Postsekularyzm po buddyjsku
Karol Grabias
Kto za młodu nie był buddystą… Intelektualny powab buddyzmu oczarowuje czytelników na Zachodzie od co najmniej 1949 roku – kiedy to ukazała się w języku angielskim książka Wprowadzenie do buddyzmu zen Daisetzu Teitaro Suzukiego z przedmową samego Carla Gustava Junga. Nauki Buddy intrygowały już Schopenhauera i Nietzschego, nieco potem Husserla, Jaspersa i Kerouaca – by wymienić tylko kilku członków panteonu nowożytnej myśli i kultury. Siddhartha Gautama, historyczny inicjator praktyki duchowej kultywowanej przez ponad pół miliarda ludzi, odgrywa w teatrze zachodniej wyobraźni rolę epizodyczną, acz stale pisaną na nowo. Uosabia się w nim duchowość krytycznego sceptyka i otwartość na świat empirii – hasła budzące szybsze bicie serca u synów i córek oświecenia – nierzadko kontrastowane z wyobrażeniem o dogmatycznej i zamkniętej naturze chrześcijaństwa.
Wydana przez Państwowy Instytut Wydawniczy książka Ponad religią. Etyka dla wszystkich XIV Dalajlamy jest podręcznikowym niemal wcieleniem zachodniego mitu buddyzmu, z wszystkimi jego urokami i cieniami. Na pierwszych kartach książki sędziwy lider Tybetańczyków śmiało obwieszcza niepowodzenie zarówno nauki, jak i religii w zadaniu budowania uniwersalnej etyki, która odpowiadałaby wyzwaniom współczesnego, globalnego świata – po czym składa, oczywiście nie wprost, obietnicę sformułowania podstaw świeckiego systemu norm i wartości. Mówiąc inaczej: na niecałych dwustu stronach stara się sprostać zadaniu, z jakim myśl zachodnia mierzy się od ponad trzystu lat.
Podczas lektury trudno oprzeć się wrażeniu, że książka stanowi bezpośrednią odpowiedź na słynny odczyt Jürgena Habermasa Wierzyć i wiedzieć z 2001 roku, w którym niemiecki filozof nakreślił program warunkowego otwarcia się świeckiego rozumu na inspiracje religijne. Habermas pisał: „Religijna świadomość musi uporać się z poznawczym dysonansem, jakim jest zetknięcie z innymi wyznaniami i religiami. Po drugie, musi dostosować się do autorytetu nauk, które mają społeczny monopol na wiedzę o świecie. Wreszcie musi uznać przesłanki państwa konstytucyjnego, oparte na moralności świeckiej”. Całą książkę Dalajlamy można odczytać jako odrabianie pracy domowej z tych kilku zdań.
Tenzin Gjaco bierze pod lupę kolejne elementy buddyjskiego nauczania – przykładowo naukę o naturalnym współczuciu i możliwości poszerzenia go siłą umysłu na wszystkie istoty – i stara się nas przekonać, że autorytet nauk stoi za nim murem. Niestety często ucieka się do wyświechtanych formułek: „współcześni psychologowie są zgodni, że” lub „dziś nauka doszła do wniosku, że” – najczęściej bez przytoczenia choćby jednego nazwiska uczonego, którego ma na myśli. To konstrukcja rodem z kiepskiego felietonu, który chce nas bardzo przekonać o samooczywistości stawianych tez, na co nie powinno być miejsca w pozycji, która obiecuje wielki projekt etyczny.
Warto tu wspomnieć, że pozycja ta, wydana w języku polskim w 2024 roku, ma już na karku trzynaście lat: oryginał ukazał się w 2011 roku. Dlaczego ma to znaczenie? Perspektywie Dalajlamy bliżej jest tu bowiem do popularnego jeszcze z końcem lat dziewięćdziesiątych mitu końca historii, wizji unifikującej świat globalizacji i kryzysu gospodarczego z 2007 roku niż do dzisiejszego stanu ducha. W trakcie lektury Ponad religią szybko się przekonamy, jak przyspieszył czas przez ostatnie kilkanaście lat – jak choćby wtedy, gdy Dalajlama pisze o nacjonalizmach XX wieku jako znaku odległej przeszłości, na który nie ma już miejsca w świecie globalnych zależności. To się jednak troszkę od tego czasu zmieniło. Podobnie w oczy kłuje dziś troskliwe pochylanie się nad losem birmańskiej noblistki Aung San Suu Kyi, której postawa wobec zbrodni na Rohingjach zmiażdżyła jej reputację na Zachodzie. Ostatni podrozdział pierwszej części książki, zatytułowany Etyka we wspólnym świecie, w którym Dalajlama kształtuje swoją wizję globalizacyjnych wyzwań, jest już dziś bardziej dokumentem historycznym niż realną perspektywą dla współczesnej refleksji o etyce.
