Adam Michnik na zimno
Piotr Legutko
Zanim jeszcze Demiurg pojawił się na półkach księgarskich, praktycznie każdy szanujący się tygodnik już zdążył zamieścić sążnistą recenzję. Nic dziwnego, ukazanie się biografii postaci tego formatu co Adam Michnik jest wydarzeniem. Nie tylko literackim. Co ciekawe, choć bohater Demiurga nie jest postacią „letnią”, książka nie wzbudziła jakichś gwałtownych emocji. Stąd pojawiające się tu i ówdzie wątpliwości, czy na taki portret Michnika, który wstrząśnie Polską, nie jest już trochę za późno? Wiadomo (także ze stron tej książki), że biografia miała się pojawić wcześniej, znamy nawet potencjalnych autorów i wiemy, dlaczego jej nie napisali. Zapewne powstałaby hagiografia na podobieństwo książki Cyrila Bouyeure wydanej przed laty. Demiurg hagiografią na pewno nie jest. A i czas, by podsumować zasługi oraz winy Adama Michnika, wydaje się właściwy. Nic nie wskazuje na to, by miał jeszcze wpływać na bieg wydarzeń w Polsce.
Choć Demiurg może śmiało pełnić rolę wypisów z najnowszej historii Polski, to klucz do postaci swojego bohatera Roman Graczyk znajduje raczej w relacjach międzyludzkich. W tym, jak uwodzi, wykorzystuje i porzuca. Jak wybacza (za siebie i innych), albo nie. Dlaczego nienawidzi i niszczy… niekoniecznie i nie przede wszystkim tych, którzy wobec niego zawinili. Paradoks Michnika polega na tym, że wybacza ludziom, którzy kiedyś go skazywali i prześladowali, gnębi zaś towarzyszy walki z komuną, kiedyś mu życzliwych, nawet przyjaciół, tylko dlatego, że nie są posłuszni jego woli.
Autor bardzo wiele miejsca poświęca czasom, gdy naczelny „Gazety Wyborczej” był prześladowanym opozycjonistą, bohaterem nieomal romantycznym. Z dzisiejszej perspektywy to lata świetlne, warte jednak przypomnienia w czasach, gdy dla wielu, zwłaszcza młodszych obserwatorów życia publicznego, Adam Michnik jest już postacią demoniczną lub (co chyba gorsze) pożałowania godną.
O tym, z jak nieprzeciętną osobowością mamy do czynienia, świadczy fakt, że już czternastoletni Adam znał twórczość Miłosza i Gombrowicza, a w 1963, podczas pierwszego wyjazdu na Zachód, jeszcze przed maturą, potrafił oczarować Jana Nowaka-Jeziorańskiego i Jerzego Giedroycia. Wielokrotnie skazywany na więzienie, zawsze zachowywał postawę godną i niezłomną, zaś w przerwach między kolejnymi odsiadkami podbijał salony. Liczne zamieszczone w książce świadectwa dowodzą, iż w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych Warszawa nie leżała nad Wisłą, lecz u jego stóp. Erudycja, bezczelność, nonszalancja, kpiarsko-knajacki styl, błazenada i sarkazm (opis Antoniego Libery) zjednywały mu serca i umysły. „W Krakowie nie było wtedy takich ludzi, nawet »Tygodnik Powszechny« miał inną antropologię” – wspominał Adam Zagajewski.
Oczywiście nie była to „sztuka dla sztuki”. Roman Graczyk pokazuje, jak Michnik uprawiał politykę przez kulturę, jak zarządzał szacunkiem, kreował i zrzucał z piedestałów. I właśnie w tych działaniach, nie do przecenienia dla kształtowania elit III RP, kryła się moc demiurga. Nie jest przypadkiem, że Michnik nie był nigdy zainteresowany urzędami i stanowiskami. Nie został nawet szeregowym członkiem Unii Demokratycznej, którą współtworzył. Interesował go wyłącznie rząd dusz, a najlepsze do tego celu narzędzie zdobył w kwietniu 1989 roku, zostając szefem „Gazety Wyborczej”. Przez co najmniej dekadę (do afery Rywina) „Wyborcza” miała praktyczny monopol opiniotwórczy w Polsce. Może nie wybierała prezydentów i premierów, ale ferowała moralne wyroki.
