Na gruzach imperium

Z Wojciechem Góreckim rozmawia Andrzej Wróblewski

Fot. Krzysztof Dubiel

Fot. Krzysztof Dubiel

(...)

Od pierwszej pana bytności na Kaukazie do wydania pierwszej o nim książki – Planety Kaukaz – minęło prawie dziesięć lat. Proces dojrzewania?

Zapewne dobrze się stało, że nie poważyłem się na nic większego wcześniej, bo dzisiaj doskonale zdaję sobie sprawę, jak mało wtedy wiedziałem. Przychylam się jednak także do zdania Hanny Krall, że dobry reportaż można napisać nawet po jednodniowym czy po bardzo krótkim gdzieś pobycie – oczywiście pod warunkiem, że jest się dobrze przygotowanym. Wtedy liczy się pierwsze wrażenie, które warto chronić, bo często okazuje się najcelniejsze. Gdy jest się w jakimś miejscu bardzo długo, pierwsze wrażenie ulega rozmyciu i trzeba je nadrobić wiedzą. Nie ma w tym oczywiście niczego złego, ale pociąga za sobą zmianę całej koncepcji reportażu: już nie jest się tym, który opisuje tylko to, co widział i to, co słyszał, lecz tym, który próbuje coś zrozumieć i wyjaśnić. W praktyce żadna z tych form nie występuje w stanie czystym, ale z grubsza mogę powiedzieć, że przez te dziesięć lat, współpracując z kilkoma gazetami, pisałem teksty przynależne raczej do pierwszej kategorii

Ryszard Kapuściński powiedział kiedyś, że jeśli ma się ambicję głębszego opisu jakiegoś regionu czy kraju, to na każdą napisaną stronę winno przypadać sto przeczytanych. I nie należy porywać się na niemożliwe: we wstępie do Hebanu wyznał, że Afryki jako całości nie da się rzetelnie opisać, że trzeba się skupić tylko na niektórych miejscach i ludziach.

Całkowicie się z tym zgadzam. Proszę też pamiętać, że on to powiedział w czasach, gdy świat był dwubiegunowy i względnie uporządkowany. Dziś mamy chaos, internet i nieporównywalnie większe skomplikowanie problemów. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł dzisiaj kompetentnie pisać o całym świecie albo nawet o całej Azji. Myślę więc, że porywając się na Kaukaz, dostosowałem się w pewnym sensie do przestróg Kapuścińskiego, bo to region stosunkowo niewielki i pod wieloma względami jednorodny, który da się jakoś ogarnąć, jeśli nie w jednej książce, to może właśnie w tryptyku.

(...)