Kto jest mężczyzną w Polsce?
Waldemar Kuligowski
Dobrze zapamiętałem ten widok, choć minęło już kilkanaście lat. U schyłku letniego dnia w obramowanej deskami piaskownicy będącej częścią osiedlowego placu zabaw siedział chłopiec. Kilkuletni brzdąc. Opiekował się nim tata, czuły i troskliwy, wycierający dziecku nos, podający łopatkę, budujący sypkie babki. Tata w uniformie moro, od stóp do głów pokrywającym go – niczym traszkę – maskującymi plamami.
Pamiętam też inny obraz, od kilkunastu lat niezmienny. W popularnych salonach prasowych stoją regały z hasłem „Czasopisma dla mężczyzn”. Na okładkach kobiety (często półnagie), zwierzęta, armaty i statki kosmiczne. W salonach o większej powierzchni dodatkowo wydzielono półkę podpisaną „dla panów”. Tam nie ma już zwierząt, dominują za to roznegliżowane panie, ubrani panowie i luksusowe zegarki. W mojej głowie od razu rodzi się pytanie: kim jest ów „mężczyzna”, domniemany czytelnik pism wyselekcjonowanych dla niego? I czym „mężczyzna” różni się od „pana”?
Przywołuję te przykłady nie tylko z powodu pytań, jakie wywołują w mojej głowie. Widok postaci w moro opiekującej się dzieckiem pojawia się bowiem także na pierwszych stronach książki Wojciecha Śmiei Po męstwie. Mamy tu do czynienia z naukowo-publicystycznym projektem historii mężczyzn w Polsce, choć tytuł tego nie sugeruje. I zanim ktokolwiek wypowie drwiące słowa, proszę zważyć, że takiej książki jeszcze u nas nie było, że powstało mnóstwo opracowań dotyczących kobiet i kobiecości, natomiast mówienie o białym heteroseksualnym mężczyźnie jest tak trudne, jak podejrzane.
Dlaczego? Dobitnie wyjaśniał to francuski antropolog i filozof Pierre Bourdieu. Przekonywał, że męski porządek – a to na nim zbudowano kulturę naszej części świata – obywa się bez uzasadnienia, gdyż traktowany jest jako naturalny, sam-przez-się-zrozumiały, dany przez naturę albo Boga (oraz królujący męskoosobowy rodzaj gramatyczny). Jego trwanie gwarantują trzy współpracujące ze sobą, nie zawsze intencjonalnie, instytucje: rodzina – w ramach której nabywamy pierwotnej wiedzy o podziale pracy i ról płciowych, kościół – gdzie hierarchia zdominowana jest przez mężczyzn, oraz szkoła – reprodukującą opozycję męskie-żeńskie od elementarzy po podręczniki dla maturzystów (ostatnie analizy wykazały, że w polskich podręcznikach do historii jedynie cztery procent stanowią postacie kobiece, pod warunkiem że uwzględnimy postaci mitologiczne). W konsekwencji męskie emocje, męskie ciała, męskie doświadczenia, potrzeby, przekonania i perspektywy wydawały się na tyle uniwersalne, że aż przezroczyste. Jak powietrze, o którego istnieniu przypominamy sobie, gdy zmienia kolor albo gdy zaczyna go brakować.
Kulturowa historia polskiej męskości czeka zatem na realizację przez wielodziedzinowy zespół badawczy. Tymczasem Wojciech Śmieja, pracownik Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej na Uniwersytecie Śląskim, stażysta nowojorskiego Center for the Study of Man and Masculinities, polonista i reporter świadom swoich ograniczeń, prezentuje wycinek tej historii. Skupia się na wieku XX i początkach XXI. Czerpie z literatury, dokumentów prawnych, prasy, badań, ikonografii. Zajmuje się męskością rozumianą w kategoriach modelu kulturowego, wyobrażonej sztancy, specyficznej konfiguracji cech pozwalających jednoznacznie odróżnić to, co męskie, od tego, co kobiece, nagradzanej komplementem: „Jesteś prawdziwym mężczyzną!” albo dyskredytowanej opinią: „Dupa, nie facet”.
Książka odsłania polską męskość w ujęciu diachronicznym, podkreślającym jej – nieraz gwałtowne – przemiany. Mamy zatem niewidzialnego chłopa, wykluczanych Żydów, robotnika przeistaczającego się w robola, milicjantów, nudystów, długowłosych kontrkulturowców, brodatych kontestatorów spod znaku Solidarności, homoseksualistów z parkowych pikiet. Śmieja pisze, że emblematyczne czarne okulary generała Jaruzelskiego były ostatnią zasłoną władzy, „onych”, męskości umundurowanej i rządzącej. Zaraz jednak dodaje, że uosabiany przez reformy Balcerowicza porządek kapitalistyczny – mimo cokolwiek infantylnych czerwonych szelek maklerów – aktywizował tradycyjne męskie cechy, takie jak rywalizacja i produkcja. Ta zaś konfiguracja w zaskakujący sposób zrymowała się w początkach transformacji z ładem katolickim, relegującym kobietę do sfery domowej i rodzinnej. W tej optyce prezentowaną innym jako chlubny przykład polską transformację roku 1989 ufundowano na trzech typach wykluczenia kobiet: płciowym, klasowym oraz seksualnym. Przykłady? Choć kobiety były lepiej wykształcone, zarabiały mniej od mężczyzn, a macierzyństwo łamało ich kariery zawodowe. Choć porozumienia gdańskie podpisywały Pieńkowska, Krzywonos i Walentynowicz, nie weszły do nowych struktur NSZZ Solidarność. Przy Okrągłym Stole zasiadła tylko jedna kobieta. Sfera publiczna pełna była, owszem, kobiecych postaci, ale w większości chodziło o atrakcyjne, wystawione na spojrzenia ciała reklamujące auta, papierosy, proszki do prania, kosmetyki i inne wspaniałości nowego, kapitalistycznego raju. Tak hartowała się stal.
Ostatnie dekady znaczy jednak postępująca destabilizacja męskocentryczności. W sytuacji gdy o najlepsze pozycje i cenne zasoby mężczyźni muszą rywalizować nie tylko między sobą, ale także z kobietami, otwartymi gejami i mężczyznami innych ras, pojawia się „zawiedzione poczucie uprzywilejowania”. Towarzyszą mu rosnące oczekiwania dotyczące podziału pracy i obowiązków, rodzące kolejne frustracje. Co rusz wypowiadane sądy o „kryzysie męskości” powołują do życia figury w postaci „nowego faceta” (namiętnie oglądającego transmisje sportowe z piwem w ręku) albo „nowego, miękkiego mężczyzny” (próbującego pogodzić męskość dawną z imperatywem opieki i troski). Alarmistycznie brzmią wyniki aktualnych badań, z których dowiadujemy się, że polscy nastolatkowie i młodzi mężczyźni nałogowo oglądają treści pornograficzne, chętnie ufają teoriom spiskowym, kibicują walkom w klatkach i freak fightom, praktykują zadziwiający incelski patriotyzm. „Ich gniew i mizoginię łatwo zagospodarować jako polityczne paliwo – zauważa Śmieja. – Nawet nie wiemy, jak liczna to grupa”. Natomiast Putin – „słowiański macho” – napada na Ukrainę, mając na ustach hasło o obronie tradycyjnej rodziny i tradycyjnych ról płciowych.
Po męstwie to pobudzający do myślenia esej, który aktualizuje się na naszych oczach.