Opowiedziana chłodno TheCoca-Cola Story

Leszek Jerzy Jasiński

Zajmuje bowiem pozycję dominanty na rynku, traktuje się go jako legendę popkultury, a nadto stał się jednym z najważniejszych symboli Stanów Zjednoczonych. Coca- cola, inaczej coke, podbiła najpierw USA, a potem niemal cały świat. W przeszłości odniosła sukces niebywały i ciągle trzyma się dobrze. ·

Jest to napój gazowany powstały na bazie liści koki, krzewu uprawianego głównie w Ameryce Południowej i Indonezji, oraz orzechów koli, rośliny hodowanej w Azji i Ameryce. Tak zwana formuła coca-coli stanowi ściśle chronioną tajemnicę handlową, wytwarzany zgodnie z nią syrop rozcieńcza się wodą, gazuje i butelkuje. Nie wiemy dokładnie, jakie są składniki syropu; zapewne jest ich kilka. Nie znamy ich proporcji, ani sposobu ich zmieszana.

Recenzowana książka została podzielona na dwie części. Pierwsza traktuje o pozyskiwaniu przez niedużą jeszcze, młodą firmę Coca-Cola surowców, takich jak woda, odpady herbaciane czy ekstrakt z liści koki. W drugiej części problem pozyskiwania surowców przez podmiot o zasięgu globalnym, także szkła i blachy na puszki, nabiera wymiarów już nieco dramatycznych. Ten punkt widzenia na produkcję napoju, to znaczy silne zasysanie surowców, wśród nich wody, jest obszarem, na którym autor książki koncentruje swą uwagę. ·

Bartow J. Elmore formułuje pod adresem coca-coli zasadniczy, na pierwszy rzut oka poważnie wyglądający zarzut. Sprowadza się on do wykorzystywania przez Coca-Cola Company w procesie produkcji i dystrybucji zasobów naturalnych i publicznej infrastruktury w stopniu ogromnym, wręcz grabieżczym. Na mapie gospodarczej świata firma jest ważnym użytkownikiem zasobów i infrastruktury, za co nikomu należycie nie płaci. Starając się o zasoby naturalne, potrafi je przed innymi przejąć, by nie powiedzieć przechwycić. Coca-Cola Company ma, zdaniem Elmore’a, nadzwyczajną umiejętność perfekcyjnego dostosowywania działań ekonomicznych, w szczególności lokalizacji wytwarzania, do istniejącej, wybudowanej przez innych infrastruktury transportowej.

Naturalnie, istnieje coś takiego jak pasożytowanie na własności publicznej. Przy pomocy argumentów zawartych w książce można postawić taki zarzut każdemu przedsiębiorstwu i gospodarstwu domowemu. Broniąc się przed nim wypada eksponować fakt płacenia podatków. Wszyscy korzystamy z publicznej infrastruktury powstałej dzięki naszym podatkom. Jeżeli obciążenia podatkowe są niewłaściwe lub zbyt małe, trzeba je zmieniać. Powszechnie uznaje się jednak, że nie należy wyciągać zbyt wiele pieniędzy z przedsiębiorstw, gdyż warunkują one wzrost i rozwój gospodarczo-społeczny. Istnieje tendencja do opodatkowania głównie konsumpcji, a więc także wypijania kolejnych butelek coca- -coli. Jak dużo pieniędzy płynie do budżetów państw świata z konsumpcji tego napoju, z książki Obywatel Coke nie dowiadujemy się.

W pracy Elmore’a znajdujemy również wyraźne odwołania do koncepcji analitycznej z pogranicza ekonomii i ekologii nazywanej plecakiem lub balastem ekologicznym. Nazwa ta wprost w książce nie pada. Na czym polega to podejście do budowy ocen i określania efektywności, gdy przed analitykiem stoi problem z zakresu dwóch dziedzin: ekonomii i ekologii? · Plecak ekologiczny stanowi różnicę między zsumowaną masą materiałów zużytych podczas produkcji określonego wyrobu, od początkowej fazy do fazy finalnej, a masą produktu końcowego. Wyliczając ten miernik mnoży się masę poszczególnych materiałów przez jednostkowy wskaźnik zasobochłonności. Na przykład, dla aluminium z surowca naturalnego plecak ekologiczny wynosi 85:1, dla aluminium z recyklingu 3,5:1, a dla diamentów 35000000:1. Autorem tego pojęcia jest Friedrich Schmidt-Bleek.

