Innego końca świata nie będzie

Agnieszka Gralewicz

Marek Dobrzeniecki podejmuje próbę przeglądu stanowisk polskich filozofów ostatniej dekady wobec trzech istotnych pojęć: świata, duszy i Boga. Trzeba przyznać, że jest to projekt odważny – korzystając z aparatu Kanta, autor dokonuje poniekąd refleksji nad tymi ideami regulatywnymi, które spajają doświadczenie człowieka w system. Zarazem nie poprzestaje na badaniu pojęć; stara się przedstawić próby ich przekroczenia ku istnieniu. Stwierdza: „Wielu filozofów traktuje Absolut jako niezbędne narzędzie teoretyczne warunkujące spójność systemu, co wywołuje oskarżenia o życzeniowość myślenia teistycznego. Pytanie, które wysuwa się na czoło naszych obecnych zainteresowań, brzmi: Czy Bóg to tylko idea transcendentalna i regulatywna, czy może coś więcej?”.

Można odnotować niechęć przedstawicieli środowiska akademickiego do maksymalistycznych, tym bardziej systemowych dociekań w obrębie filozofii. Warto zatem zaznaczyć, że nie jest to próba systemowego wykładu, a przegląd stanowisk prowadzony eseistycznie w duchu rozważań Kartezjusza. Książka ma charakter dwoisty, wręcz paradoksalny – autor podejmuje się zadania wymagającego monografii, skrupulatnego katalogowania, podczas gdy otrzymujemy wybiórczy esej nie bez odniesień popkulturowych. W rozdziale Czy żyjemy w Matriksie?, odwołując się do hipotezy kartezjańskiego Zwodziciela, autor zapytuje: „Skąd wiemy, że nie znajdujemy się w Matriksie? Że świat, w którym się poruszamy, żyjemy i jesteśmy, rzeczywiście istnieje?”. Choć odżegnuje się od ocen, ujawnia większe i mniejsze sympatie, komentując poszczególne propozycje. W tym swoistym „raporcie” dowodzi, że w polskiej myśli filozoficznej z pozoru niemodne kwestie filozoficzne nadal są obecne.

Dobrzeniecki stawia diagnozę: żyjemy w świecie lotnym, bez substancji, co stanowi źródło niepokoju. Lotna okazała się także tożsamość podmiotu, stał się on niemal fikcją gramatyczną, nie wspominając o ulatniającym się Bogu. Znakami upadku są widmo wojny atomowej, zagrożenia klimatyczne, konsumpcjonizm z dominacją kapitału, kryzys więzi międzyludzkich, depresja. Zanikają dotychczasowe, pozornie niepodważalne style życia, także nauka nie gwarantuje już ani niepodważalnej wiedzy, ani lepszej przyszłości. Postęp technologiczny, który przyniósł niesamowite osiągnięcia, stanowi zarazem zagrożenie. Instagramowa rzeczywistość to przecież zbitka „insta” i „gram”, czegoś natychmiastowego i o niewielkiej wadze, zaprzeczenie Europy zbudowanej na tożsamości, tradycji i wieczności. Przekonania się chwieją i upadają, natomiast filozofia – jako aktywność refleksyjna – zdaje się propozycją ocalającą, umożliwiającą poszukiwanie fundamentów – istoty rzeczywistości, samego siebie i Boga: „Jeśli poczucie końca czy nadchodzącego kataklizmu wiąże się z doświadczeniem tempa zmian i ulatnianiem się rzeczywistości – pisze Dobrzeniecki – to (…) częścią rozwiązania problemu współczesności jest uprawianie filozofii”.

Ciekawa to myśl. Podobnie W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta jest z istoty swej filozoficzne, jako że odsłania pozorne stabilizacje, w końcu kruszejące i rozpadające się w proch. Narrator przeszedł przecież drogę, na której niemal wszystko poznał, posiadł, a następnie stracił. Świat i ludzi wokół czas odmienił radykalnie, różne strategie stabilizacji przygodności bytu – zarówno kolektywne, jak i indywidualistyczne, konserwatywne czy ultranowoczesne – okazały się nieskuteczne. Dzięki temu odkrył, że najwartościowszym sposobem istnienia – jedyną drogą poznania samego siebie, odkrycia stałości mimo zmienności i ocalenia – jest życie kontemplatywne. Dobrzeniecki w podobnym tonie podkreśla, że w jego książce dominuje rozumienie filozofii jako narracji fundującej, przy pełnej metaprzedmiotowej świadomości różnorodności metod i możliwych celów jej uprawiania: „Akurat filozofia jest tą dziedziną aktywności ludzkiego intelektu, która jest najlepiej wyposażona do zmierzenia się z zagadnieniem zmienności świata. Najlepszym antidotum na brak stabilności jest odnalezienie fundamentu, a w życiu intelektualnym jest on kładziony właśnie przez refleksję filozoficzną”.

Dobrzeniecki przeczy zatem tezie Jana Hartmana wyrażonej w jego ostatnio wydanej książce Zmierzch filozofii – wskazuje, że filozofia akademicka trzyma się mocno, jest wielu filozofów wypełniających pozorną pustkę polskiego logosu. O ile Hartman sądzi, że czas filozofii właściwie dobiegł końca, o tyle Dobrzeniecki utrzymuje, że kultura postpiśmienna i odczuwalna schyłkowość stanowią wręcz napęd filozoficznego namysłu. Autor Ukrytości i Wcielenia nie jest pięknoduchem – odnotowuje patologie systemu akademickiego promującego etos wydajności, niemniej w momencie kryzysu upatruje szansę na wydobycie racjonalnie terapeutycznej roli filozofii jako narracji fundującej. Koncepcja świata idei pozwala chwytać na nowo istotę rozpadającego się świata. Radykalna refleksja w duchu Cogito ergo sum umożliwia odkrycie niepowątpiewalnego ośrodka świadomego podmiotu – duszy, mimo transhumanistycznej perspektywy przekroczenia ludzkiej kondycji lub zagrożeń ze strony sztucznej inteligencji.

Autor stara się odważnie ująć puls polskiej filozofii ostatniej dekady, wskazuje badaczy mierzących się z pojęciami świata, podmiotowości i Boga w najnowszym kontekście – między innymi filozofów idei (Marcin Poręba), którzy optują za istnieniem rzeczywistości idei fundującej zmienny świat. Przywołuje argumentacje Pawła Rojka, podejmującego na nowo problem uniwersaliów. Polemizuje z płaską i de facto fatalistyczną ontologią Andrzeja Marca, jakoby człowiek miał być tylko jednym z bytów, rzucającym cień na pozostałe. Interesujący jest przegląd palących stanowisk w aspekcie antropologicznym – transhumanizmu oraz stoicyzmu. Staroświecka dusza staje się punktem oporu nawet wobec radykalnych prób ulepszenia gatunku. Na powrót modny stoicyzm doprowadza do odkrycia podmiotu substancjalnego. Idea Boga z kolei emancypuje się od ujęcia chrześcijańskiego, dominującego w polskiej filozofii religii. Filozofowie życia (Agata Bielik-Robson, Piotr Augustyniak) upatrują dionizyjskiego wręcz aspektu rzeczywistości jako nieokiełznanego żywiołu, a Jezus staje się Nietzscheańskim pośrednikiem.

Dobrzeniecki proponuje powtórzenie gestu kartezjańskiej medytacji i odkrycie na nowo dobrego Boga, co uczynił w osobliwej formule – niczym zwodziciel ukrył się za maską eseistycznego „raportu”.