Herling „italianizant”
Hanna Serkowska
Włosi naprawdę odkryli Herlinga – jak sam siebie pisarz nazywał, by uniknąć przeinaczania polskiego nazwiska – stosunkowo niedawno, po tym, jak Un mondo a parte ukazało się w 1994 roku w oficynie „Feltrinelli”, a w 2017 w „Mondadori”. Dopiero te edycje zdecydowały o randze pisarza we Włoszech i umieściły go w gronie klasyków literatury. Włosi dojrzeli do tego, by zacząć uważać go za twórcę uniwersalnego jak Schulz, Witkacy, Gombrowicz. Za kogoś, kto porusza najważniejsze tematy dwudziestego wieku .
Włoską recepcję Innego Świata Magdalena Śniedziewska drobiazgowo dokumentuje w ostatnim rozdziale swojej monografii „Osobiste sprawy i tematy”. Gustaw Herling-Grudziński wobec dwudziestowiecznej literatury włoskiej. Ta właśnie część pracy Śniedziewskiej, eksplorująca zwłaszcza włoskie teksty nieliterackie Herlinga (przypomnijmy, autora twórczości literackiej w języku ojczystym i eseistycznej w języku włoskim) oraz recenzje, omówienia, prasowe polemiki pisane o Herlingu przez innych także pod pseudonimami (np. Giovanni Chiocca, ukrywający się za nom de plume Stelio, czy Augusto Guerriero, podpisujący się jako Ricciardetto), wydaje się najcenniejsza z punktu widzenia polskojęzycznych odbiorców, pragnących zrozumieć szczególną sytuację, w jakiej polskiemu pisarzowi przyszło na obczyźnie żyć i pisać.
Blisko półwieczne opóźnienie we włoskiej recepcji Herlinga przypisuje się dość zgodnie kontekstowi społeczno-politycznemu. Grudziński bowiem – jak czytamy – o zbrodniach komunizmu, o sowieckich łagrach napisał za wcześnie i włoscy intelektualiści nie byli na taką prawdę gotowi. Po 1958 roku, kiedy ukazał się pierwszy włoski przekład Innego świata w wydawnictwie „Laterza” (siedem lat po angielskiej edycji i, co ważniejsze, już po ukazaniu się raportu Chruszczowa), dyskutowano nawet o tym, czy polskiemu pisarzowi emigrantowi demaskującemu zbrodnie stalinowskie można „udzielić kredytu zaufania”, a „Il Paese Sera” postulował wręcz, by wydalono pisarza z Włoch. Zwłaszcza teza o „identyczności totalitarnych zbrodni”, o bliźniaczych wytworach hitlerowskich i stalinowskich systemów totalitarnych oraz o stosowanych przez nie „nieludzkich mechanizmach prowadzących do upodlenia i śmierci niewinnych” spotkała się z ostracyzmem w „pewnym zamkniętym kręgu włoskiej inteligencji”. Fakt, że ów szczególny historyczny dokument był zarazem wybitnym dziełem literackim, sprawił, iż trudno było jednak książkę całkowicie zignorować.
Druga z czterech zilustrowanych przez polską badaczkę faz recepcji Innego świata nastąpiła „po Sołżenicynie”, czyli po tym, jak w 1974 roku ukazał się włoski przekład Jednego dnia Iwana Denisowicza. „Herling na nowo odkryty” znaczy trzecią fazę recepcji, po 1994 roku, kiedy Un mondo a parte wydano w „Feltrinelli” i nagrodzono Premio Viareggio. Choć jeszcze w 1992 roku wielki Franco Fortini prezentował sylwetkę pisarza kąśliwie i z dystansem, Herlinga koronowano wkrótce na „profetę gułagu”. Jednak przed omówieniem pośmiertnej kanonizacji pisarza Śniedziewska odnotowuje jeszcze wymowny epizod zamówionego przez wydawnictwo „Einaudi”, lecz ostatecznie odrzuconego wstępu pióra Herlinga do włoskiego wydania Opowiadań kołymskich Warłama Szałamowa. Wspominając trudne lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte, na kilka lat przed śmiercią napisze Herling w neapolitańskim dzienniku „Il Mattino”, że przez tamten ostracyzm, spowodowany naiwnym zachodnim „progresywizmem” (wiarą w pomyślny rozwój idei marksistowskich), długo czuł się we Włoszech jak trędowaty.
W pierwszych rozdziałach swojej monografii autorka po kolei referuje osobiste i literackie przyjaźnie oraz relacje kogoś, kto we Włoszech uchodził za znawcę literatury rosyjskiej i ogólnie słowiańskiej, a z włoskich lektur najbardziej przywiązany był do nielicznych autorów: Pirandella, Lampedusy, Morante, Silonego i Sciascii, a później Dantego (patronującego mu także ze względu na ważny w Boskiej Komedii wątek wygnania) i Boccaccia. Jest więc może nieco przesady w stwierdzeniu autorki o podwójnym, zarazem polskim i włoskim literackim obywatelstwie Herlinga.
