Na jednym wózku. Snowpiercer

Marek Misiak

Zawsze, gdy dochodzę do przekonania, że powieść graficzna zdobyła już sobie prawo obywatelstwa nie tylko w popkulturze, lecz także w Literaturze przez wielkie „L”, pojawia się ktoś wyrażający zdziwienie, że czytuję „komiksy”. To prawda, że ta forma przekazu wywodzi się z zeszytowych wydawnictw o superbohaterach, a te z kolei z krótkich, kilkukadrowych historyjek (tzw. comic strips) drukowanych od przełomu XIX i XX wieku w gazetach. Jednak co najmniej od lat sześćdziesiątych za jej pomocą podejmowane są ważkie tematy, a warstwa plastyczna to prawdziwa sztuka wizualna, a nie tylko „kreska” – i to zarówno gdy jest dopracowana w szczegółach (vide prace Moebiusa), jak i świadomie uproszczona (słynny cykl „Maus”).

Snowpiercer (dosł. „przebijacz śniegu”, we francuskim oryginale Le Transperceneige) może kojarzyć się z mało ambitną rozrywką także z uwagi na tematykę – to opowieść fantastycznonaukowa, pełna żywej akcji i niestroniąca od przemocy, makabry czy erotyki. Kolejne tomy (cztery plus trzyczęściowy prequel) publikowano w latach 1982—2015. Główny scenarzysta Jacques Lob zmarł w 1990 – jego miejsce zajęli Benjamin Legrand, Olivier Bocquet i Alexis Nolent, zaś za stronę plastyczną odpowiadał Jean-Marc Rochette. Dopiero w tym roku polskie tłumaczenie całego cyklu opublikowało wydawnictwo KURC z Koluszek.

Fabuła to nowatorskie podejście do tematyki postapokaliptycznej: wojnę lub epidemię zastąpił mniej wówczas wyeksploatowany motyw katastrofy klimatycznej (jakkolwiek wywołanej rozmyślnie), a bohaterowie, zamiast żyć pod ziemią lub w każdym razie w jednym miejscu, cały czas się przemieszczają. Tytułowy Snowpiercer to liczący 1001 wagonów pociąg, który – po tym, jak cała Ziemia została skuta lodem i mrozem – jest (najprawdopodobniej) ostatnim miejscem, gdzie przetrwali ludzie. Aby nie stać się częścią wiecznej zmarzliny, pociąg nie może się zatrzymywać, krąży zatem po Ameryce Północnej dzięki specjalnie zbudowanej linii kolejowej oraz lokomotywie napędzanej silnikiem przypominającym perpetuum mobile. Podróżni dzielą się na trzy kasty: opływającą w luksusy pierwszą klasę, żyjącą skromnie lecz także stabilnie drugą klasę oraz odcięty od reszty składu tzw. ogon, którego mieszkańcy nie mają dostępu do zapasów pozostałych dwóch klas i skazani są na jedzenie tego, co uda im się wyhodować – lub siebie nawzajem. Pewnego dnia do drugiej klasy dostaje się jeden z „ogonusów” – Proloff. Zostaje szybko schwytany, ale władze pociągu postanawiają wykorzystać go do wewnętrznych rozgrywek i pozbycia się dysydentów z własnych szeregów…

