Arie obrazów, nokturny pejzażu

Ireneusz Staroń

Książki tej nie wypada nie określić mianem gratki dla estetów. Już sam tytuł – Morze nocą jest mięśniem serca – zapowiada, że mówi się tu pięknie i nostalgicznie, ze zgrozą, ale i uczciwe wobec katastrofy. Ogólną linię kompozycyjną drugiego tomiku Alicji Rosé wyznaczają swoiste wiersze- mansjony, w których bohaterowie odgrywają zaledwie kilka gestów ze swojej biografii (realnej bądź literackiej, kulturowej), a to metonimiczne przybliżenie pozwala nadać tym wyimkom rangę alegorii życia świadków europejskiej współczesności czy szerzej – obrońców, rzadziej zaś zdrajców śródziemnomorskich etosów. To zatem korowód na poły poundowskich person, sławnych, ale i tragicznych postaci, takich jak Gottfried Benn, Käthe Kollwitz, Adam Zagajewski, Emil Cioran, Samuel Beckett czy Edith Södergran. Ich perypetie płynnie przechodzą w dzieje kulturowych ikon: Odyseusza, Telemacha, Orfeusza, Dafne czy Prospera. Ta równoległość dwóch poziomów narracji o pomnikowych postaciach ukazywanych w manierze dalekiej od koturnowej heroizacji (to herbertowskie) sytuuje drugi tomik Rosé w kręgu klasycyzującym. Ostatecznie Morze nocą jest mięśniem serca zmienia się – jak to często bywa u przedstawicieli programowo przegranego klasycyzmu – w ironiczno-ambiwalentny „postepos”, w minimalistyczną epopeję o niemożliwości scalenia świata po piekle XX wieku, które nie zamierza się skończyć i przechodzi płynnie w kalendarzowy wiek XXI. To zatem historia o równoczesnej konstrukcji i dekonstrukcji narracji, o nieskończonym kręgu: życie – opowieść – legenda – mit (P.S.):

Świat, Adamie, jest czasami prześmiewczy,

ma oczy sarny, lustra weneckie, czarne morze.

Tysiące świateł z drugiego brzegu nadaje tajną

wiadomość, która mówi: „nie bądź nigdy

samotny, człowieku”, czyli „zapomnij o sobie”.

Świat ma prześwity piękna, które wyławiałeś dla nas jakby z dna morza

poławiacze pereł.

Stąd tak wiele tutaj nieodzownych toposów: życia jako błędnej wędrówki, świata jako lustrzanego mirażu, wojny jako jesieni czy zimy przeciwstawionej ekstazie wiosny. Nieprzypadkowo cytat pochodzi z wiersza dedykowanego Adamowi Zagajewskiemu, bo z polskich kontekstów ten wydaje się dla Rosé najistotniejszy jako klasyk na miarę wysokiego modernizmu. Wiele tu także estetyzacji istnienia (znów Zagajewski!), patrzenia na dookolne w kategoriach dzieła sztuki i tęsknoty za ocalającą mocą muzeum oraz katedry: „Więc miej to za sobą, idź do muzeum i patrz / na drzewa, symfonię gałęzi, arię liści” (Możliwość). Za tym podąża silnie obecna tradycja listu poetyckiego jako apelu do indywidualnego sumienia, któremu zagraża zarówno okrucieństwo katastrofizmu egzystencjalnego, jak i ciemność historii: „ciemne ptaki wojny polują na / moje myśli” (Dieu). Elementem spajającym te wszystkie pierwiastki charakterystyczne dla pewnego rodzaju „poezji gatunkowej”, dykcji kulturowej (niech jej kolejnym emblematem będzie choćby Eliot) jest atrakcyjność poetyckiego obrazu jako czegoś płynnie i niemal niepostrzeżenie wplatanego w inne wątki wiersza. Obrazy Rosé są po prostu piękne jakimś dawnym pięknem, które nie wymaga eksplikacji oraz intelektualnego uzasadnienia. Takie oczywiście ma, lecz czuć tutaj, że autorka czerpie przyjemność z samej możliwości uplastycznienia języka (wszakże jest także ilustratorką!). Jej bohaterowie mówią pięknymi frazami jakby to był najnaturalniejszy kod kulturowy. Ot, taka – dla mnie perełka – opisująca esencję herbaty harmonijnie wypełniającą naczynie (P.S.):

Jej zielone skrzydła

uśpionych myśli rozwijały się powoli

w gorącej wodzie.

