Kłamstwa, śmierć i psychoanaliza

Magdalena Roguska-Németh

Dom kłamczuchów Dezső Kosztolányiego to zbiór nowel, które ukazały się w pierwszych dziesięcioleciach dwudziestego wieku. Dostajemy więc do ręki tom zawierający teksty niemal stuletnie, co na pierwszy rzut oka może budzić wątpliwości co do ich aktualności. Wbrew pozorom jednak opowiadania węgierskiego pisarza to utwory ponadczasowe, aktualne tak dziś, jak i sto lat temu.

Dezső Kosztolányi to pisarz należący do tzw. wielkiego pokolenia „Nyugatu” (węg. Zachód), najważniejszego periodyku literackiego pierwszej połowy dwudziestego wieku, którego powstanie w 1908 roku uważa się za początek modernizmu na Węgrzech. Mowa o czasopiśmie, wokół którego skupiali się niemal wszyscy autorzy, liczący się na ówczesnej scenie literackiej. O wyjątkowej randze „Nyugatu” świadczy między innymi to, że aż do lat dziewięćdziesiątych minionego stulecia „oficjalna”, akademicka historia literatury periodyzowała literaturę pierwszej połowy dwudziestego wieku poprzez pokolenia rzeczonego czasopisma. Zmianę tego paradygmatu przyniósł dopiero koniec dwudziestego wieku, kiedy to wypracowano nową periodyzację literatury węgierskiej, opartą na modelu niemieckim, uwzględniającą pisarstwo klasycznego modernizmu, awangardy, późnego modernizmu oraz postmodernizmu. Okazało się wówczas, że wśród pisarzy związanych z „Nyugatem” o dorobkach literackich dotychczas uważanych za względnie równoważne byli tacy, których dzieła, z punktu widzenia dalszych dziejów węgierskiej literatury, lepiej wytrzymały próbę czasu. Takim autorem był właśnie Dezső Kosztolányi, twórca wyjątkowo wszechstronny, który pozostawił po sobie bogaty dorobek zarówno prozatorski, jak i poetycki. Jego twórczość liryczną historycy literatury zestawiają z utworami takich mistrzów europejskiej moderny, jak T.S. Eliot, Ezra Pound czy Gottfried Benn. Był on jednak równie utalentowanym nowelistą i to w tym tylko pozornie niewymagającym gatunku literackim osiągnął najwyższy poziom artyzmu.

W Domu kłamczuchów znalazło się w sumie pięćdziesiąt nowel, co w znacznym stopniu wydłużyło listę polskich tłumaczeń Kosztolányiego. Dotychczas polski czytelnik miał okazję poznać trzy powieści i dwa zbiory opowiadań (nie licząc tekstów zamieszczonych w „Literaturze na Świecie”). Wyboru nowel dokonała Teresa Worowska, autorka treściwego i pomocnego z punktu widzenia polskiego odbiorcy posłowia oraz tłumaczka wszystkich tekstów zamieszczonych w tomie. Znalazły się w nim opowiadania mniej i bardziej znane, część została przełożona na język polski po raz drugi. Zabrakło natomiast dwóch chyba najbardziej znanych nowel Kosztolányiego: Rozdziału dziewiątego, w którym bohater gawędzi z bułgarskim konduktorem, delektując się rozkosznym pomieszaniem języków przy budowie wieży Babel ze zbioru opowiadań o Kornélu Estim oraz słynnej Kąpieli, znanej bodaj każdemu średnio wykształconemu Węgrowi. Jak można wnioskować, celem Worowskiej niekoniecznie było zatem zaserwowanie polskiemu czytelnikowi reprezentatywnej próbki Kosztolányiego–nowelisty. Zamiast najbardziej rozpoznawalnych tekstów (z którymi polski czytelnik i tak miał już okazję zapoznać się we wcześniej wydanych tomach) w recenzowanym zbiorze znalazły się prawdziwe perełki: utwory mniej oczywiste, ale z pewnością godne uwagi. Takim opowiadaniem jest chociażby tytułowy Dom kłamczuchów, historia starej familii, której członkowie specjalizowali się w kłamstwach (sic!).

Opowiadania Kosztolányiego to nowele w słownikowym tego pojęcia znaczeniu. Charakteryzuje je zwięzłość, prostota i przejrzystość dynamicznej fabuły, zwieńczonej wyraźnym rozwiązaniem akcji. Ich bohaterami są ludzie przeciętni, pozornie nieciekawi i literacko mało atrakcyjni, z którymi dzieje się coś, co na zawsze zmienia (a jeszcze częściej kończy) ich życie. Jak czytamy w posłowiu, temat śmierci był zresztą jednym z częściej powracającym motywów w całej twórczości Kosztolányiego. Bohaterowie Domu kłamczuchów umierają w różny sposób: pod kołami automobilu (Mój przyjaciel Serb), zadźgani nożem (Sufler), złożeni chorobą (Melodia, Nieśmiertelna żona). Wielu z nich pozostaje w swoistym zawieszeniu między życiem a śmiercią, traci kontakt z rzeczywistością i nie pojmuje, co się z nimi dzieje. Bohater Zmór ucieka ulicami miasta goniony (nie wiedzieć czemu) przez zgraję pijanych robotników, podczas gdy w noweli pod tytułem Amalia młody mężczyzna przeżywa fascynację zmarłą kobietą, którą zna z fotografii stojącej na półce w domu jego rodziców. Utwory te są wyrazem typowego dla początku XX wieku zainteresowania psychoanalizą. W jej tajniki wprowadził zapewne Kosztolányiego jego nie mniej utalentowany literacko kuzyn, Géza Csáth, lekarz psychiatra i czołowy morfinista węgierskiej literatury.

Dom kłamczuchów na skrzydełku polskiego wydania reklamuje sam Sándor Márai, autor, którego polskiemu czytelnikowi przedstawiać nie trzeba. W 1958 roku napisał on w dzienniku: „Wielkość pisarska Kosztolányiego przekracza wszystko, co do tej pory czytałem z literatury amerykańskiej. A tu nigdy nie opublikowano ani jednej jego linijki”. Dziś twórczość Kosztolányiego znana jest już nie tylko w Ameryce, ale również w większości krajów europejskich, a nawet w odległej zarówno geograficznie, jak i kulturowo Japonii. W Polsce przed kilkoma laty wznowienia doczekała się jego powieść Ptaszyna. Świadczy to o niewątpliwej ponadczasowości jego dorobku, podobnie zresztą jak fakt, iż jest on nieustającym źródłem inspiracji dla współczesnego pokolenia pisarzy węgierskich. Za swojego mistrza uważał Kosztolányiego sam Péter Esterházy, czołowa postać węgierskiego postmodernizmu. W przedmowie do angielskiego wydania Ptaszyny (która zamieszczona została również w polskim przekładzie) pisał on o Kosztolányim jako o tym, który „zrobił chyba najwięcej, by dzisiejszy język węgierski był taki, jaki jest”. Trudno o lepszą rekomendację.