O ogromnych ambicjach Adama Michnika w tej dziedzinie świadczy mnóstwo zgromadzonych w książce pozornych drobiazgów, jak strofowanie Jerzego Giedroycia już w… 1974 roku („nie konsultuje pan ze mną różnych rzeczy dotyczących kraju”). Albo detal z kampanii wyborczej w 1989 roku: na 261 słynnych zdjęć, jakie kandydaci na posłów robili sobie z Wałęsą, tylko Michnik poklepuje go po ramieniu.
Bohater Demiurga jest niczym Dr Jekyll i Mr Hyde, tyle że droga, jaką pokonuje, jest jednokierunkowa. Od bohatera przedsierpniowej opozycji do obrońcy honoru Kiszczaka, od człowieka, który się cenzorom nie kłaniał do pieniacza wytaczającego seryjnie procesy, nawet takim ludziom jak Jarosław Marek Rymkiewicz. Roman Graczyk stara się pokazać tę drogę, szukając na niej punktów zwrotnych, wydarzeń, które przyniosły nieodwracalne skutki. Charakterystyczne, że najczęściej są to teksty, eseje, artykuły, które miały zmieniać rzeczywistość. Takie jak Kłopot z 1987 roku, antycypujący historyczne odwrócenie sojuszy i wskazujący na Kościół, jako główne zagrożenie dla Polski. Albo słynny wywiad dla „GW” w którym „odpuszcza winy” generałom, czy esej Szare jest piękne relatywizujący polskie dzieje. Ale zdaniem autora Demiurga najpoważniejsze konsekwencje dla upadku Michnika miała afera Rywina i sprawa agenturalnej przeszłości Lesława Maleszki.
W podejściu do tej drugiej kwestii Roman Graczyk jest człowiekiem na odpowiednim miejscu, napisał bowiem wcześniej dwie bardzo ważne książki o lustracji: Tropem SB. Jak czytać teczki? oraz Cena przetrwania? SB wobec „Tygodnika Powszechnego”. Z łatwością obala więc wszystkie argumenty i obnaża obsesje naczelnego „Gazety Wyborczej”, z którą zresztą sam był przez wiele lat związany. Także jako ekspert od spraw Kościoła. To zresztą jest wątek, przy którym biograf musi być trochę sędzią we własnej sprawie. I jest sędzią wyrozumiałym, bo streszczając linię gazety, łagodnie obchodzi się z jej agresywnymi kampaniami antykościelnymi, spełniającymi cechy (mówiąc po leninowsku) „organizatorskiej funkcji prasy”.
Podobny dylemat miał Roman Graczyk, pisząc książkę o trudnych relacjach liderów „Tygodnika Powszechnego” z SB. Znał tych ludzi, co było z jednej strony kłopotem, ale też dawało mu szansę na maksymalne zbliżenie się do prawdy. W Demiurgu także, praktycznie w każdej kwestii, autor wykazuje się empatią, stara się zrozumieć motywy takich, a nie innych zachowań Adama Michnika. Nie pomija żadnego z jego grzechów, przytacza wszystkie zarzuty, jego akt oskarżenia przygotowany jest bardzo solidnie, ale zawsze równoważą go argumenty obrony. W charakterze ławy przysięgłych zatrudnia zaś (pod koniec książki) całą galerię wybitnych postaci, zarówno z grona przyjaciół, jak antagonistów Michnika. Przy okazji możemy się także dowiedzieć, jak wiele znaczących osób publicznych odmówiło rozmowy i udziału w powstaniu książki.
Sam autor w tytule jednego z rozdziałów przyznaje, że ma ze swoim bohaterem kłopot. Zostawia więc na boku wszystko to, co w ich relacjach osobiste, szuka dystansu. I to być może główny problem Demiurga – że jest zanadto schłodzony, sterylny, choć traktuje o postaci, która była trudnym do ogarnięcia żywiołem. Choć nie należy wykluczyć, że problem jest w oku czytającego, przyzwyczajonego do narracji zaangażowanej i autorów mocno zaznaczających swoją obecność. A biografie, by żyły długie lata, powinny być pisane „z zimną krwią”.