Pedałując przez Polskę
Przemysław Trzeciak
W 1934 roku świat powoli wychodził z Wielkiego Kryzysu. Od roku w Niemczech sprawował władzę Hitler. Jesienią do Gdańska przypłynęła polskim frachtowcem Lech grupka brytyjskich turystów, wśród nich Bernard Newman. Anglik zamierzał przejechać przez Polskę rowerem trzy tysiące kilometrów. Rower „George” – przedmiot niezwykły – toczył dyskusje z właścicielem, zapewne spragnionym rozmowy wobec nieznajomości języka tubylców. Newman (zm. 1968) był pisarzem, autorem powieści, reportaży podróżniczych, wywiadów ze znanymi osobistościami, analiz i komentarzy wydarzeń politycznych ówczesnego świata. Jak informuje tłumaczka książki, Ewa Kochanowska, wracał jeszcze wielokrotnie do spraw polskich i do Polski. W latach wojny wydał trzy publikacje o Polsce i Polakach oraz znów trzy po wojnie, poczynając od Russia’s Neighbour, the New Poland (1946). Jedną z sensacyjnych powieści poświęcił zdobyciu przez polski wywiad planów rakiety V1. Wiele wskazuje, że był związany z brytyjskim wywiadem, któremu dostarczał analizy sytuacji w odwiedzanych krajach. Miał znajomych wśród wysokich urzędników polskiego MSZ. Pod koniec wyprawy usiłował spełnić misję dobrej woli, negocjując z przedstawicielami władz litewskich warunki poprawy stosunków z Polską. Z Polski bowiem pojechał do Litwy i skończył podróż w Prusach Wschodnich.
W Gdańsku zaskoczyła go manifestacja nazistowskiej niemieckości. Miasto tonęło w hitlerowskich flagach, mieszkańcy nosili w klapach znaczki NSDAP. Cały pierwszy rozdział Newman poświęcił sprawie „korytarza”, który stanowił casus belli pomiędzy Polską i Niemcami. Z uznaniem pisze o Gdyni, nowoczesnym mieście portowym powstałym z rybackiej wioski. Uważa, że na nagrobkach Pomorza i Kaszub znajdzie obiektywną wiedzę o „niemieckości” lub „polskości” tych ziem. Jeździ więc po cmentarzach, by stwierdzić: „Liczba nagrobków z polskimi nazwiskami znacznie przewyższała wszystkie pozostałe”. Jest przekonany, że Polacy „za Gdynię i »korytarz« będą walczyć na śmierć i życie”. Ale też: „Dla Niemiec »korytarz« pozostaje sprawą dumy narodowej”. Wyraźnie przecenia wagę paktu o nieagresji podpisanego w styczniu 1934 roku pomiędzy Polską i Niemcami. Ile był wart, przekonaliśmy się wkrótce.
W czasie długiej podróży przeżywa liczne przygody. Na przykład na Pomorzu ratuje wieśniaka poranionego przez maszynę rolniczą, na Jasnej Górze zapobiega zgnieceniu przez tłum kobiety z dzieckiem, w Wilnie ratuje na ulicy epileptyka, na Podhalu organizuje gaszenie pożaru, w Pieninach jego tratwę porywa Dunajec. Z wyliczenia widać, że relacja nie jest suchą ewidencją spostrzeżeń, ale barwną opowieścią, w której sprawy poważne mieszają się z anegdotą i angielskim humorem.
Newman nie posiada elementarnych wiadomości o architekturze i sztuce. Przyznaje się do tego i stara się unikać opisów zabytków czy wizyt w muzeach. Przyzwyczajony do kamiennych katedr Zachodu, z niechęcią patrzy na ceglane kościoły. Nie zna się też na urodzie kobiet. „Zanim jeszcze wyruszyłem do Polski, wiele słyszałem o urodzie Polek. Albo mamy różne standardy urody, albo ja miałem pecha… Najładniejsza kobieta, jaką spotkałem, okazała się Rosjanką”. Pochwala natomiast polską kuchnię.
