Nikt tak pięknie nie mówił o nienawiści

Jagoda Wierzejska

Tania Pjankowa jest ukraińską pisarką młodego pokolenia, autorką książek poetyckich i prozatorskich, a także redaktorką. Jako założycielka i dyrektorka kreatywnej Agencji Literackiej „Zillia” pracuje na styku sztuki i marketingu, organizując wydarzenia literacko-artystyczne. Powieść Wiek czerwonych mrówek jest siódmą książką w dorobku Pjankowej, a zarazem pierwszą jej autorstwa, która trafiła do rąk polskich czytelników. Wiek czerwonych mrówek stanowi literacką reprezentację jednej z najstraszniejszych kart w historii narodu ukraińskiego, a szczególnie wsi ukraińskiej, jaką był Hołodomor, czyli Wielki Głód. Ta wywołana sztucznie przez komunistyczne władze Związku Radzieckiego klęska – przez wiele krajów, w tym Polskę, uznawana za ludobójstwo – dokonała się w latach 1932—1933. Szczególne nasilenie przybrała na terytorium ówczesnej Ukraińskiej SRR, to jest dzisiejszej Ukrainy wschodniej i centralnej. Wielki Głód był rezultatem działań represyjnych podjętych przez władze ZSRR przeciwko ukraińskim chłopom. Ci sprzeciwiali się kolektywizacji rolnictwa i ściąganiu obowiązkowych, nieodpłatnych dostaw produktów rolnych w wymiarze przekraczającym możliwości produkcyjne wsi. Nakładanie potężnych kontyngentów ziarna i mięsa, akcje szukania ukrytego zboża, odbieranie zboża przeznaczonego na siew, a także zapasów niezbędnych do wyżywienia rodzin chłopskich, w końcu wprowadzenie paszportów wewnętrznych uniemożliwiających wieśniakom ucieczkę przed głodem do miasta – wszystko to zmieniło setki wsi w strefy śmierci i pochłonęło kilka (według różnych szacunków od 3 do 10) milionów istnień ludzkich. Głód wywołany przymusową kolektywizacją spowodował wiele ofiar również poza Ukrainą: na Kubaniu, Powołżu, Zachodniej Syberii i w Kazachstanie. Nie ulega jednak wątpliwości, że Ukraina zajęła na mapie Hołodomoru miejsce nieporównywalne z żadnym innym: to tam stał się on – najdosłowniej – morzeniem ludzi głodem.

W powieści Wiek czerwonych mrówek Pjankowa wrzuca czytelników w sam środek katastrofy. Akcja jej utworu rozgrywa się we wsi Macochy niedaleko Połtawy w 1933 roku. Polityka kolektywizacyjna i represje przeciwko ukraińskim chłopom sięgają zenitu. W Macochach od dawna nikt niczego nie sieje ani nie zbiera, nikt nie piecze chleba, który „pachnie życiem”, bo w Macochach nie ma już życia. Jest bardzo dużo śmierci – w upokorzeniu, bezsilności, rozpaczy, a czasem w zupełnym otępieniu. Koszmarne dzieje tego mikroświata poznajemy przez losy trojga bohaterów. Dusia jest młodziutką dziewczyną. Jej matka, Hanna, pracuje w kołchozie, ojciec został aresztowany i przepadł bez wieści. Dusia mieszka z matką i bratem w chałupie, którą stopniowo rozbierają na opał. Kiedyś żyli w pięknym domu, ale ten trzeba było sprzedać za osiem bochenków chleba. Wszyscy troje żywią się garstkami prosa, które Hanna kradnie z kołchozu, wszyscy puchną z głodu i wszyscy – choć z coraz większym trudem – próbują zachować resztki godności. Sola też puchnie, ale z obżarstwa. Po stracie dziecka wpada w depresję, którą zajada wszystkim, co wpadnie jej w ręce. A że mąż Soli jest działaczem partyjnym i politrukiem, może dać jej wszystko – całe zboże Ukrainy – nie może dać jej tylko swojej miłości, bo już dawno stał się wobec niej całkowicie obojętny. Ona zostaje odizolowana w szpitalu i poddana przymusowemu odchudzaniu. On zamyka się w gabinecie z portretem Stalina i z kolejnymi kochankami, które bardziej lub mniej dobrowolnie oddają mu swoje wdzięki za kromkę chleba. Swyryd jest lokalnym sługusem władzy. Nie grubą rybą, jak mąż Soli, raczej płotką, ale utrzymuje się na powierzchni życia: ma pracę, ma co jeść. Ma też kochankę i dokładnie tak, jak mąż Soli, nie może dać jej miłości. Nie może, ponieważ kocha do obłędu (w poetyce powieści należałoby powiedzieć: kocha żarłocznie) inną kobietę – Hannę, matkę Dusi i żonę swojego dawnego przyjaciela, do którego aresztowania i zniknięcia znacząco przyłożył rękę. Troje bohaterów – trzy życia. Początkowo wydają się one zupełnie odmienne, ale ostatecznie splatają się w nieoczekiwany sposób. Wspólnym mianownikiem doświadczenia protagonistów pozostaje głód – ten fizyczny i ten emocjonalny, który każdego postawi w sytuacji granicznej.

