Konstelacje czytelnictwa: rozmowa z prof. Romanem Chymkowskim, kierownikiem Pracowni Badań Czytelnictwa w Bibliotece Narodowej

Joanna Stryjczyk

Rozmowa o raporcie Stan czytelnictwa książek w Polsce w 2024 roku

Tegoroczny raport Waszego zespołu nie zaskakuje; pokazuje podobne dane, jak w zeszłym roku, czyli świadczyłby o stabilizacji poziomu czytelnictwa w Polsce. Do co najmniej jednej książki zajrzało około 40% Polek i Polaków, do co najmniej siedmiu – 7%, wyższe wykształcenie jest głównym predyktorem sięgania po książki, a najchętniej czytana jest literatura popularna. Chciałabym spytać o trochę dokładniejszy obraz. Czy można powiedzieć, że wśród tych 7% rzeczywiście jest najwięcej kobiet z wyższym wykształceniem mieszkających w dużych miastach, które kupują kryminały Mroza? Czy też jest to taka abstrakcyjna średnia, a konfiguracji, kto, co czyta i jak jest znacznie więcej?

Rzeczywiście wyniki badań przeprowadzonych jesienią 2024 roku pozwalają ostrożnie myśleć o tym, że wskaźnik, na którym najwięcej osób komentujących skupia uwagę, ten mówiący o lekturze co najmniej jednej książki w ciągu roku, ustabilizował się na poziomie powyżej 40% populacji co najmniej piętnastoletnich Polek i Polaków. Dziękuję Ci za to, że Twoje pytanie sięga głębiej i to z kilku powodów. Wskaźnik, o którym mowa, może być traktowany jako granica społecznego zasięgu książki, bo – odwracając rozumowanie – dostarcza nam informacji o tym, że 59% respondentów w interakcji face to face z osobą prowadzącą wywiad nie miało oporów przed stwierdzeniem, że przez ostatnie 12 miesięcy nie miało do czynienia z żadną książką papierową bądź cyfrową. Wśród tych, którzy jednak takie wydarzenie pamiętali, znalazła się pewne grupa osób, których kontakt z książkami bywa sporadyczny. O tym, że ktoś w danym roku zadeklaruje lekturę jednej książki, mogą decydować czynniki bardziej przypadkowe niż względnie trwałe wzorce postaw, np. to, że ukazał się tytuł, o którym dużo się mówi w otoczeniu respondenta, niekoniecznie na co dzień czytającego, że zekranizowano jakąś powieść itp. Jeśli zatem czytelnikami chcemy nazywać osoby, które czytają względnie systematycznie, powinniśmy przyjąć jakieś ilościowe kryterium wyodrębnienia tej grupy. Może to być co najmniej siedem książek przeczytanych w ciągu roku, ale może być też inna liczba. Próg co najmniej siedmiu książek jest o tyle wygodny, że z jednej strony obejmuje osoby czytające względnie regularnie, z drugiej liczebność tak wyodrębnionej podpróby jest wystarczająca do prowadzenia analiz statystycznych. Ktoś może powiedzieć, że siedem to mało, że powinno być co najmniej 24, czyli dwie książki miesięcznie, ale takich osób w populacji 15+ jest zaledwie 2%.

Odpowiadając na pierwszą część Twojego pytania, powinienem powiedzieć przede wszystkim, że w grupie osób deklarujących lekturę co najmniej siedem książek czytelniczek jest prawie dwukrotnie więcej niż czytelników, tzn. kobiety nie tylko częściej niż mężczyźni czytają książki, ale też robią to w sposób bardziej systematyczny. Ponieważ literatura sensacyjno-kryminalna przywołana przez Ciebie za pomocą nazwiska najpoczytniejszego autora jest chętnie czytana przez wszystkie grupy społeczne z wyjątkiem osób stosunkowo młodych, mających inne potrzeby lekturowe, a książki czytają przede wszystkim kobiety, nie zaskakuje to, że również wspomniany Remigiusz Mróz ma więcej czytelniczek niż czytelników, przy czym w 2024 roku takiej odpowiedzi udzielały przede wszystkim te kobiety, które miały wykształcenie średnie, a miejsce zamieszkania nie było istotną zmienną różnicującą publiczność tego autora.

Czy wiemy, jakie są najczęstsze praktyki lekturowe w mniejszych miejscowościach?

