Czy Lenin był dobry?
Tomasz Danilecki
Zawarte w tytule pytanie, które zadano mi ostatnio, wydało mi się tak absurdalne, że oniemiałem. Usłyszałem je od poznanej niedawno uchodźczyni z Ukrainy, a moje osłupienie było tym większe, że pytanie padło po dłuższym „wykładzie” o historii i zbrodniach komunizmu, którego wysłuchała. Pobrzmiewało w tym pytaniu echo dawnej opowiastki o złych „czynownikach”, którzy w „ruskim mirze” winni byli wszelkich klęsk i niepowodzeń, a „dobry car”, gdyby tylko o tym wiedział…
Choć znajoma Ukrainka na własnej skórze przekonała się, na czym ów „mir” (w języku rosyjskim zarówno „świat”, jak i „pokój”) polega, nie potrafiła uwolnić się spod wpływu sowieckiej propagandy i edukacji. Homo sovieticus wiecznie żywy – pomyślałem.
Przypomniałem sobie tę scenkę, czytając Historię komunizmu na świecie francuskiego dziennikarza i eseisty Thierry Woltona. Co prawda brałem to dzieło do rąk nieufnie, co podyktowane było nie tylko jego monumentalnymi rozmiarami (niemal 1100 stron tekstu, nie licząc przypisów, bibliografii i indeksów, a to dopiero pierwszy z trzech tomów!). Moją nieufność pogłębiało też francuskie pochodzenie autora (w końcu to francuscy intelektualiści przez lata zaciskali oczy, uszy i usta, by nie zauważać i nie wspominać o zbrodniach komunizmu, a de Gaulle jako pierwszy uznał PKWN za legalny ośrodek władzy w Polsce), jak również jego młodzieńcza fascynacja goszyzmem. Autor, zdając sobie najwyraźniej sprawę z tych potencjalnych wątpliwości czytelników, szczerze o tym pisze we wstępie i wyjaśnia, że to głównie dzięki rosyjskiej żonie – urodzonej w Norylsku córce więźniów Gułagu, uciekinierce, a zarazem i opiekunce uciekinierów ze Związku Sowieckiego – był w stanie zrozumieć „system”.
Książka nie ma ambicji dzieła naukowego, nie jest też – jak pisze skromnie autor – „chronologicznym opisem podboju świata przez komunistów”. Stanowi natomiast imponującą i udaną próbę zebrania w spójną i logiczną całość rozproszonych faktów, wypowiedzi i cytatów, mającą przede wszystkim odpowiedzieć na pytania: jak i dlaczego system komunistyczny mógł powstać i rozwinąć się w dwudziestowiecznym świecie. To bardziej pasjonujący esej niż wykład akademicki, w którym narracja autora przeplatana jest obszernymi cytatami z wypowiedzi i wspomnień luminarzy „systemu”, z najważniejszych dokumentów czy relacji prasowych.
Wolton przechodzi przez historię poszczególnych krajów po kolei ulegających bolszewickiemu „złudzeniu”, poczynając od Rosji przełomu XIX i XX wieku, a kończąc na Afganistanie lat siedemdziesiątych minionego stulecia. Podtytuł pierwszego tomu brzmi: Kaci i przedstawia powstanie i rozwój komunizmu przez pryzmat życiorysów Lenina, Stalina, Mao, Ho Chi Minha czy Pol Pota.
To właśnie od Woltona dowiedziałem się, że Lenin miał dłonie „wielkie i bardzo brzydkie”, mrużył wąskie, skośne oczy z powodu krótkowzroczności, a żyjąc w Europie Zachodniej prowadził drobnomieszczańskie życie za pieniądze żony, sióstr i matki. W jego wyglądzie nie było ponoć „nic wojowniczego, zdradzającego głębię myśli”. Był natomiast okrutny i za nic miał życie ludzkie. Stalin z kolei pod koniec życia był bardzo żarłoczny, miał zaniki pamięci i nikt z jego najbliższego otoczenia nie płakał po jego śmierci.
Ale nie jest to tylko esej o ludziach. Autorowi chodziło nie tyle o „ujawnienie nieznanych szczegółów czy epizodów”, lecz o przeprowadzenie „dochodzenia historycznego”. Wiele tu opisów (nieraz trudnych do zniesienia z powodu brutalności) zbrodni, popełnianych w imię realizacji komunistycznej utopii. O sprawach polskich Wolton pisze sporo i jest w nich przeważnie kompetentny, chociaż konsekwentne operowanie przez niego liczbą 14 tys. ofiar Zbrodni Katyńskiej (pomija 7 tys. zamordowanych, którzy nie mieli statusu jeńców wojennych) musi budzić sprzeciw polskich czytelników.
Kolejny, równie obszerny tom, pokazujący komunizm z perspektywy milionów ofiar, lada dzień ujrzy światło dzienne i warto na niego poczekać. Ostatnia część trylogii ma przedstawić współsprawców i piewców komunistycznej ideologii. Sądzić należy, że całość dzieła Woltona będzie odtrutką, zwłaszcza dla tych, którzy ciągle próbują doszukiwać się w komunizmie jakichś pozytywów.