Kwiat paproci w ciemnym lesie

Marek Misiak

Dwa pomniki Łesi Ukrainki – jeden w Moskwie, drugi w Toronto. Ten pierwszy stoi przed zwykłą, nieotynkowaną „chruszczowką”, na trawniku, wśród rachitycznych drzewek. Cała okolica ma zresztą „ukraiński” charakter – najbliższa ulica to Bulwar Ukraiński (Украинский Бульвар), niedaleko znajduje się też Dworzec Kijowski (Киевский Bокзал). Jest to jednak ukraińskość pozorna – niemająca żadnych konsekwencji, niewiążąca się z otwartością na odmienność. Poetka na pomniku ma zamknięte oczy, wykonuje jakiś nieokreślony gest, jest filigranowa i jakby nierzeczywista – jest jak Mawka, główna bohaterka jej najsłynniejszego chyba utworu, czyli poetyckiego dramatu Pieśń lasu (Лісова пісня). To bezpieczna ukraińskość – pogrążona w folklorystycznym śnie, prowincjonalna, bez wpływu na własny los. Pomnik w High Park w Toronto otoczono wprawdzie metalową balustradą (część tamtejszej ukraińskiej diaspory żąda jej demontażu), ale Łesia Ukrainka jest na nim uchwycona w pół kroku, śmiało patrząca do przodu, silna, pewna. Te dwa pomniki symbolizują dwa sposoby postrzegania tej postaci (i w ogóle ukraińskiej kultury sprzed powstania niepodległej Ukrainy w 1991 roku): jako jednej z tych, którzy wprowadzili ukraińską literaturę do grona literatur europejskich, lub jako autorkę utworów o leśnych nimfach, względnie „kobiecych” (w sensie: operujących głównie uczuciowością) wierszy o miłości. Pomnik odzwierciedlający polskie spojrzenie na Łesię Ukrainkę przedstawiałby ją zapewne pogrążoną w lekturze Sonetów krymskich – rodzime publikacje (podobnie zresztą jak o Iwanie France) mówią o niej głównie w kontekście jej związków z literaturą polską i tego, na ile dobrze znała nasz język. Nie prezentują jej natomiast jako wybitnej artystki per se.

Książka ukraińskiej literaturoznawczyni Tamary Hundorowej wypełnia lukę w polskim piśmiennictwie o Łesi Ukraince (właśc. Łarysie Petriwnej Kosacz-Kwitce). Jeszcze przed Euromajdanem w 2014 roku i pełnoskalową inwazją rosyjską dwa lata temu zaczęto szerzej tłumaczyć na polski utwory najbardziej cenionych współczesnych twórców z tego kraju – Oksany Zabużko, Serhija Żadana i nielicznych innych. Jednak ukraińscy klasycy – Taras Szewczenko, Iwan Franko i właśnie Łesia Ukrainka, nie mówiąc już o tych znanych jedynie garstce slawistów – to terra incognita. Można uderzać w wielki dzwon i mówić, że jeśli relacje między Ukraińcami i Polakami mają faktycznie się zmienić, to musimy… itd. Ale jak powiedział ojciec głównemu bohaterowi Przypadku (1981) Krzysztofa Kieślowskiego: „Pamiętaj, nic nie musisz”. Bogactwo biografii i twórczości Łesi Ukrainki broni się samo – a o bogactwie kulturowym Ukrainy czytelnik dowiaduje się przy okazji, poprzez tę autorkę, a nie tylko na jej przykładzie.

Hundorowa ujmuje życie i twórczość Łesi Ukrainki jako całość, ale nie na zasadzie anachronicznego już dziś biografizmu. Wskazuje raczej, że dorobek tej autorki wykracza poza dzieła czysto literackie i że nie da się go oddzielić od biografii. Poprzez biografię rozumiemy tu jednak nie zdarzenia, ale raczej całe Sitz im Leben poetki. Elementy tego Sitz im Leben wyznaczają kolejnych siedem ksiąg publikacji: 1) chorobę (i związane z tym podróże do lekarzy, klinik i sanatoriów w wielu krajach), 2) polemiki w łonie ukraińskiej inteligencji na przełomie XIX i XX wieku, 3) przyjaźń/miłość z Olhą Kobylańską oraz cztery kluczowe dramaty poetyckie Łesi Ukrainki: 4) Błękitną różę i rozumienie ludzkiej psychiki, 5) Opętaną – transgresje i nieortodoksyjnie (przynajmniej według ówczesnych standardów) rozumianą kobiecość, 6) Kasandrę – prezentację uniwersalnych wątków w starożytnym kostiumie, i wreszcie 7) Pieśń lasu jako połączenie wszystkich ważnych nurtów w jej twórczości – uniwersalnej tematyki z ukraińskim folklorem, feminizmu z przełamaniem podziału na naturę i kulturę.