Wprawdzie w największych miastach jest najwięcej osób czytających, ale dwie sprawy warto zaznaczyć: po pierwsze zależność między prawdopodobieństwem bycia czytelnikiem a wielkością miejsca zamieszkania nie ma charakteru liniowego – wsie, małe i średnie miasta są bardzo różne choćby ze względu na profil zawodowy ich mieszkańców, wszak można mieszkać na wsi czy w małym mieście na obrzeżach wielkiej aglomeracji i pracować w zawodzie wymagającym specjalistycznej wiedzy poświadczonej odpowiednimi dyplomami wyższych uczelni. Obrazowo rzecz ujmując, można powiedzieć, że radca prawny czy profesor mieszkający w Podkowie Leśnej jest mieszkańcem bardzo małego miasta, trudno jednak byłoby ubolewać nad jego ciężkim losem osoby pozbawionej dostępu do instytucji kultury, dobrych księgarń, bez których na pewno sobie nie poradzi w odróżnieniu od mieszkańca któregoś z warszawskich osiedli. Po drugie najwięcej osób czytających co najmniej siedem książek rocznie może być w miastach dużych, ale nie tych najludniejszych – w takich ośrodkach jak Gdańsk, Białystok czy Katowice. Miejsce zamieszkania słabo koreluje z typem czytanych książek, chociaż warto odnotować, że książki zawierające praktyczne porady największą publiczność znajdują na wsiach. Także czytana głównie przez kobiety literatura romansowa raczej nie jest typową lekturą mieszkanek największych miast.

Czy mężczyźni czytają inaczej niż kobiety?

Oczywiście – przede wszystkim mniej mężczyzn czyta, a ci którzy to robią, czytają przeciętnie mniej książek. Mężczyźni nie tylko inaczej czytają, ale też inaczej nie czytają – nieczytający mężczyźni wyraźnie częściej niż nieczytające kobiety twierdzą, że nie czytali nigdy albo że robili to tylko w szkole. Większemu dystansowi do czytania towarzyszy inny stosunek emocjonalny do tej praktyki – mężczyźni rzadziej niż kobiety deklarują, że lubią lub bardzo lubią czytać książki. Patrząc na to zagadnienie od strony antropologicznej, należy zauważyć przede wszystkim, że mężczyźni w mniejszym stopniu używają książek jako narzędzi ustanawiania i podtrzymywania więzi z innymi ludźmi – rzadziej pożyczają książki od bliższych i dalszych znajomych, co jest widoczne szczególnie w przypadku młodszych grup wiekowych. Z drugiej strony mężczyźni chętniej niż kobiety czytają książki otrzymane w prezencie. Wybory lekturowe czytelników są w mniejszym stopniu związane z relaksem, spędzaniem czasu wolnego niż ma to miejsce w przypadku kobiet, w większym zaś z edukacją i chęcią dowiedzenia się czegoś o otaczającym świecie. Mężczyźni kupują mniej książek niż kobiety, przy czym rzadziej przy tej okazji korzystają z oferty małych księgarń, rzadziej też natrafiają na książki przy okazji codziennych zakupów spożywczych. Także wzorce czytania online są odmienne – mężczyźni częściej preferują zakup konkretnego tytułu, kobiety zaś logowanie do platform zdalnego dostępu do szerszych zasobów. Odpowiednikiem roli prezentu książkowego jest w tym przypadku fakt, że mężczyźni częściej niż kobiety czytają na ekranach komputerów i urządzeń mobilnych książki, które otrzymali od kogoś w formie pliku.

Jaka jest dziś siła czynnika „pochodzenia z odpowiedniego domu”, czyli nabywania nawyku czytania przez powielanie wzorców rodzinnych. Czy w internetowych czasach on ma jeszcze znaczenie?

