Niewidzialne Saloniki
Przemysław Kordos
To miasto, przez które przechodził św. Paweł, które upiększał cesarz Galeriusz i które wydało apostołów Słowiańszczyzny, Cyryla i Metodego. Saloniki są wyjątkowo fortunnie umiejscowione: leżą nad morzem, u czubka zamkniętej Zatoki Termajskiej (przez co unikają sztormów) i wznoszą się amfiteatralnie nad zakrzywiającym się niczym orchestra wybrzeżem. Należą do nielicznych miast współczesnej Grecji, obok Pireusu czy Sparty, o regularnej, prostopadłej siatce ulic, z szerokimi alejami i obszernymi, gwiaździstymi placami. Stanowią ważne centrum nowego hellenizmu, miasto handlowe, przemysłowe i uniwersyteckie, bramę Macedonii.
Odwiedzający je dzisiaj bez pomocy nie zorientują się raczej, że zaledwie wiek temu Saloniki przeszły radykalną zmianę składu etnicznego i wyznaniowego: weszły w XX wiek jako miasto Żydów, Turków, Słowian i Greków, po drugiej wojnie światowej były już miejscem czysto greckim, w którym dużą część stanowiła ludność napływowa, przybyła do Królestwa Grecji z Anatolii po wymianie ludności z Republiką Turcji.
Mark Mazower, brytyjski historyk wykładający na Columbia University w Nowym Jorku, w 2004 roku wydał Salonica: City of Ghosts, szczególną historię Salonik. Jego książka jest jedną z najważniejszych monografii nowożytnego świata greckiego napisanych przez cudzoziemców, którą można postawić obok publikacji podróżniczych Patricka Leigh Fermora, antropologicznych Michaela Herzfelda czy językowych Geoffreya Horrocksa. Mazower poświęcił książkę głównie opisowi procesów, które najpierw, u progu epoki nowożytnej, uczyniły z bizantyńskich Salonik prawdziwy „tygiel narodów”, a następnie, pół tysiąclecia później, stworzyły je na nowo, tym razem w odsłonie helleńskiej – mononarodowej. Nie przypadkiem tekst rozpoczyna cytat z Niewidzialnych miast Italo Calvino. Saloniki idealnie pasują do fantazji włoskiego pisarza: ich historia już we współczesnej przestrzeni została poważnie przeredagowana, a ślady społeczności innych niż grecka surowo ocenzurowane.
Książkę, po krótkim wstępie helleńsko-rzymsko-greckim, otwierają perypetie miasta przechodzącego z rąk do rąk między Bizantyńczykami, Frankami, Wenecjanami i Osmanami. Turcy zdobywają na dobre miasto w 1430 roku, a już pod koniec XV wieku osiedla się w nim znacząca populacja Żydów hiszpańskich, Sefardyjczyków, dla których Saloniki na wiele pokoleń staną się centrum świata, spalonym w hitlerowskim holokauście.
Metoda Mazowera jest częściowo achronologiczna, mimo że podział rozdziałów wskazuje na porządek epok: z jego tekstu wyłania się miasto widziane oczami mieszkańców i przybyszów w różnych punktach jego dziejów (sam autor zaczął przygodę z miastem jako młody turysta). Czytelnik daleko mniej dowie się o zabytkach Salonik (istniejących bądź już nie) lub o ich topografii, o wiele więcej o codziennym życiu różnych grup etnicznych, wyznaniowych i zawodowych. Taki jest sposób opowieści Mazowera (znany z innych jego książek): mozaikowość historii poprzez indywidualne opowieści. Autor przeprowadził żmudną kwerendę wśród niezliczonych dokumentów życia społecznego tamtych epok: relacji, głównie podróżniczych, pamiętników, kronik, oficjalnych pism i map. Dzięki nim może nieustannie oddawać głos ówczesnym salonickim autochtonom i przybyszom, którzy docierali do miasta świętego Demetriusza ze wszystkich stron świata. Tekst obfituje w anegdoty, śmieszne i straszne, wzruszające i przerażające. Obraz, jaki się wyłania z tego narracyjnego rozgardiaszu, jest dla czytelnika na pewno nieco chaotyczny, ale moim zdaniem to zabieg celowy: uporządkowane, greckojęzyczne Saloniki początku XXI wieku mają się nijak do bezładnego Sołunia czy wielokolorowej Saloniki sprzed dwustu, trzystu, czy czterystu lat. Objętościowo najwięcej uwagi poświęca Mazower Sefardyjczykom, którzy przez lata stanowili najliczniejsza grupę etniczną w mieście. Dla nich Salonika stała się la madre de Israel.
Ale Mazower pisze też o rosnącej w mieście samowoli janczarów oraz o jej kulminacji w buncie stłumionym w Krwawej Wieży (dzisiaj: Biała Wieża), o walce propagandowej i zbrojnej o przyszły kształt Macedonii między Grekami a Bułgarami, o ruchu młodotureckim, któremu sprzyjał urodzony w mieście Mustafa Kemal. Pisze także o tym, jak w 1916 roku, zaledwie 8 lat po salonickiej młodotureckiej rewolucji, w trakcie greckiego „rozłamu narodowego” Saloniki stały się centrum rządu Elefteriosa Wenizelosa, sympatyzującego z Ententą i sprzeciwiającego się posunięciom proniemieckiego króla Konstantyna, który stacjonował w Atenach. Mazower na szczęście nie wdaje się w popularne niedawno rewizyjne teorie dotyczące powodów wielkiego pożaru miasta w 1917 roku, katastrofy, w której wyniku cała nadmorska część Salonik przestała istnieć. Co jednak dziwne, pomija całkowicie inne tragiczne wydarzenie, którego miasto było świadkiem: zabójstwo króla Grecji Jerzego I w 1913 roku, zaledwie parę miesięcy po zdobyciu miasta przez Greków (chociaż pisze o innym głośnym zabójstwie – Grigorisa Lambrakisa w 1963 roku).
Na ostatnich stronach zostawia czytelnika na ulicach współczesnych Salonik: we „współstolicy” (gr. simprotewusa) Grecji, w dumnej, największej metropolii greckiej Macedonii lub – jak wolą Grecy – Macedonii jako takiej. Saloniki budują się w opozycji do Aten i jawią się liberalne, lewicowe, europejskie, innowacyjne. W samym centrum znajduje się HELEXPO – główne tereny wystawowe w kraju, a nieopodal niedawno odsłonięte pozostałości rzymskie: Forum Romanum i wielki kompleks pałacowy cesarza Galeriusza. Na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego U NESCO wpisano w 1988 roku liczne salonickie wczesnochrześcijańskie bizantyńskie kościoły. Ów gest miał dawać wyraz światłej grecko-prawosławnej przeszłości miasta. Mazower tymczasem idzie pod prąd takiej polityki i proponuje obszerne studium z (nie)pamięci historycznej, porównywane przez niego samego do bliższych nam miast: Lwowa, Wilna czy Wrocławia. Lektura książki zaprasza do odwiedzenia Salonik i do podążenia tropem tego, co w nich schowane, przemilczane, niewidzialne.