Pochwała starości

Jadwiga Clea Moreno-Szypowska

Maria Kuncewiczowa (1895–1989) i Sándor Márai (1900–1989) to dziwne zestawienie dwojga pisarzy, których na pierwszy rzut oka łączy tylko rok śmierci. I właśnie kres, a raczej droga ku niemu, staje się tematem książki Maria Kuncewiczowa. Sándor Márai. Późny wiek – późna Twórczość. Interakcje. Materiały do studiów nad psychologią starości. Polska pisarka przeżyła dziewięćdziesiąt cztery lata, Węgier osiemdziesiąt dziewięć. Oboje do samego końca byli aktywni i dzierżąc pióro w ręku, kierowali się ku ostatecznej przystani.

Anna Maria Manek jest profesorem KUL, a obszar jej zainteresowań obejmuje psychologię i literaturę. W omawianej pracy przedstawia zmagania dwudziestowiecznych pisarzy z własną starością, umieraniem, do którego się przygotowują i ze śmiercią ludzi im najbliższych ‒ Kuncewiczowa swojego męża, a Márai swej żony. Przegląd późnych tekstów omawianych twórców ‒ w przypadku Polki są to: Notatki włoskie. Przezrocza i Listy do Jerzego, a Węgra: Dziennik 1977—1989 i Trzydzieści srebrników – pozwala autorce przedstawić ich stosunek do końcowego etapu życia i jego bolączek.

Pracę otwiera przegląd teorii na temat starości rozpatrywanej z punktu widzenia psychologii oraz różnych stanowisk wobec śmierci. Autorka informuje, że specjaliści wyróżniają najmłodszych starszych (między sześćdziesiątym piątym i siedemdziesiątym piątym rokiem życia), starszych starszych (od siedemdziesięciu pięciu do osiemdziesięciu pięciu lat) i najstarszych starszych (powyżej osiemdziesiątego piątego roku). Skupia się ona w swoich badaniach na dwóch ostatnich przedziałach wiekowych. Posiłkując się m.in. obserwacjami Charlotte Bühler i „katalogiem sposobów radzenia sobie z lękiem przed śmiercią” Arnolda Toynbee’ego, Manek bada wypowiedzi obu pisarzy w tekstach napisanych przez nich „po ukończeniu (…) 75. roku życia”. Przedmiotem jej zainteresowania jest to, jak tytułowi autorzy podchodzą do trzech wytypowanych kwestii: starości, umierania i śmierci. Oboje są zgodni co do tego, że starość fizyczna nie równa się starości psychicznej. Kuncewiczowa nawet w podeszłym wieku odczuwa „głód inności”, zaś niewidzialny „Świadek” każe jej wciąż pracować. W Fantomach pisze: „pracuję w wieku emerytalnym więcej niż za młodu. I nie z konieczności zarobku. Nie ma co szukać przyczyny, zachowuję się tak z powodu Świadka. (…) Pytam: dlaczego każesz mi na starość publicznie roztrząsać moje życie? (…) Czuję się stara podwójnie: jako osoba i jako gatunek skazany na wymarcie w nonsensach hipercywilizacji. Spowiadam się więc czemuś, co przetrwa Nonsens”. Pracując w świecie, czuje jednocześnie, że do niego nie należy, że to, co nadchodzi, jest jej obce. Zdaje sobie sprawę z tego, że, jak relacjonuje literaturoznawczyni Helena Zaworska: „są sprawy, których nie może znać ani młodość, ani wiek dojrzały, które objawiają się człowiekowi dopiero w starości i które stanowią rewelację”. Myśl ta jest pokrzepiająca. Podobne pozytywne nastawienie do nieubłaganego czasu wyrażał w początkowej fazie starości węgierski „Cudzoziemiec”, pojmując ją jako „zadanie, którego oczekiwał z ciekawością, i pragnął ją przeżyć głęboko, z pełnym zrozumieniem zachodzących w organizmie zmian, wypełniając czas pracą twórczą”. Niestety upływ lat i postępujący z nim ubytek sił wpływają na zmianę nastawienia pisarza. W Dzienniku 1979—1989 Sándor Márai pisze: „W ostatnich miesiącach mocno się postarzałem. Jestem zbyt zmęczony, by żyć. Dawniej nigdy czegoś takiego u siebie nie obserwowałem”. Pomimo tego chce pisać do ostatniej chwili: „póki pracują zwoje mózgowe, palce, nerwy ruchowe. Pisać, bo duch jest silniejszy”. Pisać, tak, ale dla kogo? Oboje uważali literaturę za rozmowę między autorem a czytelnikiem.

