W górę i w dół czasu

Adriana Szymańska

Realizując w pracy nad wierszem dyrektywę poetycką Przybosia mówiącą, że „świat nie jest, świat się wiecznie zaczyna”, poetka próbuje nieustannie tworzyć słowem przestrzeń bez granic czasowych i ograniczeń poznawczych, eksperymentując nie tylko z językiem, ale też z własnym istnieniem, zależnym przecież od miejsc pobytu i następujących po sobie wydarzeń. W zbiorze Nigdy całości (1995) znajduje się wyznanie:

kartka z niedokończonym wierszem
z zawiniętymi w górę brzegami
która znika nagle z biurka
to jak ktoś bliski,
kto zaświeci w tłumie i ledwie rozpoznany – mija
Każde słowo, gest każdy osobno
drzazgi pamięci, błyski w biegu
I nigdy z nich lasu
nigdy całości?

Mimo tej przygnębiającej z pozoru wizji, Bogusława Latawiec nie wątpi w możliwość scalenia, naprowadzenia świata na właściwe tory, wskazania mu dróg ocalenia, które może dokonać się w słowie. I chociaż ten proces – znikanie, ocalanie – jest odwracalny, zarówno w życiu, jak i w pisaniu istnieje siła, która nadaje sens wszelkiej przygodzie poznawczej, a także tej transcendującej ułamkowość doznań w pełnowymiarowy byt.  

Poetka ma świadomość przemijalności, ulotności wszelkich zjawisk i niedoskonałości wszelkich działań jednoczących, wierzy w ich sens, a nawet rozpoznaje doznanie, że:

Nam – tym od słów
z lisim instynktem łowczym we krwi (…) zdarza się dopaść
dziką iskrę głoski, która rozżarzy nam całą stronicę łąki
aby za moment powrócić w ciemność
jak płomień bez korzenia jak las
biegnący w las po ognistej pełni.  

„Dzika iskra głoski” z nowego zbioru poetki koresponduje z mottem ze Znikomka Bolesława Leśmiana (drugiego obok Przybosia jej mistrza):

I powikłane od lęku, w mrok pierzchające ogrody!
A w dłoniach – nadmiar istnienia, a w oczach – okruchy nocy.

To motto antycypuje najistotniejsze motywy z twórczej ekspansji poetki, a więc najpierw jest to porażenie lękiem z powodu powikłań istnienia, a także oniryczne obsesje, zakodowane w „okruchach nocy”; „pierzchające ogrody” wskazują z kolei na wszelkie związki z naturą, która jest jedną z głównych inspiracji autorki zbioru Gdyby czas był ziemią (2011).  

Zaufanie do własnej pamięci i oddawanie się praktykom bolesnego i podniosłego zarazem misterium trwania tu i teraz to dwa bieguny, które budują ramy tematyczne i poznawcze tej twórczości. A wewnątrz tych ram niepewność i gigantyczna praca wyobraźni, by wszelkie niedogodności życiowe i myślowe leczyć ową zjawiającą się raz po raz „iskrą głoski”. Wracając do wojennych wspomnień z dzieciństwa, odnajduje Latawiec tamte fakty i wzruszenia, by układać z nich na nowo swoje życie w powiązaniu z życiem nieżyjących już bliskich, którzy powracają w jej doznaniach pełnych ciepła i czułości, ale też smutku i żalu. Powołuje do życia rodziców, a także okoliczny pejzaż, z uwzględnieniem przedmiotów pamiętanych z tamtego okresu (Stół rodzinny, Płaszcz w jodełkę, Wiaderko). Jest znów dziewczynką, która pyta w jednym z wierszy z tomu Odkrytki (2007):

to co w żywym życiu i śnionym – najcenniejsze
układ między ‘jest’, ‘był’ i ‘będzie’
na zawsze zostanie dla nas
wirującą bez początku i końca
krwawą kulą
w której przyszłe jest powidokiem
minionego
minione biegnie środkiem teraźniejszości
a sen jest prawdziwszy od życia?  

W wierszu Stół rodzinny z nowego zbioru poetka mówi: „uparcie biegam przez dziesięciolecia / w górę i w dół czasu”, i tropi sytuacje, w których rozpoznać można konkretne zdarzenia z przeszłości. „W górę i w dół czasu” to parafraza zdania „w górę i w dół rzeki”; porównanie samo się nasuwa, tworząc obraz płynności i powtarzalności spraw, którym poetka nie pozwala całkiem przeminąć. W nowym tomie znajdują się również utwory z kontynuowanego w kilku zbiorach cyklu Zwierzęta nocy, w którym ze szczególną wyrazistością ujawnia się skłonność poetki do eksploatowania stanów z pogranicza rzeczywistości dostępnej zmysłom i tej ze snów, a także metafizycznej sfery istnienia, jak w wierszu Źródło:

Nocą płyną z wiatrem szyby deszczu
przestronne jak dzwoniące sale
pełne drobnego tupotu ze snów
Gasną i świecą na przemian
niczym schwytane pod ziemią
szamocące się źródła bez ujścia  

Punktem wyjścia do penetracji owego pełnego paradoksów świata jest często przyroda, ale też życie intymne poetki, związane z najbliższymi jej osobami. Jednym ze sposobów oswajania istnienia, zarówno w jego nadmiarze, jak i znikliwości, są dla Bogusławy Latawiec bliskie i dalekie podróże. Poetka umieszcza pod utworami nazwy miejsc i daty, dlatego możemy śledzić jej twórcze wędrówki. Wiersze z nowego tomu powstawały głównie w Poznaniu i Krajkowie – wiejskiej rezydencji poetki – niektóre napisała w Sopocie i w Rzymie. W inicjującym tom utworze, oprócz hołdu złożonego historycznemu i współczesnemu pięknu wiecznego miasta, znajdują się wzmianki o innych miejscach odwiedzanych przez poetkę. Wiersz Krzyk Afryki porusza dla odmiany temat cierpienia obecnego w świecie i traktowanego z obojętnością przez nas, żyjących w egzystencjalnym komforcie.  

Są też tu wiersze nawiązujące do powtarzanego we wcześniejszych zbiorach cyklu Blejtramy. Odniesienia do dzieł światowego malarstwa znamionują rozległość wiedzy i dynamizm poznawczy poetki. Oprócz bezpośrednich impresji widoczny jest tutaj także ów szczególny zmysł konstrukcji, wpisujący w przeżycia autorki postmodernistyczny dystans. Otrzymujemy ironiczne nieco rozprawki z pogranicza historii sztuki, filozofii i psychologii. Zbiór Pierzchające ogrody kończy wiersz z tego właśnie cyklu: Martwa natura krawiecka Kiejstuta Bereźnickiego. Po rejestrze elementów obrazu pojawia się taka pointa:

Obraz Bereźnickiego nie oddychając
umiera razem z nimi
nie do uwierzenia prawdziwy
zatrzaśnięty na blejtramie jak w izbie tortur.  

Poczucie tragizmu istnienia i przewrotny zachwyt nad jego przemijającym trwaniem wyznaczają filozoficzny trzon tej poezji. Warto zamyślić się nad prawdą tego przesłania.