PRL „trzeciego wieku”

Hubert Wilk

„Przykro mi jest bardzo, że za tyle lat pracy muszę na starość wyciągać rękę o jałmużnę do państwa, do opieki społecznej, do dzieci…”. W tym wyjątku z listu skierowanego w 1983 roku do władz w Warszawie, autorstwa Wojciecha F. ze Szczecina, jak w soczewce koncentrują się główne problemy ludzi w wieku poprodukcyjnym: poczucie ogromnej niesprawiedliwości oraz obawa o jutro w socjalistycznym państwie robotników i chłopów. Dariusz Jarosz, wybitny historyk zajmujący się historią społeczną powojennej Polski, tym razem podjął nieeksplorowany jeszcze przez historyków temat. Emeryci, czyli ludzie „trzeciego wieku”, stanowili liczną grupę w społeczeństwie. W ciągu 45 lat trwania PRL jej liczebność zwiększyła się z 9,6 proc. do 16,6 proc. To kluczowa informacja, pokazuje bowiem, że „problem” ludzi w wieku poprodukcyjnym narastał i kolejne ekipy rządzące musiały zmierzyć się z coraz to większym wyzwaniem.

Książka składa się z trzech problemowych rozdziałów, których wewnętrzna struktura jest chronologiczna. Pierwszy poświęcony został miejscu ludzi starszych w polityce społecznej w poszczególnych dekadach Polski Ludowej. Drugi dotyczy sytuacji życiowej emerytów, natomiast trzeci skupia się na ich korespondencji z władzami. Rozważania zostały oparte na wyczerpującej kwerendzie archiwalnej oraz literaturze przedmiotu z zakresu polityki społecznej, co niestety nieco odcisnęło swoje piętno na sposobie pisania autora, który momentami, ze względu na ogromną ilość danych, może być nużący.

Najwięcej miejsca Jarosz poświęca – co zrozumiałe – sytuacji życiowej ludzi starszych. To właśnie problem zabezpieczenia, przede wszystkim finansowego, starości był głównym tematem listów napływających do centralnych ośrodków władzy. Analiza tej korespondencji pokazuje niejednokrotnie prawdziwe dramaty ludzkie. Sytuacje skrajnej biedy i głodu nie były przypadkami wyjątkowymi. Z listów wyłania się dramatyczny obraz ludzi pozostawionych samym sobie, bez pomocy zarówno ze strony bliższej czy dalszej rodziny, jak i państwa. Nędza emerytów była lejtmotywem korespondencji niemal przez cały czas Polski Ludowej. Krytyka systemu świadczeń (przede wszystkim ich wysokości), rosnące poczucie osamotnienia, niesprawiedliwości, rozczarowania to tylko część emocji, które na co dzień towarzyszyły ludziom starszym. Na ile realny był to problem, pokazuje autor na podstawie twardych danych liczbowych pozyskanych z zespołów archiwalnych.

Wyliczenia i zestawienia wysokości świadczeń rentowo-emerytalnych, zwłaszcza z pierwszych lat powojennych, świadczą, że dla większości osób starszych groźba głodu nie była problemem wyimaginowanym. W 1953 roku, przy przeciętnej płacy netto 918 złotych, renty emerytalne wynosiły od 140 do 266 zł. W 1958 roku średnia wysokość świadczenia rentowego utrzymywała się na poziomie niemal 32 proc. średniej płacy netto, co było najwyższą wartością od końca wojny. W kolejnych latach stosunek ten się wahał. O ile w 1971 roku wynosił 66 proc., o tyle ponad dekadę później już tylko 40 proc.

Szczególnie dramatyczna dla emerytów okazała się dekada lat osiemdziesiątych, zwłaszcza jej pierwsza połowa. Głęboki kryzys polityczny, społeczny, a przede wszystkim gospodarczy sprawiały, że status emerytów i rencistów ulegał deprecjacji. W świetle badań prowadzonych przez Główny Urząd Statystyczny, a cytowanych w pracy Jarosza, to właśnie tym gospodarstwom domowym powodziło się najgorzej. Wówczas też wyłącznie ze świadczeń emerytalno-rentowych utrzymywał się wysoki (najwyższy w całym okresie peerelowskim) odsetek ludzi w wieku poprodukcyjnym – ponad 62 proc. Oznaczało to dramatyczny wzrost, na początku dekady lat osiemdziesiątych było to bowiem nieco ponad 28 proc., zaś pod koniec rządów Władysława Gomułki zaledwie 0,5 proc.!

Bardzo interesujący jest ustęp dotyczący zabezpieczenia socjalnego rolników. Kolejne ekipy rządzące próbowały rozwiązać ten problem, jednak dopiero w 1978 roku podjęto działania zachęcające pracowników rolnych do przechodzenia na emerytury rolnicze (m.in. ważny aspekt przekazywania ziemi na rzecz państwa w zamian za świadczenia). Podobnie wyglądała kwestia tzw. dożywocia, czyli przekazywania gospodarstwa dzieciom w zamian za opiekę nad rodzicami. W drugiej połowie lat siedemdziesiątych ponad 300 tys. osób w ten sposób opiekowało się najstarszymi członkami swoich rodzin. Jak ważnym problemem były kwestie zabezpieczenia socjalnego osób starszych na wsi, mogą świadczyć choćby statystyki dotyczące autorów suplik do władz. Tylko w 1979 roku na 6 tys. listów, których nadawcami były osoby starsze, połowa pochodziła z terenów wiejskich.

Dariusz Jarosz, analizując korespondencję i sytuację ludzi starszych, sygnalizuje jeszcze jedną ważną kwestię. Mianowicie poczucie niesprawiedliwości powodowało coraz większe napięcia pomiędzy różnymi grupami zawodowymi, ale także i wewnątrz nich. Rzutowało to także na stosunki rodzinne. Przykład rodziny z tradycjami górniczymi, w której emerytowany górnik ledwo wiązał koniec z końcem (przy emeryturze na poziomie kilkunastu tysięcy złotych), a jego nadal aktywny zawodowo syn premiowany był kwotami wielokrotnie wyższymi, jest jednym z najbardziej jaskrawych.

W zasadzie każda ekipa obejmująca władzę w Polsce starała się modyfikować system emerytalno-rentowy. Jednak, jak przekonująco udowadnia Jarosz, żadnej nie udało się znacząco wpłynąć na poprawę losu ludzi „trzeciego wieku”. „Obecna polityka socjalna przypomina okres błędów i wypaczeń, kiedy partia troszczyła się wyłącznie o wiejską biedotę, a zwalczała kułaków” – pisał w 1985 roku Roman U. z Wielkopolski. I nawet jeśli za sukces poszczególnych ekip należy uznać fakt obejmowania świadczeniami rentowo-emerytalnymi coraz szerszych rzesz ludzi w wieku poprodukcyjnym, to daleko było do ogłoszenia sukcesu czy choćby przełomu w kwestiach zabezpieczenia osób starszych.