Święta międzyprzestrzeń
Karol Grabias
Istnieją w zasadzie tylko dwa typy intelektualistów: wielcy archiwiści, którzy wyłaniają ukryty rytm z nieskończonych fal faktów, nazwisk i pojęć, oraz włóczędzy, którym udaje się zapuścić w miejsca, które jeszcze nie znalazły swojej nazwy. Filozof powiedziałby, upraszczając nieco: potomkowie Diogenesa Laertiosa i jego nieokiełznanego imiennika z Synopy. Jeśli europejska moderna była epoką włóczęgów – odkrywających przed nami kontynenty nieświadomości, struktur podmiotu i perspektyw jego emancypacji – to nasze poczciwe „czasy współczesne” cierpią na ich bolesny niedosyt.
Dlatego pojawienie się twórcy, który w epoce masowego wymierania wielkich pojęć obwieszcza powstanie nowego, jest zjawiskiem wyczekiwanym. Wydana przez Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego – w ramach arcyciekawej serii W poszukiwaniu idei XXI wieku – książka Richarda Kearneya Anateizm. Powrót do Boga po Bogu stanowi intelektualne wydarzenie wagi ciężkiej. Po raz pierwszy do rąk polskiego czytelnika trafia tłumaczenie jednego z najciekawszych żyjących filozofów kontynentalnych, któremu udało się sformułować oryginalną perspektywę w refleksji nad religią, nazwaną przez niego właśnie anateizmem, z trudem dającą się wpisać w dotychczasowy dorobek debaty postsekularnej.
Skąd wziął się Richard Kearney i dlaczego tak mało o nim w Polsce wiemy? Anateizm to pierwsze tłumaczenie na język polski jego bogatego dorobku, który obejmuje 24 książki – w tym poezję, prozę, dyskusje z tuzami filozofii współczesnej i oryginalną twórczość filozoficzną Irlandczyka. By uzmysłowić sobie miejsce, jakie Kearney zajmuje na firmamencie współczesnej myśli, wystarczy wymienić rozmówców z jego opublikowanej w 2015 roku książki Reimagining the Sacred: to Charles Taylor, Gianni Vattimo, Julia Kristeva, Jean-Luc Marion, John Caputo, Merold Westphal czy Tomáš Halík. Co ciekawe, opiekunem jego pracy doktorskiej był Paul Ricoeur – do dziś uznawany przez Kearneya za osobistego mistrza i nauczyciela – a żywe kontakty utrzymywał z Emmanuelem Lévinasem, Jakiem Derridą i Jeanem-Paulem Sartre’em.
Ta nazbyt może długa genealogia nie miałaby dla czytelnika większego znaczenia, gdyby nie fakt, że Anateizm proponuje spojrzenie na religię z perspektywy całkowicie nieoczywistej. W przedmowie do książki jej tytułowe pojęcie Kearney opisuje jako „trzecią drogę między skrajnościami dogmatycznego teizmu i wojującego ateizmu: tymi oferującymi pewność biegunowymi przeciwieństwami, które okaleczyły tak wiele umysłów i dusz w naszej historii. Tę trzecią opcję, ten zakład wiary poza wiarą, nazywam anateizmem. Ana-theos, Bóg po Bogu. Ana-teizm: inne słowo oznaczające inny sposób poszukiwania i sondowania rzeczy, które uważamy za święte, ale których nigdy nie możemy w pełni pojąć ani udowodnić. Kolejne wyrażenie na odzyskanie tego, z czego zrezygnowaliśmy, tak jakbyśmy spotykali się z tym po raz pierwszy”.
Brzmi to może nieco mgliście, więc z pomocą przychodzi nam etymologia. O ile teizm i ateizm rozumiemy intuicyjne, o tyle w zdekodowaniu tajemniczej „trzeciej drogi” kluczowe jest zrozumienie prefiksu „ana” – wyda się on nam bardziej znajomy, gdy odnajdziemy go w znanych dobrze hellenizmach: anaforze (retorycznym powtórzeniu), anamnezie (przypomnieniu) czy anagramie (wyrażeniu powstałym przez przestawienie liter innego wyrazu). „Ana” wskazuje więc zarówno na powtórzenie, jak i na przekroczenie. W przypadku anateizmu obie te wiązki konotacyjne mają znaczenie: oznacza on zarówno ponowne postawienie kwestii możliwości wiary religijnej w kontekście postsekularnym, jak i wyjście ponad to, co w jej pojmowaniu jest pustym automatyzmem.
