Stronniczy młyn z pudełka po butach

Daria Czarnecka

Znany w środowisku badaczy Holokaustu literaturoznawca i historyk literatury, kierownik Zakładu Badań nad Literaturą Zagłady w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, członek założyciel Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, a także redaktor rocznika "Zagłada Żydów. Studia i materiały" postanowił podzielić się z czytelnikami subiektywnym wyborem notatek. Jak sam napisał, przechowywane w pudełku po butach zapiski dotyczą związków pomiędzy Kościołem katolickim a Zagładą.

Należy przyznać, że autor zasadnie podnosi pewne przewiny Kościoła w stosunku do Żydów, a także postępowanie szeregowych księży i hierarchów podczas drugiej wojny światowej. Nie sposób również zaprzeczyć, iż ludowy katolicyzm nastawiony był antysemicko. Stereotyp Żyda mordercy Chrystusa – utrwalany w kościelnej kruchcie – miał się bardzo dobrze, zarówno przed wojną, w trakcie, jak i po jej zakończeniu. Biskup Alois Hudal organizował zbrodniarzom możliwość ucieczki z Europy, a ksiądz Trzeciak napisał do Gestapo donos na innego księdza, żydowskiego konwertytę (choć niełatwo tutaj znaleźć solidną podstawę źródłową). Trudno również podtrzymać legendę o Naszej Matce Boskiej z Getta, która miała nawrócić tysiące zamkniętych w warszawskiej dzielnicy Żydów. Na zmianę myślenia o pontyfikacie Piusa XII pozytywnie nie wpływa przedłużający się okres tajności akt spoczywających w Archiwach Watykańskich. Jednak czy do postępowania w okresie drugiej wojny światowej wnosi coś przydługawy opis źle zabalsamowanych i gnijących papieskich zwłok? Czy według autora to kara boża za milczenie w sprawie Holokaustu?

Bezdyskusyjne winy Kościoła przeplatają się w pracy Leociaka z mocno naciąganymi teoriami. Czasami są to po prostu błędy wynikające z dość dziwnej konstrukcji akapitów. Tak jest w przypadku opisu drugiego wydania pracy ks. Franciszka Kąckiego – najpierw autor stwierdza, że to opracowanie anonimowe, a trzy zdania później poprawnie identyfikuje pierwotnego autora. Leociak nie uznaje również za słuszne zaznaczyć, że antysemickie pisma Stanisława Staszica nie powstały w Polsce, ale w znajdującym się pod carskim butem Księstwie Warszawskim. Co prawda ten znany myśliciel był księdzem, ale należy zachować kontekst, w jakim dana wypowiedź powstała. Warto zaznaczyć, że skrajnie antysemickie nastroje nie były wówczas domeną tylko Kościoła katolickiego.

Również wrogie stanowisko Stanisława Tworkowskiego w stosunku do powiększania się liczby Żydów osiedlających się Królestwie Polskim ma swój kontekst. Autor Młynów Bożych pomija milczeniem ogłoszenie w 1862 roku równouprawnienia Żydów, dzięki któremu mogli oni osiedlać się we wcześniej zakazanych lokalizacjach. Pomysł hrabiego Aleksandra Wielopolskiego nie tylko przyniósł szanse dla społeczności żydowskiej, ale wywołał konflikt na tle ekonomicznym. Do tego dodajmy przyznawanie osobom wyznania mojżeszowego kolaborującym z Rosjanami (choć część Żydów opowiedziała się po stronie polskiej) majątków zarekwirowanych po powstaniu styczniowym.

Równie naiwne są osądy dotyczące stosunku Kościoła katolickiego do Rodzimej Wiary. Choć nie sposób zaprzeczyć krwawej chrystianizacji naszego kraju, jednak podkreślając te winy, Jacek Leociak sam posługuje się kościelną nomenklaturą. Wątpię bowiem, by nie zdawał sobie sprawy z deprecjonującego wymiaru wyrazu „pogański” oraz „poganin”. Jeśli tak bardzo chce odciąć się od Kościoła, powinien użyć prawidłowego sformułowania „rodzimowierczy”. Również stwierdzenie, jakoby Perun był naczelnym bóstwem słowiańskim, jest błędne. Jego kult został potwierdzony jedynie na terenie Rusi Kijowskiej. Istnieją przesłanki, że również na Bałkanach czy Połabiu czczono to gromowładne bóstwo, jednak do dziś istnieje spór, czy można je uznać za pansłowiańskie czy jedynie lokalne. Trudno również podzielić pogląd Leociaka, że inkwizycja to jednie ta hiszpańska (aż chciałoby się w tym miejscu zacytować słynny skecz: „I nikt nie spodziewał się  hiszpańskiej inkwizycji”). Święte Oficjum działało na terenie całej chrześcijańskiej Europy, a jego złagodzona wersja funkcjonuje po dzień dzisiejszy.

O ile błędy i nadużycia odnoszące się do zamierzchłych czasów mogą przejść niezauważenie, o tyle trudniej przeoczyć je, gdy mówi się o roku 2006. Nie wiem, czy to pośpiech, zapamiętanie w gniewie czy celowe działanie kazało autorowi przedstawić alternatywną i kompletnie nieprawdziwą wersję wizyty papieża Benedykta XVI w KL Auschwitz I. Otóż wbrew twierdzeniom Leociaka papież nie przejechał czarną limuzyną przez bramę Arbeit Macht Frei, ale przeszedł całą drogę od owej symbolicznej bramy do Bloku Śmierci pieszo. Co więcej, na wyraźne życzenie Ojca Świętego towarzyszące mu osoby szły kilka kroków za nim. I nie trzeba do tego tajemnej wiedzy. Wystarczy w internetowej wyszukiwarce znaleźć zdjęcia z wizyty.

Każdy ma prawo do wyrażania własnych poglądów, subiektywizmu i stronniczości. Ma prawo do irytacji, rozczarowania i żalu kierowanych do dowolnego systemu religijnego. Ma również prawo do lekkiej histerii. Niemniej, jeżeli jest się profesorem i publikuje się własne przemyślenia, należy zadbać przynajmniej o zgodność faktograficzną. Można oczywiście powiedzieć, że Jacek Leociak otwarciem swojego pudełka po butach (taka nowa wersja puszki Pandory) chciał wywołać dyskusję, mocną wymianę poglądów, które doprowadziłyby do katharsis. Jednak czytając Młyny Boże, nie tylko można znaleźć nieścisłości, ale przede wszystkim przekonanie, że gdyby nie Kościół katolicki, a szczególnie Kościół w Polsce, w ogóle nie doszłoby do Holokaustu.

Otwarta dyskusja, nie tylko o heroicznych działaniach zakonów i księży, którzy ratowali Żydów czy martyrologii polskiego duchowieństwa ma szansę przybliżyć nam pogodzenie się z własną historią. Wyciągając w tym celu własne zapiski z pudełka po butach, warto byłoby najpierw przemyśleć raz jeszcze, co kiedyś się notowało.