Jest to dyskusyjna metoda analizy zjawisk ekonomiczno-ekologicznych. W świetle fizycznego prawa zachowania masy procesy produkcyjne nie zmieniają ilości materiału obecnego we wszechświecie. Materiał ten krąży w różnych miejscach i przyjmuje różną postać, ale go nie ubywa. Problemy powstają, gdy surowiec staje się dostępny w niedogodnej postaci, co oznacza, że pozornie jest, a w rzeczywistości go nie ma. Na przykład, mamy dostęp do wody, ale nie nadaje się ona do picia. Tymczasem autor recenzowanej książki, Bartow J. Elmore, poświęca wiele uwagi temu, ile wody zużywa produkcja coca-coli, przy czym chodzi nie tylko o wodę obecną w butelce lub w puszce z gotową coca-colą, ale i zużytą w rolnictwie dla uzyskania komponentów produkcyjnych. Ta woda z przyrody nie znika.

Naturalnie są sytuacje, kiedy regulując zjawiska produkcyjne władze centralne powinny sporządzić bezpośredni bilans materiałowy czegoś, choćby w celu informacyjnym. Może się wtedy okazać, że wybrany podmiot gospodarczy zużywa duże ilości surowców ze szkodą dla innych potrzebujących. Jeżeli są to surowce zagrożone znaczącym deficytem, należy uruchomić działania regulacyjne. Robi się tak w sytuacjach szczególnych, wyjątkowych. Czy w przypadku produkcji coca-coli mamy do czynienia z takim problemem strukturalnym, tego z książki nie dowiadujemy się. Po lekturze nie jesteśmy o tym przekonani, w tekście bowiem zabrakło uzasadnienia dla takich wniosków.

Na kartach książki padają mocne i górnolotne stwierdzenia. Przytoczymy je w formie pytań. Czy Coca-Cola Company pożera nadwyżki zasobów naturalnych wypracowane w innych sektorach produkcji? Czy odbiera nadwyżki, jakie przechowuje w swym wnętrzu Ziemia? Mocne pytania sugerują znalezienie groźnie brzmiących odpowiedzi, ujawniających brutalną ukrytą prawdę. Ponieważ w książce nie ma odpowiedniej argumentacji, odpowiedzi na alarmujące pytania mogą być zdawkowe: każdy, kto wykorzystuje dostępne zasoby, „pożera” zamiast innych to, czym dysponuje nasza planeta. Wypada dodać: dlaczego takie zarzuty formułuje się jedynie pod adresem jednego konkretnego przedsiębiorstwa?

Chociaż książka liczy, razem z przypisami i biografią, czterysta sześćdziesiąt stron, daleko jej do pełnego wykładu na temat historii i problemów handlowych związanych ze sławnym napojem. Przedstawiona analiza ekonomiczna musi zostać uznana za cząstkową i daleką od konkluzji generalnych. Popularna forma prezentacji tematu nie wyklucza sformułowania kilku krótkich wniosków dotyczących rentowności produkcji i jej zmian w czasie. Więcej w książce jest płaczu nad traconymi zasobami niż badania sytuacji ekonomicznej.

W tytule recenzji nazwałem opowieść o firmie Coca-Cola chłodną. Czy moja, również chłodna, recenzja oznacza, że mam do tej firmy szczególny sentyment, że próbuję ją bronić przed zarzutami z pracy Obywatel Coke? Na własne pytanie odpowiem tak: od czasu do czasu lubię napić się coca-coli, zwłaszcza w wersji bez cukru, jednak nie za często i nie za dużo. Chętniej piję zwykłą wodę mineralną, gazowaną lub niegazowaną.