Wiele uwagi poświęca mniejszościom narodowym. Zwiedza dzielnice żydowskie w Warszawie i Krakowie, we Lwowie interesuje się konfliktami polsko-ukraińskimi, pokonuje Czarnohorę, by poznać Hucułów. Mieszkańców Polesia nazywa Rosjanami zamiast Rusinami (chyba należało to poprawić w redakcji). Dla znakomitego angielskiego roweru piaski i bagna Polesia okazały się przeszkodą nie do pokonania. Autor jest zafascynowany trzęsawiskami Prypeci: „Patrzyłem na gwiezdne krajobrazy z różnych miejsc – na otwartym oceanie, w głębokiej dolinie, na wysokim szczycie, ale nigdy nie widziałem czegoś, co mogłoby się równać przepychem z nocnym niebem nad bagnami Prypeci”. Gdy Newman pedałował z Pińska do Brześcia nad Bugiem, przez moment byliśmy obok siebie, miałem wtedy trzy lata.
Przejazd przez Litwę i Prusy Wschodnie nasycony jest rozważaniami politycznymi. Autor uważa, że: „Niemcy trzeźwieją, nazizm zmienia się z religii w światopogląd polityczny (…), jeśli zdołają uniknąć arogancji, rysuje się przed nimi jasna przyszłość”. Tymczasem poziom arogancji rósł, aż do planów podbicia całego świata. Takie myślenie życzeniowe było wówczas charakterystyczne dla ludzi Zachodu.
Newman przyjechał do Polski nieobciążony wiedzą książkową. Polska wydaje się mu czystą, niezapisaną kartą. To zapewnia świeżość spojrzeniu, ale się wiąże z ryzykiem wielu błędów. Tłumaczka i redakcja starali się błędy prostować w licznych przypisach na końcu książki. Szkoda, że nie na odpowiednich stronach. Liczne zdjęcia chyba tylko w małej części są dziełem autora, brak o tym informacji. I tu dwie poprawki. „Drewniana świątynia na Huculszczyźnie” to kościół w nowotarskim Dębnie. Rzekomy „Pałac Saski”, nazywany tak w tekście i w przypisach, wymaga szerszego omówienia. Budynek widoczny na zdjęciu nie ma nic wspólnego (no, może piwnice) z właściwym pałacem, późnobarokową rezydencją królów z dynastii Wettynów, wzniesioną około 1713 roku przez wybitnego Matthäusa D. Pöppelmanna. Jej resztki kazał rozebrać car Mikołaj I w 1838 roku i na tym miejscu obrotny deweloper Iwan Skwarcow zbudował według projektu Wacława Ritschela dwa połączone kolumnadą pawilony z przeznaczeniem na eleganckie sklepy. Po śmierci Skwarcowa władze umieściły tu dowództwo Warszawskiego Okręgu Wojennego carskiej armii. Po wojnie budynki przejął Sztab Generalny Wojska Polskiego, póki w 1939 roku nie przeniósł się na Rakowiecką. Obecne pomysły odbudowy tej rosyjskiej galerii handlowej są chybione pod każdym względem. Grób Nieznanego Żołnierza w arkadach zburzonej podczas wojny kolumnady tylko zyskuje na dramatycznej wymowie symbolicznej.
Przeszkadzała mi w czytaniu fraza: „ładnych parę tygodni”, „ładnych parę godzin” itp. Przecież tu nie chodzi o estetykę tygodni lub godzin, tylko o niemożność określenia ich liczby.
Zachęcam do czytania Newmana. Jego reportaż najpierw wywołuje zdziwienie, że przed niespełna dziewięćdziesięciu laty Polska tak wyglądała, a potem każe się zastanowić nad zmianami w obrazie kraju i życiu jego mieszkańców. Zachęcam wydawcę do sięgnięcia po reportaże Newmana z wczesnego PRL-u.