Kanon prosto z Florydy

Justyna Morawska

Gdyby Irena Tuwim nie przetłumaczyła w 1937 Kubusia Puchatka, być może sympatyczny Miś o Bardzo Małym Rozumku nie byłby znany polskim czytelnikom jeszcze przez wiele lat albo zadomowiłby się w powszechnej świadomości pod innym imieniem – może, jak w tłumaczeniu Moniki Adamczyk-Garbowskiej z lat osiemdziesiątych, jako Fredzia Phi Phi?  Z kolei gdyby polscy ilustratorzy, Aleksandra i Daniel Mizielińscy, porzucili pracę nad kultowymi Mapami, najmłodsi geografowie w ponad trzydziestu (!) krajach zostaliby pozbawieni przyjemności poznawania tak charakterystycznie przedstawionych krajów i kontynentów. Rozważania o kanonie literatury dla najmłodszych czytelników, choć ciekawe, mogłyby stanowić podstawę odrębnego, niewątpliwie bardzo rozbudowanego opracowania.

 Wydaje się, że amerykańska pisarka Kate DiCamillo pozostaje mało znana wśród polskich czytelników. Być może część z nich miała styczność z książką Dzielny Despero o przygodach odważnej małej myszy, zekranizowaną w 2008 roku. Na język polski zostały także przetłumaczone powieści Dzięki tobie, Winn-Dixie, Tygrys się budzi i Magiczny słoń. Tymczasem gdyby zapytać najmłodszych czytelników w Stanach Zjednoczonych, czy znają dowolną książkę tej pisarki, z dużym prawdopodobieństwem odpowiedzieliby, że przecież każdy je zna. Kate DiCamillo jest bowiem autorką dziesiątek powieści, opowiadań, publikacji dla najmłodszych czytelników i książek obrazkowych. W latach 2014—2015 sprawowała prestiżową funkcję Narodowej Ambasadorki Literatury dla Młodych Odbiorców (National Ambassador for Young People’s Literature) przy Bibliotece Kongresu. Jej książki były wielokrotnie nagradzane, a 29 marca 2020 został ogłoszony dniem Kate DiCamillo w stanie Minnesota. Mówienie w tej sytuacji o kanonie literatury dla najmłodszych wydaje się jak najbardziej uzasadnione. A może przy okazji przetłumaczenia kolejnych trzech powieści pisarki na język polski stajemy się świadkami tworzenia nowego kanonu w Polsce?

 Mowa o książkach, które ukazały się nakładem Wydawnictwa „Dwie Siostry”: Raymie. Weź mnie za rękę, Louisiana. Powrót do domu oraz Beverly. Tu i teraz (wszystkie w przekładzie Marii Jaszczurowskiej). Chociaż DiCamillo zyskała sławę dzięki historiom o przygodach zwierząt, to jej najnowsze powieści można określić mianem na wskroś obyczajowych: opowiadają o życiu trzech przyjaciółek w małym miasteczku na Florydzie w latach siedemdziesiątych. W pierwszym tomie czytelnicy poznają bohaterki w specyficznych, choć jednocześnie bardzo charakterystycznych dla czasu i miejsca akcji okolicznościach: na lekcji żonglowania pałeczką w samym środku upalnego lata. Dziewczęta chcą się nauczyć żonglować, żeby wziąć udział w konkursie na Małą Miss Wulkanizacji Centralnej Florydy 1975. Każda z nich ma w tym własny interes: tytułowa bohaterka, Raymie Clarke, ma nadzieję, że kiedy wygra, tata zobaczy jej zdjęcie w gazecie i wróci do żony oraz córki, które zostawił dla higienistki stomatologicznej. Wychowywana przez babcię Louisiana Elefante liczy na nagrodę pieniężną – 1975 dolarów. Z kolei zbuntowana Beverly Tapinski sabotuje konkurs. Jej mama, niegdyś również Mała Miss, zapisuje ją na wszystkie tego typu wydarzenia. Konkurs okaże się najmniej ważny w całej historii. Niebagatelną rolę odegrają zaś pensjonariusze pobliskiego domu opieki, kot, pies oraz oczywiście… przyjaźń.

 Druga część trylogii, poświęcona Louisianie, z pewnością zaskoczy czytelników. Właściwie nie pojawiają się w niej pozostałe dziewczęta z pierwszego tomu. Akcja, w przeciwieństwie do książki o Raymie, rozwija się bardzo dynamicznie. Co ciekawe, to jedyny tom, w którym zastosowano narrację pierwszoosobową i była to dobra decyzja: Louisiana jest świetną, pełną emocji narratorką. Taka też okazuje się jej historia: rozpoczyna się ucieczką z Florydy razem z babcią w środku nocy, a dalej jest już tylko ciekawiej – od niespodziewanej wizyty u dentysty, przez zarabianie śpiewaniem w kościele, aż do udziału w wielkiej loterii ciast. I choć Louisiana świetnie radzi sobie sama, to na szczęście spotyka na swojej drodze wiele przychylnych osób, dzięki którym jej historia ma niespodziewane, ale szczęśliwe zakończenie.

 Ostatnia z książek dzieje się kilka lat później: tytułowa bohaterka, Beverly, ma już czternaście lat i odpowiednie do wieku, poważne rozterki. Kiedy umiera jej ukochany pies, Beverly uznaje, że nic nie zatrzymuje jej już w rodzinnym mieście, i ucieka z domu. Wakacyjny pobyt w położonej nad oceanem miejscowości Tamaray zweryfikuje dotychczasowe przekonania dziewczyny na temat ludzi: bohaterka pozwoli sobie pomóc, a nawet znajdzie kogoś, komu mogłaby zaufać. Zupełnie przyziemne problemy związane z pracą i pieniędzmi przeplatają się w powieści z chwilami prawdziwej radości w gronie niespodziewanych przyjaciół: emerytki Ioli i nastoletniego Elmera, jednak na koniec Beverly musi odpowiedzieć sobie na najważniejsze pytanie – czy chce wrócić do rodzinnego domu?

