Powstaje nowy świat

Z Markiem Budziszem rozmawia Grzegorz Filip

Fot. Krzysztof Dubiel

Fot. Krzysztof Dubiel

W książce Samotność strategiczna Polski nie zajmuje się pan ruskim mirem, ideologią imperialną ani rosyjskim nacjonalizmem. Interesują pana geostrategia, problemy gospodarcze i militarne. Przyczyny wojny na Ukrainie widzi pan w chwilowej słabości USA po wycofaniu wojsk z Afganistanu, dobrych stosunkach Rosji z Chinami, w ograniczeniu możliwości Rosji w Europie (polityka klimatyczna) i konieczności utrzymania przez Moskwę pozycji na rynku paliw (Ukraina wyrastała na konkurenta na tym rynku). Czy tylko czynniki gospodarcze i różnice potencjałów wywołują wojny? Ideologie mają znaczenie drugorzędne?

Wydaje się, że nie, tylko że ja sporo o tym pisałem w poprzedniej książce, Wszystko jest wojną. Szkice o rosyjskiej kulturze strategicznej. Pisałem o tym, jak Rosjanie myślą o swoim miejscu w świecie, do jakich tradycji się odwołują, jak jest zbudowane ich państwo, jaki świat wartości wyznają rosyjskie elity, zarówno współczesne jak i historyczne, no i teraz uznałem, że zwłaszcza w sytuacji szybko zmieniających się relacji w Europie, całej rewolucji geostrategicznej, bo z tym właśnie mamy do czynienia, warto poświęcić więcej uwagi opisowi dnia dzisiejszego. Stąd tego rodzaju decyzja. Można by nawet powiedzieć, że w Szkicach… opisywałem pewien sposób myślenia rosyjskich elit o roli Rosji, jej przeznaczeniu i obecności w świecie, o narzędziach polityki. Wcześniej jeszcze, pisząc o sprzedaży Alaski, rekonstruowałem historycznie dziewiętnastowieczną politykę Rosji wobec Bałkanów i rozgrywki, głównie z Wielką Brytanią, o dominację w świecie, a teraz skoncentrowałem się z oczywistych względów, zważywszy na sytuację, w której się znaleźliśmy po wybuchu wojny, na bardziej doraźnym obrazie sytuacji, bo mamy do czynienia ze zmianami, w moim głębokim przekonaniu, nieodwracalnymi oraz rewolucyjnymi. Powstaje nowy świat, w którym będziemy funkcjonować w najbliższych latach, a może nawet dziesięcioleciach.

Analizuje pan to, co Rosja mówiła otwarcie przed wojną o swoich „interesach, intencjach i czerwonych liniach”, pisze pan, jak rosyjskie kręgi eksperckie opisują obecnie sytuację i jak się zapowiada przyszła polityka Rosji. To niemal jedna trzecia książki. Gra toczy się o to, kto kogo wypchnie z Europy – Amerykanie Rosję czy odwrotnie. Dla nas tylko jedna z tych możliwości jest korzystna, bo Rosja panująca w Europie ułoży sobie stosunki z Niemcami i Francją na własnych warunkach. Nie będzie wówczas miejsca dla Polski. Czy istnieje jakaś trzecia droga?

