Zabij w sobie burżuja
Waldemar Kuligowski
Mowa o książce Buszujący w barszczu. Kontrkultura w Rosji sto lat po rewolucji, drugiej pracy muzyka, kompozytora i autora tekstów (syna poetki Danuty Wawiłow). Dzięki koneksjom rodzinnym, znajomości języka i dociekliwości godnej zawodowego etnografa, Usenko stał się miarodajnym przewodnikiem po skomplikowanym i nierozpoznanym świecie rosyjskiej alternatyw ostatnich lat. Po raz pierwszy opisał ją sześć lat temu w książce Oczami radzieckiej zabawki, która była swoistą antologią radzieckiego i rosyjskiego undergroundu. W ciągu kilku lat od jej opublikowania zmieniło się jednak wiele – rozgorzała wojna w Donbasie, Rosja wydała z siebie modę na dumę i naród, utrwalił się sojusz państwa i cerkwi, swoje możliwości zaczęła udostępniać sieć internetowa. Niezależna kultura nie pozostała na te zmiany obojętna. I właśnie o aktualnych inkarnacjach rosyjskiej alternatywy, głównie muzycznej, opowiada Usenko.
Jego książka „poświęcona jest buszującym w barszczu outsiderom, którzy mimo rozległych poparzeń brną dalej przez toksyczną dżunglę – tę na zewnątrz i tę, która rośnie w nich samych”. Sam barszcz Sosnowskiego jest zaś botaniczną metaforą czegoś, co wymknęło się spod kontroli. To także praroślina, obecna w ekosystemie wbrew kolejnym porządkom i próbom jej wyeliminowania.
Usenko uprzedza, że „przedziera się chaotycznie przez rzeczywistość (…), a łodygi muzycznych i kulturowych mutantów są ze sobą splątane – nie daje się ich łatwo zaszufladkować i umieścić w muzealnej gablocie”. Znaczy to tyle, że nie dostajemy elegancko uporządkowanego bedekera rosyjskich kultur niezależnych, ale raczej zbiór energetycznych narracji o rzeczywistości pełnej brudu, hałasu, kreacji i destrukcji. Daleko Usence do ujęcia proponowanego przez Viktora Tarnavskiego w opracowaniu Dzieci swoich czasów. Ruchy młodzieżowe w Rosji a zmiany kulturowe po upadku ZSRR, gdzie autor – socjolog i historyk – zawarł skondensowane opisy bajkierów, fanatów, rolewików i innych grup o odcieniu subkulturowym. U Usenki nie idzie jednak o akademicką precyzję, ale o znaczący detal i egzystencjalny posmak. Co okazuje się w tym przypadku wartościowsze.
Bo możemy nie znać nazw takich punkowych zespołów, jak Grażdanska Oborona, Janka, Bomż czy Instrukcyja po Wyżywaniu; nic mogą nam także nie mówić składy hiphopowe w rodzaju Triagrutrika, Puma albo Wostocznyj Okrug. To zrozumiałe. Sąsiadująca z nami Rosja przesłonięta jest całunem wielkiej polityki, wielkiej armii i wielkiego Putina. Niemal nikt i nigdzie nie zajmuje się rosyjską alternatywą, a Usenko robi to nie tylko w odniesieniu do Moskwy i Sankt Petersburga, ale eksploruje też miasta i miejsca graniczące zarówno z Finlandią, jak i te, które leżą w pobliżu Mongolii i na Syberii.
Jego opisy są fascynujące: „Mieszkał dwa bloki dalej, oddawał butelki i brał nowe piwo dla ojca. Podgolony za uszami dwunastoletni szkrab z biełomorem w zębach wyglądał jak bezprizorny (…). Od razu spytał: »masz może coś do wyprzedania z domu?«. I poszliśmy razem do antykwariatu z plecakiem starych książek. Opyliliśmy je, usiedliśmy na ławce z piwem w kanistrze i zaczęliśmy gadać o literaturze”. Znaczącym momentom biografii jego bohaterów towarzyszą epizody niemal surrealistyczne. Jak ten: oto członkowie zespołu Sołomiennyje Jenoty dostali do przetłumaczenia tanią powieść romansową niejakiej Catherine Cookson, bestsellerowej angielskiej autorki, mającej na koncie tytuły takie jak Córka pastora, The Silent Lady czy Rok panien. Translatorskie zlecenie zmieniało się jednak w wielki wygłup, polegający na absurdalnych zniekształceniach oryginalnej treści książki. Wydawnictwo – niedysponujące redaktorem – wydało efekt tej „pracy” i w ten sposób wśród swojskich harlequinów pojawiła się powieść pełna lemurów i wombatów, grających zresztą główne role.
Usenko odsłania przed czytelnikiem nie tylko etnograficzne i egzystencjalne detale. Podaje także wiele stwierdzeń generalnych, odsłaniających naszą niewiedzę i utrwalone stereotypy, wyrosłe na kojarzeniu alternatywy przede wszystkim z jej zachodnimi wariantami. Okazuje się na przykład, że styl punk był w Związku Radzieckim dziełem wykształconej młodzieży, która buntowała się przeciw proletariackim masom, utożsamianym z mentalnym betonem. To zupełnie inny schemat niż w dotkniętej kryzysem Wielkiej Brytanii początku lat osiemdziesiątych. Wielokrotnie powraca także u Usenki motyw ogromnej popularności i wpływowości radzieckiej literatury science-fiction spod znaku Kira Bułyczowa i braci Strugackich. Ich społecznymi utopiami i szczególną, nadnaturalną atmosferą inspirowały się kolejne pokolenia zbuntowanych twórców, którym za ciasno było i w gorsecie socrealu, i w warunkach „nowej” Rosji.
Usenko przekonuje – podając dziesiątki racji – że jedyną rewolucją ostatnich dekad, która zakończyła się w Rosji zwycięstwem, była rewolucja psychodeliczna. Na przekór oficjalnej polityce, na przekór rosnącym w siłę ruchom nacjonalistycznym i kibolskim konwentyklom, rosyjscy twórcy alternatywni rozwinęli swoje osobne języki, wrażliwości i normy. Gęsta od detali, nazwisk i obyczajowych obserwacji lektura Buszującego w barszczu – co rusz potwierdzająca zdumiewającą erudycję autora – stawia przed czytelnikiem obrazy jakby żywcem wyjęte z powieści Strugackich. Usenko pisze na przykład o nielegalnych festiwalach, organizowanych w sezonie wiosenno-letnim w Rosji, ale też na Białorusi i Ukrainie. Wtajemniczeni otrzymują mailowe informacje o dokładnej lokalizacji w ostatnim momencie. Wstęp jest darmowy. Duch wolny. W ten sposób, między brzozami i sosnami, bawi się wolne społeczeństwo.
Razi czasami kolokwialny język tych opowieści („oczojebne obiekty”, „Rychu Peja”), niekiedy przeszkadza nagromadzenie nazw i nazwisk. Lekturze sprzyjają za to bardzo dobre ilustracje w formie kolaży, pięknie przylegające do treści. Drobne niedoskonałości nie przesłaniają wszelako jasno sformułowanego przez autora przesłania: „Być może kontrkulturą jutra stanie się radykalny zwrot ku uniwersalnym wartościom, bez ideologiczno-religijnego podtekstu”. Kilkanaście lat temu wybitny filozof Richard Rorty pisał, że jedyną możliwą kulturą przyszłości będzie kultura praw człowieka. Niechby obaj mieli rację.