za męskim bohaterem wkraczającym powoli w drugą połowę życia. Paolo, imiennik autora, przygląda się światu stojącemu nad przepaścią. Jako dziennikarz stara się przeanalizować i zrozumieć wydarzenia, które mnożą się dokoła – akty terroryzmu czy załamania pogody spowodowane katastrofą klimatyczną. Na gruncie osobistym obserwuje podobny rozpad relacji międzyludzkich, a wśród wielu innych także własnego małżeństwa. Tasmania (przeł. Joanna Kluza) to uniwersalna opowieść, która bardziej niż Włoch dotyczy całej współczesnej zachodniej cywilizacji chylącej się ku upadkowi. Bohater przemieszcza się między Rzymem a Paryżem, w końcu trafia także do Japonii, tytułowa Tasmania to z kolei potencjalne miejsce ucieczki w razie końca świata.
Jeszcze inny Paolo, tym razem Cognetti, autor również nagrodzonych Premio Strega i zekranizowanych w 2022 roku Ośmiu gór, powraca z powieścią W dolinie (przeł. Tomasz Kwiecień), która podobnie jak ta, która przyniosła mu rozgłos, mówi o męskich relacjach i rodzinnych zaszłościach w otoczeniu górskich szczytów. Tym razem historia braci Luigiego i Alfreda rozgrywa się nieco niżej, w tytułowej dolinie, gdzie każdy z nich będzie musiał opowiedzieć się wobec spuścizny zostawionej po ojcu. Cognetti, co łączy go niejako z Paolem Giordanem, stara się znaleźć język do opowieści o współczesnej relacji człowieka i przyrody.
Kropką nad „i” pośród filmowych gwiazd była premiera Challengersów najsłynniejszego obok Paola Sorrentina współczesnego włoskiego reżysera poza granicami Włoch, czyli Luki Guadagnina. Tym razem film Guadagnina wyszedł poza swoją ojczyznę także dosłownie – tak jak akcja Tamtych dni, tamtych nocy rozgrywała się głównie między Amerykanami, ale we Włoszech, tak Challengers włoskie mają już tylko nazwisko reżysera w napisach. Nie przeszkodziło to jednak twórcy w stworzeniu brawurowego filmu o potencjale. Oto trójka młodych tenisistów, a pośrodku tego trójkąta Tashi (grana przez Zendayę), dziewczyna o niewiarygodnym tenisowym talencie, która w przededniu szczytu swojej kariery ulega kontuzji. Dwóch przyjaciół rywalizuje o względy Tashi, jednak od chwili jej wypadku układ sił zostaje zaburzony. Wiele lat później była gwiazda tenisa steruje karierą swojego coraz mniej zmotywowanego męża, gdy do życia tej dwójki powraca dawny przyjaciel, obecnie utracjusz o niewątpliwym sportowym talencie. Obaj mężczyźni mają luksus decydowania o swoim losie, wykorzystania lub zaprzepaszczenia własnego potencjału. Kobieta w tym trójkącie ów przywilej utraciła, a jako jedyna z pewnością nie zamierzała go zmarnować – w tym sensie Challengersi to nie opowieść o sporcie, a raczej o dziejowej niesprawiedliwości, która nie daje o sobie zapomnieć. Jak każdy film (lub serial) reżysera z Palermo Challengersi pełni są napięcia nieokreślonych międzyludzkich relacji, które wciąż ulegają redefinicji.
Udział włoskich autorów/ek, ale także ilustratorów/ek i innych przedstawicieli włoskiego świata literatury w Międzynarodowych Targach Książki w Warszawie odbył się pod hasłem Ci vuole un fiore, co oznacza „Potrzebny jest kwiat”. Jest to cytat z Gianniego Rodariego i według goszczącego na targach ambasadora Włoch Franchettiego Pardo, słowa pisarza przypominają o nierozerwalnym, a coraz bardziej problematycznym związku człowieka ze światem przyrody. W 2024 roku mieliśmy możliwość poznać lub zobaczyć na nowo kwiat literatury i filmu włoskiego. Oby kolejny nie pozostał mu pod tym względem dłużny.