Teoretycznie tą trzecią drogą jest zgoda głównie państw anglosaskich, Stanów Zjednoczonych na pewien nowy model relacji, który Rosja, w gruncie rzeczy również Chiny, proponują. Oni proponują wizję świata opartą na, jak to określają, wielu filarach siły. Nie jest to już świat, w którym największe znaczenie ma szeroko rozumiany obóz Zachodu, tylko świat bardziej zrównoważony, w którym liczy się też stanowisko Rosji, Chin, Indii, państw Ameryki Łacińskiej, takich jak Brazylia, czy państw afrykańskich, takich jak RPA. Oni uważają, że to jest pewien model docelowy, że porządek globalny powinien być wynikiem gry między tymi wielkimi państwami, a ponieważ to są państwa odmienne, o innych kulturach, innych tradycjach, również innych systemach wyłaniania rządzącej elity i tego, jak są te państwa zbudowane, to z tego powodu nowy świat nie może być oparty na jakimś jednorodnym systemie wartości, bo ich zdaniem takiego systemu jednorodnego nie ma. W związku z tym to musi być świat oparty na zasadzie takiej, powiedziałbym, dziewiętnastowiecznej polityki, w której czynnik potencjału siły i wpływów porządkuje relacje. Dlatego, gdyby Anglosasi, też i Europa, zgodzili się na tego rodzaju wizję porządku globalnego, to w gruncie rzeczy do starcia nie musiałoby dojść. Putin jeszcze przed wojną, na przykład w „Die Zeit” latem 2021 roku, zamieścił artykuł programowy, w którym wizję nowej Europy i nowych relacji w Europie wyłożył dość czytelnie. Potem ta wizja znalazła też swoje uzupełnienie w propozycjach traktatów między Rosją a państwami NATO i Rosją a Stanami Zjednoczonymi, które Putin ogłosił 19 grudnia 2021 roku. To była w gruncie rzeczy wizja zagospodarowania przez Europę Zachodnią i Rosję przestrzeni w Europie Środkowej. Europa Środkowa miała być zepchnięta do roli przedmiotu tych ustaleń. Ukraina w tym sensie miała być pierwszym krokiem. W największym skrócie rzecz ujmując, ta wizja porządku opartego na pluralizmie geostrategicznym jest też wizją porządku opartego na relacjach, w których głównym czynnikiem jest siła. Wartości nie są istotne. Państwa, szczególnie mocarstwa, są suwerenne, czyli mogą robić wszystko, co chcą we własnej strefie wpływów, mają w ogóle strefy wpływów, te obszary, gdzie ich interesy dominują. Do tego się wprost odwołują rosyjscy myśliciele i analitycy, i ta propozycja jest cały czas podtrzymywana wobec niektórych państw Zachodu. Po roku wojny na Ukrainie Putin nie zrewidował tego poglądu i mało tego, rosyjskie elity wręcz uważają, że dzisiejsza polityka Francji i Niemiec jest nieracjonalna, dlatego że jest polityką w dłuższej perspektywie nieobsługującą interesów tych dwóch państw. Znacznie rozsądniejsze, zdaniem rosyjskich ekspertów, byłoby porozumienie między Rosją a Francją i Niemcami, budowanie wspólnej przestrzeni od Lizbony do Władywostoku. Nie bez powodu Miedwiediew przypomniał niedawno ideę jeszcze z czasów Gorbaczowa, bo to jest cały czas aktualne. Propozycja leży na stole, tylko ceną miałoby być zerwanie więzi atlantyckich, wypchnięcie Stanów Zjednoczonych z Europy i po ostatniej deklaracji Putina i Xi Jinpinga to w gruncie rzeczy jest wspólne stanowisko Chin i Rosji. Oni walczą o wypchnięcie Stanów Zjednoczonych z Europy.

Rosja wyraźnie formułuje swoje cele: zniszczenie państwowości Ukrainy, odcięcie jej od morza, tak aby pozbawić wzrostu gospodarczego. Czy proukraińska koalicja jest równie wyrazista? Czego ona chce? Dla Rosji jest to wojna z całym Zachodem. Czy Zachód też tak widzi tę wojnę?

Wydaje mi się, że podejście Zachodu jest zmienne, to znaczy ono ulega ewolucji właśnie w stronę takiego spojrzenia. Zachód dojrzewa do myśli, iż nie jest już możliwe przywrócenie status quo ante, czyli restytucja porządku zakwestionowanego rosyjskim atakiem na Ukrainę już jest nierealna, trzeba zbudować nowy porządek bezpieczeństwa, również w Europie Środkowej. Rosjanie uważają, i władze celowo tego rodzaju narracje wzmacniają, że to jest w gruncie rzeczy wojna o charakterze egzystencjalnym, to znaczy Rosja nie walczy z Ukrainą, tylko z całym Zachodem, a w związku z tym, jeżeli przegra wojnę, to ceną może być dezintegracja państwowa Federacji Rosyjskiej albo w wariancie nieco bardziej optymistycznym – podporządkowanie interesu rosyjskiego interesom Zachodu. Tak czy inaczej, cena formułowana w kategoriach pewnej przestrogi czy obaw przez rosyjskie elity jest niezwykle wysoka. W Rosji przywiązanie do idei suwerenności jest znacznie silniejsze niż w państwach realizujących pewne projekty integracyjne. Rosjanie uważają, że jeżeli wojnę przegrają, to zapłacą wielką cenę, o wymiarze historycznym. A to też oznacza, że oni są gotowi kontynuować wojnę i moim zdaniem są przygotowani na długą wojnę, liczoną na lata. Rosja tej wojny nie może przegrać, a elita władzy realizuje też cele wewnętrzne. Pozbyła się liberalnej opozycji, przemodelowała system sprawowania władzy w Rosji na rzecz twardego autorytaryzmu, wzmocniła kontrolę nad aktywami ekonomicznymi, czyli podporządkowała sobie świat oligarchiczny. Wojna realizuje cele rosyjskiej elity i kręgu Putina, jeśli chodzi o kontrolę sytuacji wewnętrznej. To jest główny motyw, dla którego Rosja nie myśli poważnie o zakończeniu wojny w inny sposób niż przez osiągnięcie zwycięstwa. Powinniśmy być przygotowani na to, że wojna będzie trwała. Rosja nie odczuwa braków ekonomicznych ani związanych z potencjałem wojskowym, nie jest wyczerpana wojną, rządząca elita ma więcej władzy i lepiej kontroluje sytuację wewnętrzną niż przed wojną, a w związku z tym też trudno mówić o jakichś sygnałach, które pojawiałyby się w rosyjskiej elicie władzy na rzecz zakończenia wojny. Poza elitą władzy też nie ma sił na tyle istotnych, które mogłyby obalić obecny układ. To się oczywiście może zmienić, ale na razie niewiele zapowiada taką ewolucję sytuacji. (…)