Dzieje strachem malowane
Marian Hanik
Robert Peckham podjął się drobiazgowego udokumentowania nienowej, choć niezbyt popularnej tezy, że dzieje ludzkości kształtują lęk, panika i niepewność. Już Arthur Schlesinger twierdził, że strach stworzył klimat dla rozwoju komunizmu; według Ericha Fromma ucieczka od wolności przyczyniła się do zwycięstwa nazizmu, a słowa Alexisa de Tocqueville’a, który w 1840 roku pisał, iż obywateli Ameryki prześladuje strach przed anarchią utrzymujący ich „w stanie ciągłej niepewności i gotowości do porzucenia swojej wolności przy pierwszym wybuchu chaosu”, brzmią dziś niepokojąco aktualnie.
Autor dowodzi, że u podłoża wydarzeń historycznych – od wczesnego średniowiecza po czasy nam współczesne – leży manipulowanie obawami przed wojną, epidemią, przestępczością, przed tym, co nowe i nieznane. Reakcjami ogarniętych paniką zbiorowisk ludzkich rządzą emocje (a „żadna namiętność nie odziera umysłu równie skutecznie ze wszystkich jego władz działania i myślenia, co strach”, jak pisał w osiemnastym wieku Edmund Burke), więc odpowiednie zarządzanie lękiem pozwala kierować społeczeństwem.
Osiemnastowieczni filozofowie uznawali strach za nieodłączny atrybut władzy. Niccolò Machiavelli pisał o korzyściach politycznych, jakie on przynosi, a Monteskiusz analizował rolę terroru w rządach despotów. Ich poglądy nie straciły aktualności – Robert Peckham cytuje słowa Donalda Trumpa, który kandydując w 2016 roku na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych, oświadczył: „Prawdziwa władza to – nawet nie chcę używać tego słowa – strach”. Terror był podstawą niewolnictwa, kolonializmu oraz dwudziestowiecznych totalitaryzmów. Strachem posługują się również władcy dusz: Thomas Hobbes pisał w 1605 roku, że religie utrzymują wiernych w posłuszeństwie, wykorzystując „wieczny strach” człowieka przed niewiadomym.
Strach to broń obosieczna stosowana zarówno przez panujących, jak i poddanych. Lapidarnie ujęła to kontrowersyjna birmańska polityczka Aung San Suu Kyi, mówiąc: „Strach przed utratą władzy deprawuje tych, którzy ją dzierżą, a strach przed działaniem władzy deprawuje tych, którzy są jej poddani”. Najjaskrawszym tego przykładem może być terror w walce o wolność i równość podczas rewolucji francuskiej.
Zagłębiając się w liczącą ponad czterysta stron książkę Peckhama nie sposób oprzeć się wrażeniu, że istota naszych lęków oraz wykorzystywanie ich do celów politycznych nie ulegają zmianom. Obawa przed przemocą legitymizuje ograniczanie wolności przez aparat państwa, wykorzystywane – oprócz zapobiegania rzeczywistym lub wykreowanym zagrożeniom – także utrzymaniu władzy i likwidacji opozycji. Pokłosiem rewolucji francuskiej były reżimy policyjne w europejskich monarchiach, a wzrost przestępczości w miastach angielskich w połowie XIX wieku przyczynił się do drastycznego zaostrzenia prawa. Zwycięstwo komunizmu w Rosji i Chinach zapoczątkowało epokę makkartyzmu w Stanach Zjednoczonych, a po ataku na World Trade Center 11 września 2001 roku wiele państw drastycznie ograniczyło prawa obywatelskie. Zbigniew Brzeziński oceniał, że celem „wojny z terroryzmem” było wywołanie strachu. który „przyćmiewa rozum, wzmaga emocje i ułatwia demagogicznym politykom mobilizację społeczeństwa na rzecz polityki, którą chcą realizować”. Podobną rolę odgrywają ustawa rosyjska o „zagranicznych agentach” czy węgierska – o ochronie suwerenności narodowej.
Umiejętne zarządzanie strachem pozwala także na rozładowanie napięć społecznych przez skierowanie agresji na podmioty (innowierców, cudzoziemców, uchodźców) wskazywane przez demagogów manipulujących emocjami tłumu. Panika wywołana epidemią dżumy spowodowała w 1349 roku spalenie w Strasbourgu dwóch tysięcy Żydów, obwinianych o zatruwanie studni. Przyczynił się do tego miejscowy biskup poważnie zadłużony u żydowskich bankierów. Krwawe rozruchy w Manili podczas epidemii cholery w 1820 roku wybuchły po oskarżeniu o nią obcokrajowców. Wydaje się zresztą, że epidemie wyjątkowo sprzyjają powstawaniu teorii spiskowych – wystarczy przypomnieć falę fake newsów zalewającą internet w czasie epidemii AIDS czy COVID-19. Informacje o tym, że wirusem HIV posługuje się CIA w celu eksterminacji Afroamerykanów albo że Bill Gates umieścił w szczepionce przeciwko SARS-CoV-2 mikroczipy, nie należały do najbardziej absurdalnych.
Lękiem napawały nas (zwłaszcza w czasach rewolucji naukowej dziewiętnastego wieku) innowacje technologiczne. Fonograf Thomasa Edisona miał wypłaszać mieszkańców z miast poziomem hałasu, a automatyzacja procesów przemysłowych groziła buntem robotów. Dziś dopisujemy do tej listy sieci komórkowe G5, elektrownie wiatrowe, inżynierię genetyczną, sztuczną inteligencję oraz apokalipsę klimatyczną, która zastąpiła w naszej świadomości tę dawną, biblijną. Obawa przed zmianami w psychice związanymi z nadmiarem informacji niepokoiła już w przeszłości. W XVI wieku szwajcarski filolog Konrad Gesner skarżył się na „szkodliwy nadmiar książek”; wtórował mu Jan Kalwin, pisząc o „zawiłym lesie” złych publikacji. W 1680 roku Gottfried Leibniz przestrzegał przed „niemal nieograniczonym nieładem” wywoływanym przez „straszliwą liczbę książek, która nadal rośnie”.
Swoje rozważania Peckham ilustruje odwoływaniem się do literatury i sztuki. Przywołuje między innymi Widzenie Tundala, Piekło z Boskiej Komedii Dantego i malarstwo Hieronima Boscha. Wiele dzieł to reperkusje klęsk i katastrof. Prolog do Dekamerona Giovanniego Boccaccia i fresk Triumf śmierci w Camposanto Monumentale koło katedry w Pizie to echa epidemii „czarnej śmierci”, cykl akwafort Jacquesa Callota Okropności wojny powstał pod wpływem wojny trzydziestoletniej, ryciny Francisca Goi o takim samym tytule – późniejszej o niemal dwieście lat wojny hiszpańsko-francuskiej, a Triumf śmierci Pietera Bruegla starszego wiąże się z prześladowaniem protestantów przez Filipa II Habsburga w szesnastowiecznych Niderlandach.
Tłumacząc powody, które skłoniły autora do rozważań nad rolą lęku w dziejach, Robert Peckham pisze, że „historyczna świadomość sposobów, w jakie strach był wykorzystywany do służenia władzy, może pomóc nam uniknąć stania się jego ofiarami w przyszłości”. Tylko jak sprawić, by historyczna świadomość stała się świadomością powszechną? Rozważania historiozoficzne – w przeciwieństwie do doniesień o kataklizmach, epidemiach i wszelkich zagrożeniach – rzadko trafiają na czołówki środków masowego przekazu ani nie zdobywają zbyt wielu „lajków” w mediach społecznościowych.