Ciekawa jest prezentowana przez badaczkę (inspirowana lekturą Przedziwnej historii Piotra Schlemihla) teza o utracie cienia jako utracie pełni tożsamości w miarę postępującej italianizacji Herlinga, o utracie ojczyzny skutkującej „mglistym i niewytłumaczalnym” cierpieniem. Dalej rozszerza Śniedziewska metaforę na sytuację egzystencjalną pisarza, który po osiedleniu się w Neapolu „wolał przebywać w cieniu”. Wreszcie mówi tym, że Herlinga pokonały „cienie przeszłości”, pamięć o „najnieszczęśliwszej ziemi”, której „ciemną miłość” musiał dalej nieść, że zamknął się w mikroświecie „wieży”, żeby nie straszyć swoją innością. Śniedziewska konfrontuje sytuację Herlinga i Conrada (który jak Herling zmagał się z nieznaną przestrzenią, nie identyfikował się z nowym miejscem, i choć doświadczał „trudów emigranckiego życia w innym okresie historycznym i z odmiennych powodów”, jak Herling epifanicznie doświadczał ojczystego pejzażu), Jamesa Joyce’a i siedemnastowiecznego malarza Jusepe de Ribery. Wszyscy oni utracili ojczyzny, zmagali się z problemem wyboru języka, literackiej ekspresji i stali przed tożsamościowym dylematem, jak Herling obawiający się, że utraci pamięć o przeszłości w miarę „wsiąkania w neapolitańską rzeczywistość”. Śniedziewska przekonująco opisuje zjawisko przechodzenia od postawy dystansu wobec Italii i przywiązania do polszczyzny, przez późniejsze przyswojenie i stopniowe uczestnictwo w (coraz mniej) obcej kulturze, po tak ścisłe postrzeganie kultury włoskiej jako własnej, że czasem bliższej od rodzimej. Prawdziwy przełom w postawie „italianizanta” nigdy jednak nie nastąpił. Herling stopniowo wrastał w kulturę, przed pokochaniem której przestał się bronić: „Potem, krok po kroku, pojednałem się z Neapolem. Jestem przekonany, że tutaj umrę. To jest moje miasto” – powiedział w 1992 roku w rozmowie z Nello Ajello.
Dalej przechodzi badaczka do naszkicowania relacji Herlinga z Ignazio Silonem i Nicolą Chiaromonte, przyjaźni, których początek sięga pierwszych lat współpracy z „Tempo presente”, do której zaproszono Polaka jako znawcę tematów wschodnioeuropejskich. Przyjaźnie te miały charakter intelektualny, ale dla pisarza były też ważne egzystencjalnie. O obu intelektualistach myślał, że byli emigrantami we własnym kraju. Silna była zwłaszcza jego więź z Silonem – człowiekiem „broniącym prawd, wartości i zasad”, posiadającym krytyczny dystans do ojczystej tradycji (Herling też nie był powściągliwy w krytycznym pisaniu o włoskiej kulturze), nieprzejednanym i bezkompromisowym, co więcej, biorącym odpowiedzialność za słowo. Tym większym ciosem była więc dla Herling informacja ujawniona w latach dziewięćdziesiątych, że w okresie 1919—1930 Silone miał być tajnym agentem faszystowskiego rządu i składać donosy nawet na najbliższe osoby.
Środkową część monografii zajmuje relacja ze związków Polaka z kilkoma współczesnymi włoskimi pisarzami i uwagi o odbiorze ich dzieł. Był oczarowany Moravią, u którego cenił wszak zmysł obserwacji i talent pisarski, lecz nie mógł zaakceptować politycznego konformizmu. Luigi Pirandello był z kolei dla Herlinga przykładem, jak spoglądać z zachwytem na przyrodę arkadyjskiej Sycylii, a zarazem podejmować namysł nad źródłem sycylijskiego pesymizmu, tragizmu czy fatalizmu, którego upatrywali obaj w sycylijskiej „greckiej strunie”. Giuseppe Tomasi di Lampedusa jawił się Herlingowi jako pisarz wyrażający przede wszystkim niemożliwość jakiejkolwiek zmiany na wyspie, której mieszkańcy są zafascynowani śmiercią. Stąd pisanie dla autora Geparda, podobnie jak dla Herlinga, jest wyzwaniem rzuconym śmierci i odbywa się w cieniu ustawicznej utraty, także kulturowej, dokonującej się w naszym życiu. Na czoło literatury sycylijskiej, i szerzej włoskiej, po śmierci Tomasiego di Lampedusa wysunie się w oczach Herlinga Leonardo Sciascia, bliski mu za sprawą literackiej techniki, poglądów politycznych i zainteresowań.
Dwoistość tytułu pracy Śniedziewskiej sugeruje, że idzie tu zwłaszcza o wątki biograficzne. Sam pisarz wskazywał zresztą klucz biograficzny jako metodę interpretacji swoich dzieł. Autorka zajmuje się szeroko kwestią kondycji obcego, wygnańca, wojennego emigranta, skazanego lub „skazującego się na egzystencjalną samotność”. Chodzi jednak także, na co wskazuje podtytuł omawianej monografii, o „ślady włoskich lektur”, inspiracje, zapożyczenia z włoskiej literatury. Autorka zapowiada we wstępie, że jej celem było opisanie inkulturacji pisarza z perspektywy historycznoliterackiej, jednak odnosi się wrażenie, że owym włoskim śladom przypisuje mniejszą wagę.