Idea jednego, coraz głębiej połączonego świata i pozimnowojenna wizja globalnego pokoju, które stoją u podstaw uniwersalizmu i etycznego optymizmu książki, są echem minionej przeszłości. To wrażenie towarzyszyło mi podczas lektury całej pierwszej części Ponad religią. Kiedy Dalajlama nie starał się akurat wykazać, że dany element jego obrazu świata jest samooczywisty lub „potwierdzany przez współczesną naukę”, to stawiał nieaktualne już dziś diagnozy na temat natury współczesnego świata. Powierzchowność naukowego umocowania twierdzeń filozoficznych i silenie się na nazbyt ogólne społeczne diagnozy – na przykład o „zgubnym wpływie materializmu” – to zdecydowanie najsłabsze strony tej książki.
Na szczęście Ponad religią ma jeszcze część drugą. Gdy Dalajlama spełnił już życzenie Habermasa i przez granicę świeckiego rozumu wpuścił podstawy buddyjskiego obrazu kondycji ludzkiej (i nie tylko), przechodzi do zaleceń praktycznych. Kto miał wcześniej styczność z buddyzmem, ten wie, że jeśli coś jest stałe w dziesiątkach jego odmian, to jest nim swoista logika: od diagnozy do adekwatnej terapii. O ile globalistyczne homilie (to zupełnie stosowne określenie stylistycznej warstwy pierwszej części książki) wprowadzały mnie niejednokrotnie w lekkie poirytowanie, o tyle medytacyjne zalecenia z części drugiej pomagały mi ów stan umysłu rozbroić.
Z zaciekawieniem czytałem fragmenty o gorliwości, z jaką wyznawcy dźinizmu – tradycji spokrewnionej z buddyzmem – praktykują cnotę niestosowania przemocy (ahimsa), jak Tybetańczycy rozumieją czujność (bhakjo), dlaczego buddyjska epistemologia nie odróżnia myśli od uczuć, jak z gniewem radził sobie mistrz Śantidewa i jaką drogę do nieszkodzenia innym zalecał indyjski nauczyciel Nagardżuna. Słowem – Ponad religią najlepiej wypada tam, gdzie Dalajlama ponad religią nie staje i wprost wypowiada się z wnętrza własnej praktyki i tradycji duchowej. Im mniej starania o aprobatę Habermasa, tym lepiej dla czytelnika szukającego filozoficznej substancji.
Szczególną satysfakcję sprawia podrozdział o cierpliwości, którą Tenzin Gjaco próbował przedstawić możliwie szeroko: jako sprawność umysłu, którą obejmować możemy naszych krzywdzicieli, samo cierpienie, a również zewnętrzny świat. Czytamy tu, że cierpliwość ma w sobie coś z mierzenia się z naturalnym odruchem, jaki wzbudza w nas perspektywa krzywdy. I że sami jej sprawcy nie przekreślają nigdy ostatecznie swojego człowieczeństwa oraz – choć jest to wielkie wyzwanie dla naszej etycznej dyscypliny – zasługują na współczucie. Słowa te, czytane po Buczy i Irpieniu, nabierają na powrót wagi dla zachodniego czytelnika.
Nie wiem, czy sięgnąłbym po Ponad religią, gdyby nie moja osobista fascynacja buddyzmem sprzed lat i wciąż żywe zainteresowanie tematyką postsekularną. Nie tak świeża książka Dalajlamy nie będzie ani nowym Wprowadzeniem do buddyzmu zen, ani nie trafi do podręczników świeckiej etyki. W obu dziedzinach istnieją pozycje ciekawsze, lepiej napisane i bardziej przenikliwe. Ale w chwili, gdy nie ma pod ręką innej książki, z której można by zaczerpnąć wiedzę potrzebną do rozpoczęcia medytacji i pracy nad trudnymi emocjami, sięgnięcie po Ponad religią nie wydaje się złym pomysłem.