Czarna, naga jama
Katarzyna Sarek
Dół jest czwartą z kolei, drugą wydaną w Polsce powieścią Pyun Hye-young. Wielokrotnie nagradzana w kraju i wydawana za granicą koreańska pisarka po raz kolejny udowadnia, że potrafi tworzyć opowieści zaskakujące, nieoczywiste aż do ostatniej strony. Po pierwszym rozdziale Dołu spodziewamy się smutnej, choć równocześnie podnoszącej na duchu historii o człowieku, który stracił żonę oraz zdrowie, ale nie poddaje się i mozolnie walczy o powrót do świata. Jednak szybko przekonujemy się, że owszem, walka o odzyskanie sprawności odgrywa ważną rolę w narracji, ale o wiele istotniejsza jest stopniowo odsłaniana przeszłość głównego bohatera.
Oghi budzi się w szpitalu. Gdy dociera do niego, że miał wypadek, w wyniku którego został sparaliżowany i nie może mówić, a jego żona zginęła, rozpoczyna powolną, coraz mroczniejszą podróż w głąb siebie. Przed wypadkiem ma czterdzieści siedem lat, etat na uniwersytecie, wąską niszę zawodową – kartografię, w której wygodnie się umościł, i dostatnie, przyjemne życie. Sekundy nieuwagi na autostradzie (a może nie była to nieuwaga?) niweczą dorobek ponad dwudziestu lat pracy i starań. Okazuje się, że jedyną rodziną, jaka pozostała Oghiemu jest owdowiała teściowa, która codziennie go odwiedza i troszczy się o niego jak rodzona matka, zatrudnia opiekunkę, rehabilitanta, aranżuje każdy aspekt życia zięcia. Oghi jest wdzięczny – zresztą w jego sytuacji nie ma możliwości protestu – ale całkiem szybko przekonuje się, że teściowa nie jest aniołem miłosierdzia i pod pozorem opieki realizuje własny tajemniczy plan. Atmosfera staje się coraz cięższa, odchodzą opiekunka oraz rehabilitant, teściowa wprowadza się do domu Oghiego i krok po kroku zaczyna odcinać zięcia od świata zewnętrznego. Dlaczego na oknie chorego każe zamontować kraty, pod nim sadzi winorośl, a na środku ogrodu drąży coraz głębszą dziurę?
Czy nie może mu wybaczyć, że przeżył, podczas gdy jej jedyna córka zginęła? Czy porządkując szpargały jedynaczki, natrafiła na jej pamiętnik i znalazła w nim rozczarowanie? Czy oszalała z rozpaczy? Teściowa co prawda uspokaja zięcia: „Chcę, żebyś poczuł się lepiej. Czego innego mogłabym chcieć? Tego właśnie chciałaby moja córka, więc robię właśnie to, czego ona już nie może. Co by chciała robić. Co by zamierzała”, ale to na pozór uspokajające wyznanie budzi dreszcze i brzmi jak zawoalowana groźba, bo skąd wiadomo, czego chciałaby jej córka i co miała zamiar zrobić? Oghi zdaje sobie sprawę, że żona niekoniecznie chciałaby jego dobra… Gdy chory podejmuje desperackie próby kontaktu z kimkolwiek z zewnątrz, teściowa dusi je w zarodku i warczy: „Moja córka była wszystkim co miałam, a ja jestem wszystkim, co masz ty. Lepiej o tym nie zapominaj”.
Oghi na pewno nie zapomni, Oghi ma w końcu dużo czasu na myślenie. Jego zamknięty w nieruchomym ciele mózg pracuje sprawnie i funduje mu bezlitosną podróż w czasie. Oghi analizuje swoje małżeństwo – jednak nie było szczęśliwe, wspomina żonę – zawodził ją, zdradzał. Nawet spojrzenie z dystansu na karierę nie przynosi ukojenia – uniwersytet doskonale funkcjonuje bez niego, a koledzy z pracy wcale go nie opłakują. Jego życie przebiegało gładko, bez problemów, bo ślizgał się po powierzchni uczuć oraz relacji. Skupiony na własnym komforcie i karierze traktował innych instrumentalnie, a gdy trafiła mu się okazja, zdradził nawet własną kochankę.
Koreański tytuł powieści Hol zawiera nieprzetłumaczalną dwuznaczność, ponieważ znaczy „dół”, ale także „sam, samotny”. Niemożliwa do przełożenia na polski gra słów precyzyjnie oddaje treść książki, bowiem główną rolę w powieści odgrywa nie tylko tytułowy i okładkowy dół wykopany przez teściową na środku ogrodu. Równie ważna jest przeraźliwa samotność głównego bohatera, który już na długo przed wypadkiem wgramolił się do głębokiej jamy i tkwi w niej zwinięty w kłębek. Pyun ściąga warstwę po warstwie z jego życia, odsłaniając mrok codzienności, który od zawsze zalegał po kątach jego pięknego, zimnego domu. Wydobywa na światło dzienne ciemność, która drzemie w każdym z nas, konfrontując z nieuchronnym.u3