Neoliberalizm i robotnicy
Michał Rydlewski
Powrót do kwestii robotniczej czytałem, oglądając w telewizji obchody porozumień sierpniowych. To jeden z niewielu dni w roku, w którym mówi się, a właściwie „wspomina” (w podwójnym tego słowa znaczeniu) o robotnikach i warunkach ich pracy, związkach zawodowych oraz robotniczym charakterze rodzącej się Solidarności. Hale fabryczne, świetlice zakładowe, flanelowe koszule, kaski – to dla wielu ludzi, nie tylko młodych, obrazy martwej już historii, gdyż niemającej znaczenia dla współczesności. Czy aby na pewno?
Poznawczym oraz etycznym obowiązkiem jest, patrząc na Sierpień ’80, postawić szereg pytań. Co się stało z polską klasą robotniczą po okresie transformacji ustrojowej? Jak wprowadzono neoliberalne przemiany modelu pracy? Jak zniszczono robotniczą kulturę i dlaczego klasa dominująca pogardzała robotnikami? Dlaczego przestano mówić o robotnikach i w czyim to było interesie? Jak klasa robotnicza stała się medialnie niewidzialna? Czy jej gniew determinuje w jakiś sposób wybory polityczne?
Niestety istnieje niewielka liczba publikacji z zakresu nauk społecznych (poza książkami Elizabeth C. Dunn i Davida Osta), które opisywałyby i analizowały problematykę polskiej klasy robotniczej i jej przemian. Brak też takich, które próbowałyby odpowiadać na postawione wyżej pytania. Znalezienie analogii pomiędzy sytuacją klasy robotniczej we Francji i w Polsce nie stanowi większego problemu, dlatego recenzowana książka może być inspirująca dla polskiego czytelnika.
Stéphane Beaud i Michel Pialoux – autorzy Powrotu do kwestii robotniczej – przez kilkanaście lat, od początku lat osiemdziesiątych do końca dziewięćdziesiątych XX wieku, prowadzili badania socjologiczne w fabryce Peugeota w Sochaux- Montbéliard. Dzięki temu, że autorzy nie zamknęli się w zbyt wąskim obszarze socjologii pracy oraz dzięki wykorzystywaniu różnych metodologii, w tym etnograficznych, udało im się stworzyć interesujący obraz przemian kultury robotniczej. Jest ona siecią relacji pomiędzy fabryką, domem, szkołą a rynkiem pracy. To sieć, która nieustannie fluktuuje. Przykładowo zmiany w fabrykach wpływają na życie rodzinne. Powodują zacieranie się granic pomiędzy prywatnym a zawodowym, wytwarzają konflikty pokoleniowe itp. Francuskim socjologom udało się dobrze opisać realia pracy robotników.
To chyba najsmutniejsza część książki. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, choćby dzięki profesjonalizującemu się językowi zarządzania, który w gruncie rzeczy maskuje wyzysk robotników, praca w fabryce ma wciąż wiele wspólnego z praktyką tzw. tayloryzmu. Obszernie cytowane w książce fragmenty rozmów z robotnikami ukazują fabrykę jako miejsce nieustannego, acz „pluszowego” dyscyplinowania, nadzorowania i karania w rozumieniu Michela Foucaulta.
Celem władz koncernu jest rozmontowanie kultury i solidarności robotniczej, oporu wobec wyzysku, uczynienie z ludzi narzędzi maksymalizacji zysków. Opisy tego, jak zmęczeni – fizycznie i psychicznie – są robotnicy, jak wylęknieni, jak czują się przedwcześnie zestarzali, są naprawdę przejmujące (jedna z osób wprost mówi o przemianie robotnika w warzywo). Tego cierpienia nie da się zniwelować. Pozostają jedynie strategie jednostkowego oporu, takie jak bumelanctwo, „mały sabotaż” czy alkohol („wyłączenie” się z sytuacji pozwala ją lepiej znieść). Te wszystkie zachowania mają paradoksalnie ocalić poczucie godności czy wartości swojej osoby.
