„Nie piszę wspomnień – zmyślam”
Z Pawłem Sołtysem rozmawia Andrzej Juchniewicz

Fot. Krzysztof Dubiel
Od lat z powodzeniem łączysz karierę muzyczną i literacką. Wykonujesz na scenie przygotowane przez siebie teksty i dzielisz się wykreowanym przez siebie światem, który ma niewiele wspólnego z blichtrem, dobrobytem i stabilizacją. Zestawienie tekstów twoich piosenek i prozy umożliwia sporządzenie listy interesujących cię tematów, które krążą wokół Warszawy, zwyczajności, ludzi niewyróżniających się z tłumu, codzienności. Traktujesz obie działalności jako składowe większego projektu? Czy kusiło cię kiedyś zaprezentowanie innego oblicza fanom literatury i muzyki? Twoja twórczość literacka i muzyczna przeglądają się w sobie, co dla twoich czytelników stanowi udogodnienie. Czym jest to silne zespolenie dla ciebie?
W skrócie: staram się obie te działalności rozdzielać. Tematyka może i bywa zbieżna, ale tak było raczej w okolicach pierwszej książki. Potem te pociągi rozjechały się jednak po swoich torach. I oczywiście narzędzia są zgoła inne. Fraza w Sierpniu, jego narrator i język, którym się posługuje, są zupełnie inne niż w Mikrotykach, a z piosenkami związek jest już w ogóle pomijalny. Przynajmniej ja tak to widzę.
Jak wygląda twój proces twórczy? Twoja proza wykazuje silne tendencje eseistyczne. Czy najpierw rozpisujesz jakiś plan, a może stawiasz na spontaniczność? Podążasz krok po kroku zgodnie z planem, czy traktujesz tekst niczym puzzle, które ostatecznie i tak zmienią swoje położenie?
Piszę bez planu. Zazwyczaj mam pierwsze zdanie i dalej to idzie. Albo nie idzie. Wymyślam za to narratorkę albo narratora i język. Choć to też czasem ulega zmianie, wewnętrznym korektom, które trudno mi prześledzić. Intuicja i coś, co z braku lepszego słowa możemy nazwać „natchnieniem”, są moimi metodami twórczymi. Sierpień jest bardziej eseistyczny, bo taki jest ten mówiący, czy raczej piszący w książce. Te jego wycieczki w czasie i po pożółkłych stronach, to jego sposób na ukojenie czy może nawet ucieczkę od jego „dziś”, które jest nieszczególnie szczęśliwe i kojące. Ja oczywiście robię czasem notatki, jeśli uznam, że coś może się przydać narratorowi, ale to tyle. Dużo z nich gubię, o wielu zapominam.
Czytasz na głos to, co napisałeś? W swoich książkach prezentujesz specyficzny tryb opowieści, to nie jest proza prostych zdań i komunikatów. Jak sprawdzasz, czy to, co napisałeś, spełnia twoje oczekiwania?
Tak, to jedna z części pisania. Dla mnie melodia zdań, akapitów jest kluczowa. Oczywiście potem siadamy do tego jeszcze z moją redaktorką. Ale jak coś nie brzmi, to nie znajdzie się w ostatecznym tekście.
Skąd u ciebie tak silnie podkreślany zwrot ku przeszłości? Można go analizować przy użyciu wielu kategorii, jednak chciałbym, żebyś to ty powiedział coś więcej o fascynacji przeszłością.
I znowu chyba niekoniecznie u mnie. To jest jakaś strategia tego bohatera-narratora. Ale, żeby nie wykpić się tak tanio, mogę chyba powiedzieć, że czas i pamięć to moje tematy. Co nie jest oczywiście przesadnie oryginalne, pewnie połowa literatury jest o tym. Jest trochę w Sierpniu takiego niedowskrzeszania. Zmarłych bliskich, zmarłych przed wiekami, dzielnic, może nawet miasta. Wyłuskiwania tych nitek, niewielu przecież, na których to, co było, ciągnie się za tym, co jest. I to oczywiście skazane na porażkę, bo gdy jedną nitkę się odnajdzie, pięć albo i sto ktoś przerwie, same się zerwą, przetrą się od zapominania.
Czy nie obawiasz się, że przylgnie do ciebie etykieta pisarza retro?
