Operacja na własnym sercu
Marta Tomczok
Jeśli wierzyć opiniom, że dobrą książkę określa pierwsze zdanie, można powiedzieć, że Czystka Katarzyny Surmiak-Domańskiej jest właśnie taką książką. Rozpoczyna ją nie tylko jedno dobre zdanie, ale cała wiązka fraz wyrazistych i mocnych. Tak jakby autorka od początku doskonale zdawała sobie sprawę, że musi wykonać duże i trudne zadanie. Coś w rodzaju akcji ratunkowej pod ziemią, wymagającej żelaznych nerwów, doświadczenia, opanowania. Albo operacji na otwartym sercu, gdy jeden błąd może kosztować życie. Dlatego Surmiak-Domańska idzie przez narrację niczym pług śnieżny. I nie chodzi wcale o to, że pisze w sposób nazbyt pewny siebie czy toporny. Pisze perfekcyjnie, wspaniale, ale jednocześnie z przekonaniem, że ocala w ten sposób życie swoje i innych. Czystka jest niezwykłą akcją ratunkową, ponieważ dotyka historii rzezi na Wołyniu, czyli najbardziej krwawiącej i chyba najrozleglejszej polskiej rany, a zarazem jest reportażem o rodzinie pisarki i o niej samej.
W jednej z rozmów autorka powiedziała, że dobry reportaż powinien wypływać ze źródła położonego jak najbliżej piszącego. W tym przypadku źródło historii i narratorka znajdują się niemal dokładnie w tym samym miejscu. Przylegają do siebie.
Pamięta się wybitne książki Katarzyny Surmiak-Domańskiej, przede wszystkim Beznadziejną ucieczkę przed Basią – reportaże seksualne (2007) i głośne Mokradełko (2012). Pisarka bierze na warsztat tematy trudne i delikatne, związane z życiem osobistym, tabu, perwersjami, rodziną, poczuciem własnej godności czy tożsamością. Potrafi podejmować duże ryzyko. Jest do tego dobrze przygotowana. Pewna siebie. Ta pewność, tak ważna w opowiadaniu o trudnych sytuacjach, robi największe wrażenie na czytelniku Czystki. Autorka – urodzona w roku 1967 – opowiada historie nieznane jej z własnego doświadczenia. Próbuje je rekonstruować, częściowo wyciągać z rozmówców, składać w całość, wyławiać z dna morskiego. W jednym fragmencie reportażu dziwi się nawet, że właściwie jest w stanie zrekonstruować wszystko. Siedemdziesiąt jeden lat temu? Co to dla niej? W książce takiej jak Czystka, problematyzującej nie tylko śledzoną historię, ale i samo śledztwo, ważny okazuje się sposób, w jaki reporter poskłada własne działania z ich celem. Jak to zrobi, by nie przeciążyć książki swoją osobą, nie wyjść na jej głównego bohatera, a jednocześnie zapewnić odbiorcom komfort czytania w postaci składnej, choć niekoniecznie linearnej historii? W przypadku Czystki dostajemy wszystko: niezwykłą historię, precyzyjny pomysł na to, jak ją opowiedzieć, doświadczenie rodzinne autorki, zagadki i przede wszystkim najwyższą cenę całej gry, czyli kontekst prywatny uwikłany w kontekst historyczny. Wszystko tu się zbiega, zgadza, pracuje na ten sam efekt.
Opowieść zaczyna się od pozornie niezwiązanej z całością krótkiej historii o instynkcie opowiadania. Nie opowiedzieć o traumie to zadać sobie ciężką karę. Opowiedzieć znaczy ulżyć – sobie i własnemu otoczeniu. Otoczenie Katarzyny Surmiak-Domańskiej przez całe lata nosiło ciężar niewypowiedzianych urazów związanych z przeżyciem rzezi wołyńskiej i świadkowaniem śmierci krewnych, sąsiadów, bliskich. Niewypowiedzenie tych urazów miało jeszcze jedno źródło oprócz historycznego – klasowe. Przodkowie reporterki pochodzili w dużej części z ludu. Nawyk milczenia, nieumiejętność wyrażania myśli w taki sposób, który nadałby temu doświadczeniu formę, strukturę, pozwolił je zrozumieć i wpisać w polski los tak, jak udało się to zrobić – jednak ze sporym sukcesem – z zagładą Żydów mającą świadków, kronikarzy i pamiętnikarzy – to podstawowa trudność, przed jaką stanęła Surmiak-Domańska. Pisząc Czystkę, prawdopodobnie wynalazła sposób, by pozwolić im przemówić. Jako córka urodzonego w 1933 roku w Dębiance koło Lwowa Bronisława Surmiaka, wykształconego w Warszawie aktora filmowego i teatralnego, ocalałego z tytułowej „czystki”, musiała przetworzyć jego milczenie i milczenie reszty rodziny w opowieść. Jak to zrobiła? O tym właśnie jest jej nowa książka.