Cztery wskazane dramaty także wypływały ze środowiska – ideowego: rozwoju psychiatrii (Błękitna róża), feminizmu i zakwestionowania tradycyjnych religii (Opętana) czy nowych odczytań tradycji kulturowych (Kasandra). Do przełomu XIX i XX wieku ukraińscy twórcy spierali się, czy należy w pierwszej kolejności dążyć do „ludowości” literatury ukraińskiej, czy do jej otwarcia na Zachód. Widoczne były też różnice między twórcami żyjącymi w znajdującej się w zaborze austriackim Galicji, podlegającej wpływom kultury niemieckojęzycznej i polskiej, a tymi pielęgnującymi ukraińskość w znacznie bardziej wrogim im zaborze rosyjskim. Największą zaletą książki Hundorowej jest wskazanie, że nie były to dwa bieguny. Każda narodowa kultura (a także kultury o mniejszym zasięgu) jest jednocześnie lokalna i uniwersalna, i właśnie z uwagi na połączenie tych dwóch czynników twórczość Łesi Ukrainki przetrwała próbę czasu. Hundorowa najpełniej pokazuje to na przykładzie tego, czym dla poetki była kobieca perspektywa. A była czymś nieoczywistym, niemieszczącym się w popularnych kategoriach: ani feminizmem pierwszej fali (walczącym przede wszystkim o prawa wyborcze dla kobiet), ani transgresją (element homoerotyczny w relacji z Kobylańską jest opalizujący, niepewny), ani próbą stworzenia osobnej, kobiecej kultury w opozycji do czegokolwiek.

Najpełniej oddaje to tytułowy obraz księgi Sybilli – tej, która widzi więcej i przekazuje to w sposób nie opozycyjny wobec przekazu męskiego, ale całkowicie osobny, idiosynkratyczny. Autorka przytacza poglądy np. Georga Simmla na rolę kobiet jako twórczyń kultury – i podkreśla, że Łesia Ukrainka wykracza poza teoretyczne koncepcje o kobiecie- artystce formułowane w jej czasach. Przede wszystkim zaś chodzi o bycie usłyszaną jako osoba i jako kobieta – tak samo jak perspektywa ukraińska chce być słyszana, a nie zagłuszana przez rosyjską. I tu jednak Hundorowa wskazuje na Łesię Ukrainkę jako niemieszczącą się w kategoriach. Rosyjska literatura jest dla poetki ważnym punktem odniesienia i źródłem inspiracji, ale jednym z wielu, a nie gmachem, do którego ukraińskość może być ewentualnie przybudówką. W polskiej perspektywie nieznajomość literatury ukraińskiej lub fragmentaryczna jej znajomość (odmieniani przez wszystkie przypadki Zabużko i Żadan) nie przeczy powstawaniu stereotypów na temat kultury tego kraju – mamy tu albo ludowość, albo represje lub wojnę. Tymczasem Łesia Ukrainka potrafi być bardziej nieoczywista niż wielu twórców naszych czy zachodnioeuropejskich. Najlepiej widać to w Opętanej. To jeden z najbardziej osobnych, śmiałych obrazów Chrystusa w literaturze światowej (co ważne: z – wolnej od kulturowych dogmatów – kobiecej perspektywy), który przez sto dwadzieścia lat nie utracił nic ze swej drapieżności.

Najbardziej przygnębiającym elementem tej książki jest bardzo krótka lista przekładów dzieł Łesi Ukrainki w bibliografii załącznikowej. Zachęcony przez Hundorową czytelnik chciałby być może sięgnąć po cytowane dramaty czy wiersze. Okazuje się, że jedyne trzy wydania ukazały się w latach osiemdziesiątych i są dziś praktycznie niedostępne (względnie najlepiej jest z PIW-owskim wydaniem Pieśni lasu z 1989 roku) – a nie zostały dotąd zdigitalizowane. „Wolne Lektury” wypuściły wybór tłumaczeń kilkunastu wierszy tej autorki, ale to wciąż kropla w morzu. Wychowana w Wiedniu i częściowo niemieckojęzyczna Olha Kobylańska w listach określała Łesię Ukrainkę mianem Wunderblume – dosł. cudownego kwiatu, tj. kwiatu paproci; kogoś jedynego w swoim rodzaju, magicznego, cenniejszego niż wszystko inne. Poszukiwanie dostępu do bogactwa ukraińskiej literatury przypomina często szukanie kwiatu paproci w mrocznym lesie w noc świętojańską – książka Tamary Hundorowej stanowi mapkę jednej ze ścieżek w tym lesie.