Żyjemy w czasach Koboldów

Z Radką Denemarkovą rozmawiają Anna Maślanka i Łukasz Grzesiczak

Fot. Tomasz Kordek

Fot. Tomasz Kordek

(…)

Często pisze pani o nienawiści, a do tego chętnie używa pani cytatu Franza Kafki, że książka powinna być jak siekiera na zamarznięte morze wewnątrz nas. Czy literatura jest rodzajem misji? Czy przy pomocy okrutnych obrazów dąży pani do tego, by uwrażliwić czytelnika, wzbudzić współczucie?

Absolutnie tak. Zwłaszcza teraz. Miałam w swoim życiu okres, kiedy uważałam, że literatura jest po prostu sztuką samą w sobie. Nienawidziłam tych bzdur o literaturze zaangażowanej. Jednak im jestem starsza, tym bardziej wierzę, że przy pomocy literatury można jednak coś zmienić, i sama staram się to robić. Samo życie pokazało mi, że podobne działanie literatury jest możliwe. Nigdy nie spodziewałabym się tak wielkiego sukcesu moich książek. Jak wiadomo, nie piszę dla masowego odbiorcy, myślałam, że moją twórczością zainteresuje się tylko garstka intelektualistów. Tymczasem okazało się, że dla wielu ludzi moje książki są czymś w rodzaju katharsis. Tak się stało między innymi z Przyczynkiem do historii radości, który na całym świecie otworzył dyskusję na temat przemocy seksualnej wobec kobiet. Niedawno wróciłam ze spotkania autorskiego w Neapolu – tam ta książka jest kobiecą Biblią.

W Polsce też cieszyła się sporym zainteresowaniem.

Chyba dlatego, że trochę wyprzedziła swój czas – powstała jeszcze przed akcją #MeToo, przed medialnym nagłośnieniem problemu, który przecież istniał od zawsze. Chciałabym, żeby w XXI wieku wreszcie zniknął. Nie bez znaczenia jest fakt, że piszę – podobnie jak w innych moich książkach – o czymś, co osobiście mnie martwi, o poważnym z mojej perspektywy problemie naszych czasów. Wracając jednak do pytania – okazało się, że moje książki żyją własnym życiem i na swój sposób pomagają. Wierzę więc, także jako zaangażowana czytelniczka, że literatura jest zdolna coś zmienić. Problem polega na tym, że ludzie nie rozróżniają dziś literatury i produktów literackich, czytadeł. To są dwie różne planety. Najsilniej wpływają na nas lektury trudne, przez które trzeba się przedzierać, z którymi wchodzi się w polemikę, ale które ostatecznie nas wzbogacają. To dzięki Dostojewskiemu, którego przeczytałam w okresie dorastania, nigdy nie patrzę z góry na ludzi z marginesu. Dlatego też sama w swojej twórczości oddaję głos grupom społecznym, które tego głosu nie mają.

Kto nie ma dziś głosu?

Niestety bardzo wielu ludzi. Potrzebowałabym jeszcze kilku żyć, aby wystąpić w imieniu wszystkich. W Koboldzie mowa jest o ofiarach przemocy domowej, ale podobna przemoc funkcjonuje w innych sferach życia, choćby w polityce. W mojej ostatniej książce piszę o Chinach, korzystając z tego, co widziałam na własne oczy – w Czechach mówi się o przyjacielskich stosunkach czesko-chińskich, ludzie nie zdają sobie sprawy, jak naprawdę wygląda tam sytuacja, a w rzeczywistości to jest brutalne państwo policyjne, w którym obywatele są na każdym kroku śledzeni przy pomocy nowoczesnych technologii. W tym kraju kumuluje się dziś wszystko, co najgorsze z kapitalizmu i wszystko, co najgorsze z komunizmu. Ale ponieważ gospodarka prężnie działa, przymyka się oko na to, co spotyka tam ludzi pozbawionych głosu – dysydentów. W roku 2015 poznałam tam pewną dziewczynę. Wkrótce potem zniknęła bez śladu. Próbowałam się dowiedzieć, co się z nią stało, ale nawet rodzina nie chciała o niej mówić. Po długim dociekaniu dowiedziałam się, że jako dysydentka i trochę naiwna bojowniczka została aresztowana, uwięziona, a następnie stracona. Co mnie zszokowało – okazało się, że przed wykonaniem wyroku wycięto jej jeszcze nerki, ponieważ potrzebne były dla jakiegoś wysoko postawionego urzędnika. Takie przypadki są tam zupełnie normalne, a u nas nikt nie zdaje sobie z tego sprawy.

To z jednej strony książka o Chinach, ale z drugiej także o nas. Zadaję w niej pytanie, dlaczego jesteśmy na wszystko tak obojętni, skąd to dzisiejsze szaleństwo nacjonalizmu i populizmu, podczas gdy Europa mogłaby być przecież takim wspaniałym miejscem do życia. Odpowiadając więc na pytanie: grup, które nie mają dziś głosu, jest naprawdę wiele, po prostu niektórych z nich nie zauważamy. Także w ujęciu historycznym – politycy i historycy tworzą pewne historyczne ramy, zaś o grupach, które się w tych ramach nie mieszczą, po prostu się milczy. Historia zna tylko zwycięzców i pokonanych. W życiu nigdy nie jest to takie proste. (…)