Czystkę udało się napisać Surmiak-Domańskiej chronologicznie. Mamy więc dom „pode Lwowem”, prawie jak u Adama Mickiewicza. Choć chłopski, to jednak w miarę dostatni i godny. Są trzy siostry: Rozalia, Jadwiga i Franciszka (ta ostatnia to babcia autorki, zmarła w 1966 roku, rok przed narodzinami wnuczki) i czterej bracia: Józef, Stanisław, Paweł i Antoni. Ostatnia z rodzeństwa, Joanna Wawrzków, umiera krótko po narodzeniu. Franciszka jest z nich najcichsza, kojąca niczym… lawenda. W moim domu po śmierci babci pachniało lawendą, która miała przepłoszyć niedobry zapach śmierci. Dlatego słowo „lawenda”, którego używa Surmiak-Domańska, nie oznacza tylko leczniczej ciszy. Franciszka po przeżyciach wołyńskich i doświadczeniach z mężem „przemocowcem”, a później po jego wyjeździe, gdy zostaje z dziećmi sama, wycofuje się, milknie, nie przewodzi rodzinie. Jej miejsce zajmuje syn Bronek. Mając zaledwie jedenaście lat, zasiedla z rodziną dom po Niemcach i od tej chwili staje się swoim własnym rodzicem. Gdy zostaje ojcem, milczenie zmienia w przemoc, nadmierną kontrolę, chłód i brak czułości. O przeżyciach zaczyna opowiadać dopiero wnuczce, która nagrywa jego wspomnienia na dyktafon i w ten sposób pomaga matce przygotować się do pracy nad reportażem.
Surmiak-Domańska daje nie tylko nam gotowy materiał do analiz. Sama go analizuje niezwykle precyzyjnie. Sięga po badania nad traumami prowadzone wśród rodzin żydowskich, po studia nad stresem pourazowym, omawia szczegółowo zachowania ciał osób straumatyzowanych. Chyba najciekawsze fragmenty książki dotyczą nachodzących na siebie historii babci Franciszki, ojca Bronka i córki Katarzyny. Autorka zderza je oczywiście po to, by zobaczyć przepływy doświadczeń, zrozumieć podobieństwa, następstwa i sens tych kontaktów. Ma jednak inną sylwetkę niż babcia i niższy wzrost, od ojca jest niewątpliwie bardziej wymowna i łagodniejsza. Zestawienia nie są proste. Rzuty traumy nadchodzą w nieoczekiwanych momentach. Pojawiają się w zagadkowych miejscach. Ojciec wspomina zdarzenia wołyńskie okrągłymi słowami, między które wtrąca pojedyncze, symboliczne obrazy (zabita Rozalia ma kropeczkę krwi na brzuchu). Zdjęcie babci trafia do portfela wnuczki jak talizman przynoszący opiekę i szczęście. A wnuczka jako dziecko w nieoczekiwanych momentach zamyśla się, zastyga, przestaje reagować na otoczenie, trafia do poradni psychologicznej. A potem wszystko to mija, by powrócić w Czystce.
Koszty milczenia bywają wyższe niż mówienia, choć przyznać trzeba, że w przypadku Czystki także i te ostatnie nie są małe, pisarka uwalnia przecież historię swojej częściowo żyjącej rodziny, pisze o przejawach przemocy ze strony ojca. Jednak instynkt opowieści, którego działanie prezentuje za pośrednictwem tego reportażu, przede wszystkim wyzwala zablokowane od lat emocje, i to nie tylko w pojedynczych rodzinach, ale i w narodzie. Dla nas Czystka powinna się stać lekturą obowiązkową. Wreszcie ktoś przedstawił najstraszliwsze i długo trwające następstwa ludobójstwa na Wołyniu w sposób nowatorski, oryginalny, bardzo przystępny. Fragmenty tego reportażu powinno się czytać dzieciom w szkole.