W kolejnych rozdziałach książki Kearney w sposób wolny od teistycznej i ateistycznej dogmatyki stara się dotrzeć do źródła naszej postawy wobec wielkiego Innego – momentów inauguracyjnych wiary, do których dostęp nie jest nam już dany w formie „pierwszej naiwności”, jak nazwał Ricoeur stan zachodniego ducha sprzed modernistycznej krytyki religii. Irlandzki filozof pyta nas wprost: czy i jaka wiara jest możliwa po Kołymie i Auschwitz, Srebrenicy i 11 września, w podmiocie „zranionym” przez hermeneutykę nieufności, psychoanalizę, krytykę ideologii i śmierć Boga? Dla Kearneya, którego myślenie wyrasta z tradycji hermeneutycznej – uwzględniającej dorobek nowoczesnej krytyki religii, a jednocześnie szukającej dróg interpretacji wykraczającej poza nieufność – jasne jest, że nasz dostęp do sacrum uległ zmianie. A jednocześnie, paradoksalnie, nie ma innej metody niż pytanie o jego źródło. Czytamy: „Ana sygnalizuje ruch powrotu do tego, co nazywam pierwotnym zakładem, do inauguracyjnej chwili kalkulacji u samego źródła wiary. Oznacza to ponowne otwarcie tej przestrzeni, w której możemy swobodnie wybierać między wiarą a niewiarą. Jako taki, anateizm dotyczy opcji odzyskanej wiary. Działa zarówno przed, jak i po podziale na teizm i ateizm, i sprawia, że oba są możliwe. Krótko mówiąc, anateizm jest zaproszeniem do ponownego odwiedzenia tego, co można by nazwać pierwotną sceną religii: spotkania z radykalnym Obcym, którego decydujemy się lub nie nazywać Bogiem”.
To prowadzi nas do elementu konstytutywnego dla całego projektu filozoficznego Richarda Kearneya: anateistycznego zakładu. Tym określeniem nazywa Kearney wydarzenie zetknięcia z radykalną innością, która wymaga od nas podjęcia ryzykownej decyzji: gościnnego przyjęcia Innego do swojej orbity istnienia lub jego wrogiego odrzucenia. Obecne w religiach abrahamowych nadejście wielkiego Obcego – tego, kto nawiedza nas w mgle niewiedzy, kogo tożsamości i intencji nie jesteśmy w stanie zweryfikować – staje się dla Kearneya prefiguracją epifanii jako takiej, a postawa przyjęta wobec nadejścia Obcego będzie modelowym punktem wyjścia dla aktu wiary lub niewiary. Ten bowiem zawsze ma charakter skoku, zakładu, ryzykownej inicjatywy.
To tylko ogólny zarys myśli, którą znajdziemy w książce Anateizm. Powrót do Boga po Bogu. Na niemal czterystu stronach Kearney pokazuje nam, jak odkrycie anateistycznej międzyprzestrzeni między wiarą a niewiarą może doprowadzić nas do nieoczywistej interpretacji zaangażowania Mahatmy Gandhiego, prozy Virginii Wolf, myśli Dietricha Bonhoeffera czy rozdziału sfery świeckiej i sakralnej. Anateizm intryguje, odczytuje miejsca dobrze znane na nowo, momentami nieco mąci wodę, lecz ani na chwilę nie pozostawia obojętnym – prowadzi nas po ruchomych piaskach, w których dawne pewniki teizmu i ateizmu nie znajdują już punktu oparcia.
Nie sposób nie wspomnieć na koniec o nieocenionej pracy, jakiej dokonał tłumacz i jednocześnie autor wprowadzenia Tomasz Sieczkowski. Tytaniczna praca nad rojem przypisów, standaryzacja języka projektu anateistycznego, gruntowne i jednocześnie przystępne zarysowanie głównych źródeł i tropów myśli irlandzkiego filozofa – to wszystko sprawia, że pełnokrwisty debiut anateizmu w języku polskim jest milowym krokiem w recepcji oryginalnej myśli Richarda Kearneya nad Wisłą.