Czytanie książek jest praktyką społeczną, taką, której uczymy się w grupach, zwłaszcza w domu i szkole. Siła wzorców wynoszonych z domu jest w tej dziedzinie bardzo duża. Mniej więcej dziewięć na dziesięć osób, w których domach się czytało, również to robi i trafia do kręgów znajomych, o których mówi w naszym badaniu, że większość z nich też czyta. Oczywiście w różnych grupach wiekowych znaczenie kapitału kulturowego wyniesionego z domu rodzinnego jest różne, ale osób czytających co najmniej siedem książek rocznie – trzymajmy się tej miary – wśród potomków ojców lub matek z wyższym wykształceniem jest więcej niż wśród osób, które same ukończyły wyższe studia. To dobrze pokazuje, że formującego wpływu rodziny nie da się pominąć. Zadanie, jakie stoi przed publicznymi szkołami oraz instytucjami kultury, dotyczy tego, jak sprawić, żeby praktyki takie jak czytanie nie były narzędziem reprodukcji różnic społecznych, lecz tym, co włącza do symbolicznej wspólnoty, dostarcza kodu pozwalającego lepiej się wzajemnie rozumieć.

Czy można powiedzieć, że czytanie jest w jakiś sposób praktyką elitarną? Patrząc na najczęściej wybieranych autorów i autorki, mam wrażenie, że niekoniecznie. Ale z kolei ten czynnik wyższego wykształcenia…

Czytanie książek nigdy nie było powszechne. Statystycznie rzecz biorąc, ubolewanie najstarszych pokoleń nad rzekomo nieczytającymi młodymi nie ma poważnych podstaw empirycznych, znacznie bardziej uzasadniona byłaby scena, w której to wnuczek zachęca dziadka, a nie odwrotnie, żeby przeczytał jakąś książkę. Nawet w grupie 70+ osób czytających stosunkowo długie teksty w internecie jest więcej niż czytelników książek, a więc to niekoniecznie kłopoty ze zdrowiem są tu najważniejsze. Lektura książek zawsze była bardzo specyficzną praktyką czytelniczą – trudno na co dzień funkcjonować, nie czytając absolutnie niczego, bo teksty znajdują się w tak wielu miejscach, że nie zawsze zdajemy sobie sprawę z ich obecności. To, że się nie czyta książek, nie sprawia, że jest się analfabetą. Badając praktyki lekturowe Polek i Polaków, zajmujemy się czymś, co nie jest powszechne i takie nigdy nie było. Czy jest to czynność elitarna? Niekoniecznie. Czytanie nawet wielkiej liczby kryminałów i romansów nie musi być powodem do poczucia wyższości wobec kogoś, kto na przykład jest onkologiem i swoją wiedzę zawodową aktualizuje śledząc artykuły w prasie branżowej, nie czytając przy tym żadnych książek. Zarazem trudno nie zauważyć tego, że demonstrowanie swojej erudycji, różnego rodzaju zawody w czytaniu na akord, bywa – obok innych praktyk – czymś, co pozwala odgrywać pewien zestaw ról społecznych. Jest też, jak o tym przed chwilą wspominałem, postawą w znacznym stopniu dziedziczoną.

„Nowe Książki” są pismem patronackim Instytutu Książki, czyli instytucji, której zadaniem jest wspieranie czytelnictwa oraz instytucji i podmiotów związanych z książką i jej obiegiem. Miałbyś sugestię, gdzie jest realistyczna przestrzeń na użycie instrumentów popularyzacji czytania jako praktyki? Rozumiem, że są małe szanse, że zaczną dużo czytać osoby z wykształceniem zawodowym… Gdzie te szanse są większe?

Nie jestem pewien, czy można kogokolwiek skłonić do robienia czegoś, co nie jest mu potrzebne i na co po prostu nie ma ochoty. Moim zdaniem tu nie ma niczego nowego do dodania – poza wyjątkami uczymy się lubić czytać przede wszystkim w szkole i w domu. O szkole nie chcę się wypowiadać, bo to bardzo złożone zagadnienie i mam do niego stosunek daleki od emocjonalnego dystansu. Jeśli zaś chodzi o środowisko domowe, to nasze badania dowodzą, że młody człowiek sięga po książki, kiedy widzi, że ludzie, których szanuje i kocha też to robią. Żadne magiczne działania takie jak czytanie swoim nienarodzonym jeszcze dzieciom ani też wydawanie poleceń tym już narodzonym nie mają tu istotnego przełożenia na rzeczywistość, jeśli sami nie jesteśmy tu dobrym przykładem. Czytajmy, ale też obdarowujmy się książkami, bo to wspaniały sposób, żeby komuś zakomunikować, że się nim interesujemy, że wiemy, co jest dlań ważne.

Dziękuję za rozmowę!