Reakcja na wyzysk jest analogiczna jak reakcja na świadomość, że wykonywana praca jest bez sensu, by przywołać tytuł książki Davida Graebera. Nie zrozumie się wewnątrzfabrycznej racjonalności tych działań z uprzywilejowanej pozycji kogoś, kto nie podziela takiego doświadczenia pracy, która alienuje i pozbawia człowieczeństwa. Ten opis wypalenia i zmęczenia robotniczego powinien być pretekstem do dyskusji nad zdrowiem fizycznym i psychicznym społeczeństwa francuskiego czy polskiego, którego sporą część tworzą właśnie robotnicy. W przedmowie do Powrotu do kwestii robotniczej Małgorzata Jacyno trafnie zauważa, że nie tylko klasa robotnicza jest wyzyskiwana, wyzyskiwani są także pracownicy branż niematerialnych, którzy cierpią m.in. na depresję, bezsenność, uzależnienia. To bardzo ważna obserwacja, wymaga jednak dwóch komentarzy.
Po pierwsze, o problemach ludzi pracujących w gospodarce niematerialnej, szczególnie fetyszyzowanej w Polsce klasy kreatywnej, sporo się mówi. Prywatny przemysł psychologiczny, zarówno profesjonalny, jak i nieprofesjonalny, jest nastawiony na odzyskanie przez nich psychiczno-mentalnego dobrostanu. Mają na to pieniądze, stać ich na mindfulness, kształtowanie uważności (zazwyczaj na samych siebie). Poza tym osoby te świetnie funkcjonują w narcystycznym świecie mediów społecznościowych: ich problemy są społecznie ważne i medialnie widzialne. O robotnikach społecznie i medialnie się milczy. A jeśli już się o nich mówi, najczęściej prywatnie, bo publicznie nie wypada, to z mocnym akcentem „chamofobicznym”: to niewykształcona masa nadająca się do młotka, zbyt nienowoczesna, bo lubiąca karkówkę z grilla i piwo z Biedronki, źle ubrana i śmierdząca, nieestetyczna (niewybielone zęby, brak modnej fryzury), co gorsza, głosująca na partie „populistyczne”. Dla liberalnych mediów nie są ważni, a dla części lewicy prawa robotników są tym ważniejsze, im dalej są oni geograficznie (stąd kryzys lewicy).
Po drugie, widać, że podlegając kapitalistycznym realiom pracy, zarówno materialnej, jak i niematerialnej, jesteśmy identycznie wyzyskiwani i kończymy tak samo: jako „wypalone społeczeństwo”, by użyć tytułu książki Byung-Chul Hana. Jeśli wszyscy jesteśmy wyzyskiwani, bo wszyscy gdzieś pracujemy, to dlaczego – rozpoznając tę sytuację – nie zjednoczymy się przeciwko wspólnemu wrogowi? Neoliberalny kapitalizm ma na to sposób: będzie dążył do mnożenia wielości naszych tożsamości i fetyszyzował sprawy światopoglądowe, aby coraz bardziej nas indywidualizować, wykorzeniać, a w efekcie czynić niesprawczymi w kwestii poprawy swego losu.
Powrót do kwestii robotniczej to w istocie książka o konieczności przywrócenia widzialności klasie robotniczej. W Polsce po 1989 roku klasa ta znika z krajobrazu społecznego i medialnego, staje się niewidzialna, wręcz wstydliwa. A jeśli się pojawia, to jako obiekt do upokorzenia i rytualnego okazania pogardy. Wszak robotnicy to „homo sovieticusy”, nierozumiejące nowego polskiego neoliberalnego kapitalizmu, ludzie „cywilizacyjnie zapóźnieni”. Tak mówiły o nich intelektualne elity (część czyni to do tej pory), które jeszcze do niedawna miały bronić ich interesów. Teraz już nie ma interesów klasowych, np. robotniczych, wszak każdy jest kowalem własnego losu. Dla neoliberalnych przemian funkcjonalnym było pozbycie się narracji klasowej. Być może bez rozmontowania pojęcia klasowości, a co za tym idzie poczucia wspólnotowości, przemiany te nie potoczyłyby się w tak brutalny sposób. W tym sensie Powrót do kwestii robotniczej to namowa do myślenia antyindywidualistycznego i systemowego, gdyż bez niego nie zrozumie się wielu kwestii społecznych, które wydają się problemami osobnymi i pochodzącymi z „różnych parafii”.