Poczucie odchodzenia z obcego już świata jest szczególnie silne w twórczości węgierskiego pisarza, człowieka niewierzącego, który choć był przeświadczony, że: „Wszystko jest w Bogu. I we wszystkim jest Bóg”, jednakże uściślał: „Ale Bóg nie może być Bogiem religii”. Pozbawiony pociechy wiary, Márai deklarował: „Spokój, kiedy myślę o śmierci. Niepokój, kiedy myślę o umieraniu”. Życzył sobie „odejść bezgłośnie” i śmierć traktował zgodnie z filozofią Wschodu: chciał „wtopić się na powrót w rytm świata”. Kuncewiczowa, żywiąc dojrzałą wiarę katolicką, pozostała do końca pełna nadziei. Pisała: „Nie bardzo dobrze umiem sobie zdać sprawę z tego, czym jest wiara, nawet nie wiem, z czego się ona we mnie składa, ale wiem, że ona stoi na progu tego, co nazywam tajemnicą, i to mi wystarcza”. Owa zaś tajemnica przejawia się w tym, że człowiek sam dla siebie jest zagadką i „ja” stanowi jądro ciemności „każdego ludzkiego ciała”. Pisarka czuła, iż poprzez śmierć może osiągnąć obiecaną w religii komunię, w znaczeniu odseparowania się od egocentryzmu i ponownego złączenia się we wspólnocie wiernych. W jej rozumieniu „Katolicyzm znaczy powszechność”, toteż stroniła od oryginalności w pisaniu. W recenzowanej książce czytamy: „Autorka (…) pozbywa się egocentryzmu na rzecz Boga, potomności (syna), innych osób (społeczeństwa), a także wciąż odradzającej się natury”. Słowa, które przywodzą na myśl Rozmyślania Marka Aureliusza, gdzie zapisano: „A śmierć nie tylko jest dziełem natury, ale i dziełem dla niej pożytecznym. Pomyśl nad tym, w jaki sposób człowiek i jaką częścią swej istoty styka się z bogiem, i jak się ta właśnie cząstka człowieka w pewnych razach zachowuje”. Proza rzymskiego cesarza towarzyszyła Máraiowi: „Każdego wieczora przed zgaszeniem lampy kieliszeczek Marka Aureliusza (po francusku). W IV księdze uwaga: rien ne vient du néant, comme rien ne retourne au néant [Żadna rzecz nie powstaje z niczego, podobnie jak żadna rzecz nie staje się niczym]. Doskonałe. Ale jeszcze coś – świadomość – która przybywa z Nicości i po krótkim okrążeniu do Nicości powraca”. Stąd też, choć bliska mu była wschodnia wizja Nicości, to chciał, by jakaś jego cząstka pozostała, pisał więc: „Mam nadzieję, że w uniwersum istnieje świadomość, ale to tylko nadzieja”. Czy nadzieja nie jest najszczerszym przejawem wiary?

Religijność Kuncewiczowej pozwoliła jej lepiej znieść śmierć ukochanego męża Jerzego, dając przekonanie o tym, że on gdzieś indziej nadal istnieje, co wyraziła w pisanych po jego odejściu Listach do Jerzego. Inaczej rzecz się ma u Máraia, który pragnął śmierci: „we dwójkę, w tym samym czasie”, co nie dane mu było, a co gorsza tuż po stracie ukochanej żony Loli zmarł adoptowany syn w wieku zaledwie czterdziestu pięciu lat. Pisarz poczuł się całkowicie opuszczony. W Wigilię 1985 roku, przebywając w szpitalu w San Diego, Márai napisze: „Rzeczywistość jest obojętnością. Nie potrafię już protestować, nie ma we mnie gniewu ani oskarżeń. Jest poczucie całkowitego bezsensu i bezwzględności życia. (…) Przychodzimy z nicości i odchodzimy w nicość, wszystko inne jest tylko dziecinnym wymysłem”.

My zaś w XXI wieku możemy stwierdzić, że oboje – Kuncewiczowa i Márai – za pomocą stworzonej przez siebie literatury nawiązali więź „między dwojgiem ludzi”: pisarzem, którego już nie ma i czytelnikiem, który jest i będzie. Ta dialogowość literatury pozwala przekroczyć granice czasowe i nawiązać kontakt z dawnymi pokoleniami.

Książka Manek pozwala poznać dzieła, które uczą każdego, jak uporać się z najważniejszymi aspektami naszej egzystencji: upływem czasu, umieraniem i śmiercią. Wielcy pisarze zdają nam sprawę ze swojego życia, z którym my – czytelnicy – powinniśmy się zapoznać, a dobrym do tego wprowadzeniem jest recenzowana publikacja, naświetlająca ich „późną twórczość” refleksjami na temat nieubłaganego biegu życia. Wykształcenie literaturoznawcze i psychologiczne autorki wzbogaca interpretację dzieł omawianych twórców, pokazując jak czynniki psychobiologiczne wpływają na kreację artystyczną. Spostrzeżenie, iż u obojga pisarzy zachodzi zmiana gatunkowa „od fikcji do intymistyki” otwiera drogę do dalszych badań nad tym tematem.