Chyba nie, w trakcie pisania nie wolno mieć tego typu obaw, bo nic się w końcu na kartce nie pojawi. Ten bohater korzysta z internetu, komórki, googla, opisuje miasto realistycznie, kiedy pisze o „teraz”. Styl jest, powiedzmy, niedzisiejszy, ale to, jak wyżej mówiłem, jest jego rodzaj buntu, niezgody, tak jak próby ręcznego pisania, czytanie o zapomnianych mniszkach, łazęga pozornie bezcelowa.
I jeszcze jedna obawa: czy tak silne zagęszczenie faktów z przeszłości Warszawy nie sprawi, że część czytelników będzie cię postrzegała jako pisarza patriotycznego? Obserwujemy dziś zwrot ku temu, co dotyczy narodu, historii, przeszłości, choć wiele koncepcji zakłada, że konieczne jest praktykowanie „pamięci wielokierunkowej”.
Chyba nigdy, czytając jakąkolwiek książkę, nie pomyślałem: to jest pisarka patriotyczna, a to pisarz niepatriotyczny. Ta kategoria nie istnieje w moim rozumieniu literatury.
Jaka, według ciebie, jest najważniejsza funkcja literatury? W jakich kategoriach ty postrzegasz pisanie? To ochrona przed zapomnieniem, pewien azyl, powinność wobec innych (członków rodziny, o których wspominasz w tekstach)? Twoje powroty do przeszłości charakteryzuje smutek z powodu utraty tego, co było, czy może pewna doza radości z powodu możliwości przypominania wybranych osób?
Literatura piękna powinna być piękna. Reszta to już dodatek. Mnie się chyba za często utożsamia z moimi bohaterkami i bohaterami. Nie piszę wspomnień, choć oczywiście wykorzystuję swoje dzieciństwo, lektury, historie rodzinne. Ale równie, jeśli nie więcej, zmyślam. Trudno mi o jakąś przejrzystą definicję pisania, nawet tylko mojego. Łatwo popaść w banały, większość z tych rzeczy jest już nazwana. Wolę pisać, niż klasyfikować swoje pisanie. Gdzieś na początku jest oczywiście, przepraszam za górnolotność, jakiś afekt do literatury. Zachwyt jej możliwościami, rodzaj posępnej uciechy, gdy się pisze, poprawia i znajduje albo nie.
Czy mógłbyś wskazać inspirujących cię pisarzy i pisarki? Jaka książka zachwyciła cię ostatnio?
Jest ich oczywiście legion. Znikają i pojawiają się nowi. Niektórzy idą obok cały czas jak Andriej Płatonow, Zygmunt Haupt, Danilo Kiš czy Leopold Buczkowski. Ostatnie kilka lat to chyba proza Stanisława Swena Czachorowskiego, Winfrieda Georga Sebalda, Efraima Kaganowskiego, Ferdousiego, Denisa Johnsona. Wiele poetek i poetów, i pisarze, i pisarki specjalistyczni, zajmujący się historią zegarów, szkła, statystyką zawodów w średniowiecznej Warszawie. Tak pewnie można by długo.
Jesteś tekściarzem, dlatego nie mogę pominąć pytania o inny sposób kondensacji myśli. Jak wygląda u ciebie tworzenie tekstów na płytę? Nie chodzi mi o fetyszyzowanie procesu skreślania i udowadnianie, że twórczość powstaje w bólu i cierpieniu. Jak pracujesz, gdy tworzysz teksty piosenek?
Podobnie jak przy książkach. Nie mam jednej metody. Niektóre teksty powstają w pół godziny, niektóre pół roku. Tekst piosenki musi stworzyć całość z muzyką, to jest jednak zupełnie inna, choć bywa, że pokrewna robota. Piszę i do szuflady, i do powstałej właśnie muzyki. Dużo improwizuję na próbach.
Czyje teksty – twoim zdaniem – zasługują na szczególną uwagę na polskim rynku muzycznym?
Nie lubię oceniać kolegów i koleżanek. Ale ogólnie mamy wyraźną poprawę w stosunku do lat dziewięćdziesiątych. Natomiast muzyki powstaje tak dużo, że nie czuję się kompetentny, wielu rzeczy po prostu nie znam. Najpiękniej pisał Maciek Maleńczuk, ale teraz rzadko już mu się chce. (...)