Powieść Pjankowej jest wstrząsająca – z dwóch powodów. Wydają się one sprzeczne, w istocie jednak dopełniają się w formie takiego właśnie wstrząsającego doświadczenia lekturowego. Po pierwsze, autorka nie oszczędza odbiorcom najdrastyczniejszych obrazów z epoki Wielkiego Głodu. Opowiada o wózkarzu, który zabiera ciała umarłych i wywozi w nieznane: puka do drzwi chat i pyta: „Czy zwłoki gotowe?”. A jeśli nie zapuka i nie zapyta, ciała rozkładają się tygodniami, bo nikt nie ma już siły ich grzebać. Pisze o niemowlętach podrzucanych nocami na ganek sielsowietu i zagładzanych na śmierć w piwnicy przez funkcjonariuszy władzy. Wspomina o aktach kanibalizmu, o znikających dzieciach i ich szczątkach znajdowanych w dzieżach do chleba… Jeżeli czytając te passusy, przypomnimy sobie o pewnych wypadkach z lat 1932—1933 – na przykład o sprawie Kseni Bołotnikowej, mieszkanki wsi Sofijówka, która z powodu braku żywności i pomocy, mając na utrzymaniu jeszcze syna, zabiła swoją córkę i włożyła jej głowę do kotła – uświadomimy sobie, że utwór Pjankowej jest nie tylko powieścią historyczną. Stanowi także tekst o wartości dokumentarnej. Niezaprzeczalnej i bezlitosnej dla czytelników.

Po drugie, autorka przedstawia te potworności pięknym, subtelnym językiem. Nie da się ukryć, że zestawienie wiarygodnych okoliczności historycznych postępującego głodu oraz wyrafinowanego medium reprezentacji zrazu wywołuje dysonans poznawczy. Może nawet wydawać się nieadekwatne. Bez wątpienia wzmacnia jednak wymowę utworu. Wiek czerwonych mrówek, będąc rzetelnym obrazem przeszłości, okazuje się bowiem powieścią nie tylko naturalistyczną, ale także psychologiczną. I w tym jest największa siła tekstu: Pjankowa poza fizjologicznymi stanami głodzenia, związanymi z przewagą katabolizmu nad anabolizmem białka w organizmie, zdołała ukazać przeżycia wewnętrzne bohaterów. Zdała sprawę z uwiądu ich uczuć wyższych i zarejestrowała ostatnie akty obrony ich człowieczeństwa. Nade wszystko jednak opowiedziała o utrwalającej się z każdym dniem nienawiści protagonistów wobec władzy radzieckiej – tytułowych „czerwonych mrówek” – nienawiści tak silnej, jak poniżenie, desperacja i brak nadziei Ukraińców w czasach Wielkiego Głodu.

Utwór Pjankowej – nie pomimo tego, że jest powieścią, ale właśnie dlatego, że jest utworem literackim napisanym hipnotyzującym językiem – stanowi ważny głos we współczesnej dyskusji o Hołodomorze. Ale jest także bardzo silnym i wyrazistym głosem antyradzieckim, pochodzącym z Ukrainy. Dzisiaj, dziewięćdziesiąt lat po Wielkim Głodzie, w czasie pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę, wydaje się on bardzo aktualny. I nie bez powodu jak sądzę, nosi tytuł: Вік червоних мурах; wiek, nie rok.