Śląski hobo
Marta Tomczok
Rozmemuary Wojciecha Kuczoka mają budzić wątpliwości. Wydawca nazywa je „najintymniejszą”, nieocenzurowaną książką pisarza. Krytycy, niechętni publikacji dzienników żyjących autorów, czytają je tak, jakby nigdy na oczy nie widzieli blogów czy instagramów. Przeważająca większość problemów, jakie podejmuje w swoich zapiskach z lat 2014—2018 autor Spisków, wprawdzie wyłamuje się z konwencji mieszczańskiej przyzwoitości, obowiązującej w diarystyce XX wieku (Marii Dąbrowskiej, Jarosława Iwaszkiewicza, Mieczysława Jastruna), ale za to wpisuje się w obszar tematów podejmowanych przez współczesną intymistykę internetową. Oczywiście, w Rozmemuarach znajdzie się trochę treści, które zaskoczą miłośników jednej i drugiej formy wypowiedzi (odwagą, arogancją, bezczelnością, inteligencją). Jednak wiele z tego doskonale się mieści w polu aktywności współczesnych blogerów i instagramerów, z kolei pozostałe cechy niedawno wydanych zapisków wskazują na ich łączność z klasycznym dziennikiem papierowym.
W wyniku tej kombinacji Rozmemuary warto przeczytać jako ciekawy przykład gatunkowej różnorodności współczesnego piśmiennictwa autobiograficznego, a dopiero później – jak zdążyła to uczynić część recenzentów – zżymać się na Kuczoka za to, że przekroczył granice dobrego tonu, gdzie indziej przekraczane – ku uciesze gawiedzi – nałogowo.
Granice forsowane w jego najnowszej publikacji nie mają nic wspólnego z przyzwoitością bądź przyjętą współcześnie normą obyczajową. Nie są także tożsame z jakimikolwiek ograniczeniami obowiązującymi obecnie w polskiej literaturze. Ci, którzy tak uważają, powinni z wielką uwagą przyjrzeć się swoim lekturom w sieci, tam bowiem nie oczekują od tekstów ograniczeń, które radzi byliby widzieć w publikacjach książkowych. Granice, jakie narusza w Rozmemuarach Kuczok, dotyczą w pierwszej kolejności tego, co powinien bądź nie powinien ujawniać na własny temat pisarz. A dopiero później wiążą się z jego życiem intymnym: rodzicami, partnerkami, dziećmi, nałogami bądź zdrowiem.
Zapiski Kuczoka nie są klasycznym dziennikiem. Zamiast tradycyjnego, codziennego układu notatek pisarz przyjął notację ciągłą, podporządkowaną porom roku. Dzięki temu jego opowieści mają charakter długich, niekiedy trochę przypadkowych narracji, przypominających patchwork. Nie są jednak poszatkowane jak kilkuzdaniowe niekiedy zapiski wielu pisarzy. Wskutek przyjęcia tego typu kompozycji Kuczok wprowadza do swoich memuarów wypowiedzi przygotowywane z myślą o publikacji na temat książek, polityki czy zjawisk społecznych.
Nie są to zwykle wypowiedzi bardzo poważne (w sensie głębi intelektualnej, którą pisarz, gdyby chciał, z pewnością by im nadał). Odnosi się raczej wrażenie, że te i pozostałe notatki służą mu w utrzymywaniu ciała (i głowy) w odpowiedniej formie, mają charakter autoterapii (doskonale znanej chociażby czytelnikom dzienników Jana Lechonia), przedstawiają w dużej mierze wartość leczniczą.
Ich głównym tematem jest małżeństwo diarysty z Agafią (Agatą Passent). Pisarz rozpoczyna swoją opowieść z chwilą podjęcia decyzji o wycofaniu sprawy rozwodowej i prowadzi ją aż do momentu, gdy ocenia tę decyzję jako właściwą. A czyni to zarówno z perspektywy szczęśliwego męża, jak i ojca maleńkiego Antosia. To, co wydarza się pomiędzy tymi biegunami, omawia niekiedy z taką drobiazgowością, że miłośnicy internetowych portali plotkarskich będą musieli porzucić na kilka dni internet i przeczytać prawie czterystustronicowe Rozmemuary.
Jedną z kluczowych spraw, jakie Kuczok porusza pisząc o swoim małżeństwie, jest społeczny wymiar jego związku. On, prosty chłopak z Chorzowa, i ona, warszawska „Żydówka”, córka wybitnych polskich intelektualistów – to bodaj lejtmotyw tego dziennika, przypominany przez Kuczoka z lubością nie tylko po to, by go obśmiać i do cna wykorzystać. W ten sposób pisarz reaguje na nierówności społeczne, których sam jest beneficjentem i ofiarą. Po pierwsze, jako „hanys” ze Śląska, który wybiera na miejsce zamieszkania Warszawę. Po drugie, jako artysta, który ani jednego dnia nie przepracował na etacie, „utrzymanek” intensywnie pracującej żony, zaniedbujący wiele spraw podstawowych, takich jak spłacanie pożyczek, ubezpieczenie zdrowotne itp. Po trzecie wreszcie, jako osoba z dziwną rezerwą aspirująca do tego, by stać się częścią warszawskiej śmietanki artystycznej. Po stronie osiągnięć, które go do wyższych sfer przybliżają, należy wymienić mecze tenisowe z Markiem Bieńczykim i Markiem Zaleskim, wizyty w filharmonii, galeriach sztuki, obecność na różnych bankietach i rautach. Jednocześnie Kuczok zagląda często w swoje strony, jeździ do Chorzowa, spotyka się z Radosławem Kobierskim i rodzicami, wchłania smog gromadzący się nad ruinami Śląska.
W przypadku autora Szkieleciarek nie mamy do czynienia, jak chcieliby niektórzy, z prostacką pochwałą parweniuszostwa. Kuczok jest daleki od tego. Pisząc o długach, który to wątek sam w sobie powinien się stać przedmiotem poważnej, naukowej analizy, a szczególnie o słabości do alkoholu, podejmuje tematy, za sprawą których nie ma szans być członkiem żadnej z warszawskich elit. Problem autoprezentacji polskiego, współczesnego pisarza czyni Kuczok, testując go przede wszystkim na sobie, obiektem „szydery”, ale i demitologizacji. Warto wspomnieć, że temat ten podejmował niedawno Szczepan Twardoch, odżegnując się od poglądów intelektualistów-liberałów i bycia częścią jakiejkolwiek elity.
W opowieści Kuczoka, a jakże, napisanej z chęcią zamiany jednego mitu w drugi, mamy do czynienia z historią z gatunku tych, o jakich śpiewa Tom Waits zdartym, przepitym głosem, gdy opowiada o porannych ucieczkach amerykańskich hobos (włóczęgów) od rodzinnego szczęścia i gospodarnych kobiet. Kuczok w Rozmemuarach podziwia westerny, ale sam jest wcieleniem wiecznego obieżyświata. Warto jego książkę czytać dla powstającej na naszych oczach romantycznej legendy (sprzecznej z mitologią modernistycznego artysty czy Ślązaka-robotnika), a sprawy związane z nadmiarem intymności zostawić użytkownikom portali społecznościowych i wścibskim czytelnikom.