A po niej taka fraza – jakże na miejscu:

Czytaliśmy wiersz Gottfrieda Benna, lekarza od chorób

skóry i miłości.

Eterycznie, cicho, ze smakiem detalu w tle, który aktywuje wielką symbolikę lotu. Patos i etos, przy tym jakże dyskretnie zabawny z całym tym latającym w wodzie herbacianym płynem. Albo ten obraz, jakby z mowy szekspirowskich postaci wzięty (Tulipany):

pod otwartym niebem

rano jedna główka tulipana odcięta

osobno w małym kieliszku po winie

Obrazowanie ma ściśle formalne znacznie. Ujęcie personalistyczne wzmacnia metaforyzowany rekwizyt, nadający opowieści rangę konkretu. Z kolei wysoki ton oraz samo imienne przywołanie znanego bohatera czynią z wiersza małą alegorię (nawet nie tyle symbol, bo to osłabiłoby walor archetypu). Obie te tendencje znakomicie widać w pierwszych dwóch strofach utworu Nocturn:

Myślę o tobie, Edith Södergran. W taką

noc, jak dziś, ciemna wełniana chmura

twojej duszy przegląda się w morzu.

Kot przynosi ci rano świeże ślady na

śniegu, zaparzasz kawę, spadają z nieba

ptaki, zostawiają na plaży skrzydła.

Alegoryczna jest Södergran i jej „ciemna wełniana chmura” duszy, wychylenie zaś z kultury ku egzystencji znamionuje kot ze swoimi śladami na śniegu. Dopiero zderzenie tych dwóch obrazowych metafor daje syntezę o szczególnej sile tragizmu. Jeśli już zaś mowa o wizualności, to warto dodać, że autorka samodzielnie zilustrowała swój tom, a oszczędna estetyka tych czarno-białych, celowo groteskowo prymityzowanych rysunków przypomina obrazy Grzegorza Bednarskiego do Łyżki ojca Jana Polkowskiego. Gdyby ktoś wyczytał we frazach Alicji Rosé nuty z poezji autora Oddychaj głęboko, nie byłby chyba w wielkim błędzie, choć mowa raczej o wymienionych wyżej pierwiastkach klasycyzujących, a nie o głębszym powinowactwie.

Autorka książki Morze nocą jest mięśniem serca należy do poetek lekkiego, niekiedy eterycznego pióra. Słowo w jej wierszach nie przegląda się tylko w słowach, bo poważnie odnosi się do rzeczy z gatunku najważniejszych, a więc do ocalających mitów, do historii, do postpamięci. Na równi z filozofią bierze na siebie odpowiedzialność za sprzeciw wobec zorganizowanej nienawiści, której rany nosimy podświadomie po dwóch wojnach światowych. Widzi także wojnę, która trwa, dostrzega Kijów, „gdzie złote / czapki cerkwi nie schowały się do schronu” (Słuchają na Zoomie, jak Ija Kiwa czyta wiersz o wojnie). Przy tym słowa wypowiada ostrożnie, barbarii przeciwstawia arię, zgiełkliwości mordu ściszony krystalicznie szept, który chroni temat przed łatwością, pozwala poezji pozostać poezją, a nie zrzędliwą płaczką, rozpisującą na wersy pianę gazet (Tiziano Terzani pisze list):

Idę w górę, gdy potok mojego

życia biegnie w dole w przeciwną stronę.

Słychać jego słodki szmer. Moje serce

to chart,

który skacze historii do gardła, gdy

czerwony

khmer karczuje las ludzkich rąk.

Na koniec: kosmos. Tytułowe nocne morze jako serce to wspaniały nokturn, niemal romantyczny. Zapowiada, że obraz historii i historia w obrazach w najnowszej poezji mają się całkiem dobrze.