Pieska filozofia
Agnieszka Podpora
Od opowiadań raczej się w dzisiejszych czasach stroni, bo za krótkie, często niezborne, w rozkroku między anegdotą a czymś większym, więc ogólnie źle się sprzedają, w księgarni na dolnej półce. Łatwo przeoczyć, zwłaszcza gdy autora rozsławiły epickie powieści. W przypadku krótkich form Izraela Jehoszuy Singera byłby to jednak wielki błąd.
Bracia Aszkenazy, Josie Kałb czy Rodzina Karnowskich należą do kanonu literatury jidysz. Mimo że, podobnie jak twórczość Ester Singer Kreitman, nadal pozostają w cieniu dokonań najmłodszego z rodzeństwa, noblisty Izaaka Baszewisa Singera, to przede wszystkim te dzieła Izraela Jehoszuy znane są szerszej publiczności, w czym niebagatelną rolę odgrywa oczywiście dostępność polskich przekładów. Mało kto wie, że środkowy Singer, który w międzywojniu cieszył się sławą uznanego, poczytnego pisarza i wiódł prym w ówczesnym żydowskim światku literackim, parał się też publicystyką, a zaczynał od dramatu i krótkich form właśnie. Niemal po stu latach od publikacji możemy wreszcie cieszyć się, doskonałym nota bene, tłumaczeniem wczesnych opowiadań Izraela Jehoszuy Singera.
A jest to radość wielka, bo i przyjemności z lektury liczne. Na obcej ziemi to świetnie skomponowany, bardzo wyrazisty tom. Pomieszczone w nim opowiadania napisane na początku lat dwudziestych ubiegłego wieku tworzą dynamiczną całość, mimo że są bardzo różnorodne zarówno kompozycyjnie, jak i tematycznie. Singer nie tylko bowiem patrzy znacznie szerzej niż granice świata żydowskiego, co podkreśla większość komentatorów jego twórczości, ale pokazuje ów świat jako niezwykle zróżnicowany i elastyczny, na różne sposoby kształtowany przez silne nurty wydarzeń globalnych, trendów kulturowych i prądów filozoficznych. W zbiorze obok supernastrojowej, konwencjonalnej w najlepszym tego słowa znaczeniu opowieści o nauce w chederze, żydowskiej szkole religijnej dla młodych chłopców, z perspektywy tychże, znajdziemy na przykład historię ekscentrycznego, diabolicznego w swym cynizmie antykwariusza-fałszerza o wyjątkowo nieżydowskim imieniu Fabian. Obydwa teksty, choć zupełnie różne, są świetnie skomponowane i tak nasycone szczegółem, charakterem oraz nastrojem, że właściwie zupełnie nie żal fabuły. Z kolei doskonale ironiczne, a jednocześnie subtelne opowiadanie pod tytułem Żydzi traktuje – kto by się spodziewał – o anglikańskiej misji ewangelizacyjnej w Warszawie, gdzie nawracano między innymi żydów, kusząc darmowym jedzeniem i dachem nad głową. Oporni na nauki kandydaci do chrztu, przyciśnięci głodem, sytuacją życiową lub koniecznością wpasowania się w chrześcijańską większość, zostają w pewnym momencie pouczeni przez pastora nomen omen Fiszelzona, że „Jak chce się być dobrym chrześcijaninem, najpierw trzeba być porządnym Żydem”, zaś spoglądający z krzyża drewniany Jezus jawi się im jako „sędzia z małego żydowskiego miasteczka”.
Piętrowa ironia, dyskretny humor, groteska, elementy naturalistyczne, suspens, tropy pikarejskie i sentymentalne – zastosowane niezwykle umiejętnie i wplecione w wyważoną, dobrze przemyślaną kompozycję – sprawiają, że historie opowiadane przez Izraela Jehoszuę Singera porwą czułe czytelnicze serca i na długo zapadną w pamięć. Oprócz mistrzowskich, do głębi poruszających portretów bohaterów (Stare miasto, Krew) oraz przenikliwej obserwacji społecznej i historycznej (Na wolności, W drodze, Na obcej ziemi) utwory te cechuje coś jeszcze, co trudno nazwać, lecz łatwo zauważyć i zidentyfikować jako cechę pisania na wskroś nowoczesnego. Do opowiadań starszego z braci z Singerów wskakuje się bowiem jak do pędzącego dyliżansu, w pełnym biegu, w kontekst, który w dużej mierze musi być dorozumiany. Po dłuższej lub krótszej chwili szaleńczej jazdy po krętych bocznych uliczkach, gdzie raczej nigdy byśmy sami nie zawitali, zostajemy wyrzuceni na zakręcie, w najmniej spodziewanym momencie. Wsiedlibyśmy jeszcze chętnie na pokład, lecz w pobliżu widać już tylko kurz spod rozpędzonych kół.
Pod względem efektu Na obcej ziemi wytwarza swoistą rozkosz dezorientacji, oddania we władzę prymarnych instynktów i zmysłów. Przyjemność płynie tu nie z wędrowania pięknym szlakiem narracji i szerokich panoram, a z włóczęgi po bezdrożach z szeroko otwartymi oczami oraz nosem przy ziemi. Dlatego pod względem metody, zarówno pisania, jak i czytania, opowiadania starszego z Singerów realizują iście pieską filozofię. Dobrze uchwycił ją W.G. Sebald, mówiąc w jednym z wywiadów: „Jeśli chce się coś naprawdę znaleźć, trzeba poruszać się tak, jak – powiedzmy – pies łażący po polu. Kierując się podpowiedziami swojego nosa, pies przemierza teren w sposób całkowicie nieprzewidywalny. I z reguły znajduje to, czego szuka”. Tak dzieje się z Lukiem, wilczurem, którego oczami oglądamy rewolucję w opowiadaniu zamykającym Na obcej ziemi. Gdy jego strąceni ze świecznika państwo próbują poprzez tresurę uczynić go ostoją starego, dobrze znanego i jedynie słusznego porządku, który właśnie zawalił się razem z ich całym życiem, Luk urywa się z łańcucha i z samego dna udaje mu się wywęszyć drogę do starego domu, gdzie bezpiecznej przystani udzielają mu, o ironio, nowi mieszkańcy.
To, co znajdziemy my, dawszy się porwać zapomnianemu Singerowi na chaotyczną z pozoru, lecz jakże brawurową włóczęgę wyobraźni w świecie opowiadań z tomu Na obcej ziemi, to na pewno czysta rozkosz lektury, o którą wraz z upływem czasu i nawarstwianiem się różnorakich bagaży coraz trudniej. Jej głównym źródłem jest właśnie ta zwrócona nam na chwilę przez Izaaka Jehoszuę, a właściwa chyba tylko psom i dzieciom, wolność węszenia, niesystematycznego przemierzania przestrzeni i pochylania się nad rzeczami niewidocznymi z wysokiego poziomu spiesznego truchtu do celu. Dajmy się porwać tej rozkoszy, nie wiadomo, kiedy nadarzy się kolejna okazja.