Żal nieutulony

Marta Tomczok

Żydowska wojna raz jeszcze to zbiór trzech znanych utworów prozą Henryka Grynberga, Żydowskiej wojny, Zwycięstwa i Ojczyzny, przejrzanych i poprawionych przez pisarza oraz opatrzonych aktualnym posłowiem. Nowa edycja nawiązuje do debiutanckiej Ekipy „Antygony” (rzecz ukazała się najpierw jako osobne opowiadanie w listopadzie 1959 roku we „Współczesności”, a cztery lata później wraz z kilkoma innymi opowiadaniami wyszła w PIW-ie). 

Obie książki dotyczą tego samego tematu – przeżycia przez rodzinę Grynberga Zagłady wraz ze wszystkimi tego konsekwencjami. Mylące może się wydawać jedynie słowo „przeżycie” użyte w odniesieniu do śmierci osób bliskich – ojca, brata, dziadka, rodziny w getcie warszawskim, znajomych, przyjaciół i kolegów. Ale rzeczywiście, Grynberg próbuje się skupić wyłącznie na wydarzeniach z okresu wojny i Zagłady oraz czasów tuż po nich; wydarzeniach, które w decydujący sposób przyczyniły do jego własnego przetrwania. Widać to dziś szczególnie w narracji – w zbiorze przeważają bowiem opowieści zogniskowane na ukrywaniu się, uciekaniu, krążeniu wokół wsi i domu, szukaniu, często nieskutecznie, pomocy u ludzi, którzy kiedyś wydawali się życzliwymi sąsiadami, jeździe tramwajem z Niemcami, bardziej uprzejmymi niż niejeden polski znajomy, relacjonowaniu zasłyszeń o rodzinach żydowskich wyskakujących z transportów i wreszcie o powrotach Żydów tuż po wojnie do przedwojennych domów. Wszystko to jednak są historie aż za dobrze znane – niezależnie od tego, jak bardzo próbuje o nich zapominać polska kultura czy jak dalece radykalizuje swój do nich stosunek. Trudno recenzentce budować argument o znakomitości Żydowskiej wojny… jedynie w oparciu o stwierdzenie, że we wprowadzaniu tych historii Henryk Grynberg był jednym z pierwszych. Postaram się natomiast pokazać, co wciąż można znaleźć w tych opowieściach przejmującego. Dlaczego wciąż bolą i uzależniają.

Porażająca wydaje się przede wszystkim narracyjna prostota opowiadań. Koncentracja na zdarzeniach i faktach typu „ojciec biegał do dziedzica, przekupywał żandarmów”, a nie na domysłach czy autokomentarzach, pozwala pisarzowi zbudować napięcie, które w całej książce utrzymuje się na jednakowo wysokim poziomie. Jest ono rozpięte pomiędzy „nagością” faktów (czyli wysuwaniem ich przed komentarz bądź usunięciem komentarza odautorskiego w ogóle) a spokojem narracji, która niezależnie od tego, co referuje, relacjonuje wszystkie wydarzenia w jednakowy sposób.

Siła faktów narracji Grynberga bierze się także z zastosowania dwu istotnych działań – opowieści rozgrywają się na stosunkowo niewielkim obszarze, głównie wokół wsi Dobre, dlatego czytelnik może obserwować silne napięcia także między znajomymi, ludźmi z tej samej wsi czy z tego samego miasteczka (co w przypadku Zagłady i pomocy Żydom ma kluczowe znaczenie). Oni także są głównymi bohaterami – Grynberg opisuje bowiem własną rodzinę: ojca, matkę, dziadków, sąsiadów i najbliższych znajomych. Gdyby nie główny temat opisów, powiedzielibyśmy, że pisarzowi niedaleko do peruwiańskiego guru literatury, Mario Vargasa Llosy, i familiaryzacji świata przedstawionego, dzięki której znany noblista uzyskiwał tak oszałamiające efekty. To właśnie familiaryzacja – jakkolwiek przewrotnie i dziwacznie brzmi to słowo w odniesieniu do Zagłady – tworzy najważniejsze napięcia w prozie Grynberga. Wystarczy powiedzieć „matka” czy „ojciec”, żeby wprowadzić do opowieści znacznie więcej emocji niż w przypadku użycia innych słów. Drugie działanie dotyczy już bezpośrednio języka opisu faktów. Można mieć wrażenie, że Grynberg celowo go ogołaca z uczuć, usuwa dodatkowe afekty, wypłaszcza. Takim językiem jak ten z opowieści Grynberga często może mówić i myśleć tylko dziecko. Ale w Żydowskiej wojniemyśli nim dorosły i to właśnie on używa go do opisu świata, który w niczym nie przypomina normalnego świata dorosłych i dzieci. Jest to świat, w którym dzieci odbiera się rodzicom, świat, w którym rodzice zostawiają swoje dzieci na „przechowanie” i te dzieci – mimo że kochane i piękne – nagle są porzucane albo giną; świat wreszcie, w którym nie istnieje żadne prawo chroniące sieroty czy zagubione dzieci. Zwłaszcza te dorosłe.

Najdotkliwszym doświadczeniem, jakie pokazuje w swojej prozie Grynberg, jest właśnie doświadczenie dorosłego, nieutulonego dziecka. Żal, jaki pozostaje w sierocie, który utracił ojca w niezrozumiałych okolicznościach i stara się je wyjaśnić jeszcze wiele lat po wojnie, jest chyba w tej prozie najbardziej przejmujący. Miejsce straty, wieś polska, sielska i niewinna, to dla bohatera ojczyzna. „Los mnie wyrwał z rodzinnej wsi. I odmówił prawa powrotu” – wyznaje narrator ostatniej części cyklu, Ojczyzny. Jego żal ma być już na zawsze nieutulony. W prozie Grynberga dlatego właśnie nie ma żadnych kulturowych wypełniaczy, kompozytów czy otulin; niczyich toposów, żadnych archetypów. Nawet odwieczny mit Antygony, którym posługiwał się pisarz w swoim debiucie, zostaje tu wyciszony. Zapada długa noc, jest zima, dziecko zostaje samo w zaspie, zasypia; nie wiadomo, czy przeżyje i czy jeśli przeżyje, kiedykolwiek jeszcze odnajdą go rodzice. To zaledwie jedna reminiscencja z czasów Zagłady. Jej sugestywność wynika z tego, jak Henryk Grynberg pisze. W jego prozie znajduje się zawsze tylko jedna prawda – nieartystyczna, taka, jaką sam widział i jakiej sam doświadczył; wszystko inne zostaje skorygowane i znika. Przestaje mieć znaczenie. Dzięki temu otrzymujemy chyba jeden z najważniejszych i najmocniejszych dokumentów literackich Zagłady.