Lektura powieści graficznej to specyficzne doświadczenie – właściwie niemożliwe jest pełne zapoznanie się z dziełem poprzez jednorazowe przeczytanie. Za pierwszym razem czytelnik podąża za wartką akcją i czyta zawartość dymków, na kadry zwracając uwagę głównie po to, aby rozeznać się w fabule. Druga lektura pozwala skupić się na talencie rysownika – czasem na dbałości o szczegóły pozwalającej zanurzyć się w fikcyjnym świecie niczym w filmie, a czasem na umiejętności stworzenia nastroju dosłownie kilkoma śmiałymi kreskami (w Snowpiercerze widać to szczególnie w scenach nocnych). Rochette posłużył się czernią, bielą i odcieniami szarości – buduje to klimat chłodu (fizycznego i wewnętrznego) i utraty nadziei, a jednocześnie dystansuje cykl od stylistyki bardziej kojarzącej się z typowym komiksem, czyli jaskrawymi kolorami (choć np. autorzy polskiego Funky Kovala potrafili twórczo korzystać z takiego stylu). Wyraźnie oszczędniej niż wielu autorów amerykańskich korzystają też z zapisywanych większą, czasem barwną czcionką onomatopei. Przemoc staje się przez to paradoksalnie bardziej realna, a nie groteskowo przesadzona, jak na przykład często bywa w japońskich mangach. Kontrast warunków życia „ogonusów” i uprzywilejowanych jest znaczący, ale mroczna tonacja pozwala mocniej odczuć, że i ci ostatni mają świadomość, że tak jak Snowpiercer jeździ w kółko, tak i oni – ostatni reprezentanci ludzkości – donikąd już nie zmierzają, zabijając jedynie czas alkoholem, pornografią czy walką o władzę.

Jeszcze przed ukazaniem się ostatniego tomu, w 2013 roku, koreański reżyser Joon-ho Bong (The Host: Potwór) zrealizował kinową adaptację, w Polsce rozpowszechnianą z podtytułem Snowpiercer: Arka przyszłości. Tegoroczny serial Netfliksa bazuje zarówno na powieści graficznej, jak i na pełnometrażowym filmie. Ta druga inspiracja polega przede wszystkim na podobnej (do pewnego momentu) modyfikacji fabuły. Drugi tom powieści ma już innych bohaterów – taka zmiana nie byłaby możliwa w serialu rozwijającym jedną główną linię fabularną. Scenarzyści oparli się zatem głównie na pierwszym tomie (Ucieczka z 1982 roku), w ostatnich dwóch odcinkach w niewielkim stopniu nawiązując do kolejnych tomów (zaplanowano już drugi sezon, ale nie ujawniono na razie, w jakim stopniu i czy w ogóle jego treść będzie odwzorowaniem literackiej podstawy).

Serial sugestywnie oddaje klaustrofobiczny charakter egzystencji bohaterów – kamera właściwie nie opuszcza niekończącego się ciągu wagonów. Wiele seriali usiłuje ukryć nieuchronne ograniczenia budżetowe, rozbudowując partie dialogowe we wnętrzach – takich chwytów nie uniknęła zdaniem wielu nawet Gra o tron. Tu jest odwrotnie – duży budżet nie jest potrzebny, a twórcy mogą się skupić na budowaniu mikrokosmosu relacji między bohaterami. Dzięki temu zmieniająca się z odcinka na odcinek pozycja głównego bohatera (który w serialu nazywa się Andre Layton) nie sprawia wrażenia wprowadzania za wszelką cenę zaskakujących zwrotów akcji. Rozbudowanie świata przedstawionego polega także na ukazaniu go z drugiej strony, przede wszystkim z perspektywy kierującej pociągiem Melanie Cavill (Jennifer Connelly). Ciasne kadry lepiej sprawdzają się na małym ekranie, a gdy prezentowany jest świat na zewnątrz, pewna umowność komputerowo dorysowanej scenografii upodabnia ją do kadrów z powieści graficznej.

Najistotniejsze jest jednak zachowanie metaforycznego potencjału opowieści – monstrualny pociąg to zarówno metafora współczesnego społeczeństwa, w którym wobec rosnącej przepaści między biednymi i uprzywilejowanymi (lub między bogatą Północą a biednym Południem) w tej pierwszej grupie narasta lęk przed „tamtymi”, a w drugiej – gniew i frustracja z powodu niemożności wyrwania się legalnymi środkami z biedy i braku perspektyw. A przecież – nie tylko klimatycznie – cała ludzkość ma do dyspozycji tylko jedną planetę i jedzie na jednym wózku.