 Jeżeli te krótkie opisy fabuły brzmią dla ewentualnych czytelników ciekawie, to spieszę poinformować, że również inne aspekty powieści DiCamillo zasługują na pochwałę – przede wszystkim kreacja postaci. Autorka oparła się pokusie zaprezentowania ich na zasadzie prostego kontrastu: mogłyby być bogate albo biedne, spokojne albo żywiołowe, mogłyby różnić się pochodzeniem lub doświadczeniem życiowym i na tym mogłaby opierać się cała ich osobowość. Tymczasem ich charaktery są niezwykle złożone i zupełnie różne. Raymie jest cicha, ostrożna, czasem lękliwa, a innym razem najodważniejsza ze wszystkich dziewcząt, inteligentna i empatyczna. Louisiana to wrażliwa artystyczna dusza, która buja w obłokach, jednak kiedy nadchodzi moment, w którym musi poradzić sobie sama i podjąć ważne decyzje, doskonale sobie radzi. A Beverly, która zawsze wydaje się niemiła, surowa i pewna siebie, skrywa ogromne pokłady miłości i wrażliwości.

 Postaci w powieściach DiCamillo to jednak nie tylko trójka tytułowych dziewcząt. To także, a może przede wszystkim, niezliczeni dorośli bohaterowie drugoplanowi. Warto bowiem w tym miejscu wspomnieć, że Raymie, Louisiana i Beverly nie mają zbyt wiele pożytku ze swoich rodzin. Dość powiedzieć, że na trzy dziewczynki przypadają dwie mamy, jedna babcia i zero ojców, zaś z tych osób właściwie tylko mama Raymie opiekuje się córką w sposób, który z braku lepszego słowa można określić mianem niedysfunkcyjnego. Szczęście w nieszczęściu stanowi fakt, że w trudnych chwilach dziewczęta spotykają innych dorosłych, którzy służą im wsparciem, i to oni są cichymi bohaterami i bohaterkami trylogii – od sekretarki w pracy ojca Raymie, przez nauczyciela pływania, recepcjonistkę w domu opieki i sympatycznego księdza, który pomaga Louisianie, po współpracowników Beverly w smażalni ryb i opiekuńczą emerytkę – mieszkankę kempingu.

 Istnieje jednak pewna kwestia mogąca stanowić problem dla niedorosłych czytelników, którzy od razu chcieliby przystąpić do lektury wszystkich części trylogii. Na potrzeby niniejszej recenzji kwestia ta została nazwana przeze mnie „problemem Harry’ego Pottera”. Kiedy kolejne tomy przygód brytyjskiego czarodzieja ukazywały się po raz pierwszy, między wydawaniem poszczególnych części mijały lata, a czytelnicy dorastali razem z bohaterami. Współcześni rodzice i opiekunowie mierzą się natomiast z sytuacją, w której ośmio- i dziewięcioletni odbiorcy mają dostęp do wszystkich tomów jednocześnie: po przeczytaniu stosunkowo przystępnych dla tej grupy wiekowej początkowych części sięgają po te, w których bohaterowie są nastolatkami. Okazują się one jednak dużo bardziej mroczne i niepokojące, pojawiają się w nich brutalne sceny, które mogą powodować koszmary. Trylogia DiCamillo nie wystawia najmłodszych czytelników na aż tak radykalną próbę, jednak po lekturze trudno nie mieć odczucia, że pierwsze dwa tomy zostały napisane dla nieco innej grupy wiekowej niż trzeci: prawdopodobnie przygody Raymie i Louisiany najlepiej będzie się czytać odbiorcom w wieku około 10—12 lat, podczas gdy historia Beverly będzie ciekawsza raczej dla jej rówieśników i rówieśniczek. W trzecim tomie serii znaczącą rolę odgrywa duża porcja samodzielności (ale też samotności) bohaterki, pierwsza miłość, pierwsza praca, a nawet strajk pracowniczy, na drugim planie z kolei pojawia się alkohol i przemoc w rodzinie. Oczywiście trudno nie sięgnąć po kolejną część, kiedy wcześniejsze przypadły do gustu, natomiast ze względu na przyjemność z czytania – warto poczekać.

 „Przyjemność z czytania” to słowa, które dobrze podsumowują trylogię o dziewczętach z Florydy, chociaż paradoksalnie każda z części dobitnie przypomina czytelnikom o tym, że bycie dzieckiem i młodą nastolatką to nie bułka z masłem. Powieści DiCamillo nie ochronią najmłodszych przed złem tego świata, nie zaprezentują też gotowych rozwiązań problemów. Spełniają za to podstawową funkcję powieści sformułowaną kiedyś przez Stendhala – są „zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu”. Prezentują mnogość sytuacji życiowych, problemów, emocji, charakterów, konfiguracji rodzinnych, przyjacielskich i opiekuńczych. Chciałoby się powiedzieć, że to, co przede wszystkim można wynieść z ich lektury, to właśnie radość czytania, chociaż w przypadku tej trylogii zdecydowanie bardziej odpowiednie byłyby inne określenia: wzruszenie czytania, smutek czytania, empatia czytania i wreszcie ulga czytania – bo nawet jeśli Raymie, Louisiana i Beverly znajdują się w najtrudniejszych sytuacjach, to dzięki ich odwadze, pomocy innych i sile przyjaźni wszystko w końcu zmierza ku dobremu zakończeniu.