Najkrótsza wojna w historii wojskowości
Alicja Piechucka
Terminem drole de guerre Francuzi określają to, co działo się w Europie Zachodniej od września 1939 roku do kwietnia roku następnego. „Dziwna wojna”, wojna bez wojny, poprzedziła rozpoczętą w maju kampanię francuską, obejmującą między innymi niemieckie uderzenie na Francję przez Ardeny oraz walki pod Sedanem i Dunkierką. 14 czerwca hitlerowcy wkroczyli do Paryża, a trzy dni później marszałek Pétain zaproponował III Rzeszy rozejm, podpisany w Rethondes 22 czerwca.
Kampania zakończyła się ostatecznie 25 czerwca. W maju i czerwcu miał miejsce tak zwany exodus 1940 roku: sześć milionów Francuzów opuściło swe domy, uciekając na południe przed nadciągającą armią niemiecką. Okres od kwietnia do czerwca 1940 roku wybrał francuski pisarz Pierre Lemaitre, tworząc Lustro naszych smutków. Powieść jest ostatnią odsłoną Dzieci katastrofy, „trylogii czasów międzywojnia”, której rewelacyjny pierwszy tom, Do zobaczenia w zaświatach, przyniósł autorowi Nagrodę Goncourtów, a także sławę i chwałę o międzynarodowym zasięgu.
„Ta dziwna, do niczego niepodobna wojna”, „najkrótsza wojna w historii wojskowości”, by posłużyć się określeniami pożyczonymi od samego Lemaitre’a, staje się tłem, na którym rozgrywają się perypetie czworga trzydziestolatków. Są zatem dwaj żołnierze, Gabriel, poważny i prostolinijny nauczyciel matematyki, i Raoul, zawodowy wojskowy i zawodowy oszust, posiadający niewiarygodną i, zważywszy okoliczności historyczne, bezcenną umiejętność przetrwania. Obaj stacjonują w forcie na linii Maginota, która miała chronić Francję w razie powtórki z pierwszej wojny światowej, a którą Niemcy, jak wiadomo, w 1940 roku po prostu obeszli. Jest Désiré, oszust nie tylko profesjonalny, lecz także genialny, który już przed niemiecką agresją świetnie sobie radził w różnych wcieleniach, ale któremu dopiero wojenne realia pozwolą w pełni rozwinąć skrzydła. Jest wreszcie Louise, nauczycielka, którą jedna nieroztropna decyzja zmusi do konfrontacji z własną historią rodzinną. Galerię postaci nawiązujących do najlepszych tradycji powieści łotrzykowskiej uzupełniają pan Jules, paryski restaurator, traktujący Louise jak córkę, oraz kochające się małżeństwo, Alice i strażnik miejski Fernand. Jak łatwo się domyślić, ścieżki bohaterów przetną się za sprawą wojny i exodusu, gdy Gabriel i Raoul zostaną, właściwie niesłusznie, oskarżeni o dezercję, Louise wybierze sobie nie najlepszy moment na odszukanie brata, o którego istnieniu nie miała dotąd pojęcia, a Désiré wykorzysta swe fenomenalne zdolności, by pomagać wewnętrznym i zewnętrznym uchodźcom.
„Historia – znów ta historia!”, wykrzykuje w epilogu Lustra naszych smutków Lemaitre. Już Do zobaczenia w zaświatach, olśniewające i bezlitosne rozliczenie z Wielką Wojną i jej pokłosiem, nie pozostawiało wątpliwości, że autor potrafi opowiadać wielką historię i wplecione w nią losy jednostek. Do pewnego stopnia dzieje się tak również w ostatniej części powieściowego tryptyku. Po nieco rozczarowujących i wymuszonych Kolorach ognia, drugiej części Lemaitre’owskiej trylogii, francuski pisarz częściowo odzyskuje formę, choć jednocześnie pozostaje ofiarą własnego sukcesu, wykorzystując sprawdzoną za pierwszym razem formułę i narażając się na nieuniknione porównania. Widać, że pisząc o wojnie, jest znowu w swoim żywiole. Pierwszy tom trylogii był ponadto opowieścią o brawurowym przekręcie; zarówno pierwszy, jak i drugi tom zaludniali też aferzyści z wyższych sfer. W Lustrze… wielkich skandali finansowych nie ma; jest tylko kradzież dużych pieniędzy. Pojawiają się za to dwaj szalbierze, jeden bardziej, drugi mniej wyrafinowany, obaj porażająco skuteczni. W dużej mierze dzięki nim autorowi znów udaje się ani przez chwilę nie znudzić czytelnika. Jak to zwykle u Lemaitre’a, narracja jest zręczna, wartka i filmowa, obfitująca w zwroty akcji, a także z francuska urokliwa i zabawna pomimo powagi podejmowanej tematyki. Laureat najważniejszej frankofońskiej nagrody literackiej tworzy prozę w nieco starym stylu, na który część pisarzy i krytyków kręci dzisiaj nosem. Efektem jest beletrystyka przygodowa i pikarejska, mająca w sobie coś z rozmachu i dbałości o szczegóły charakteryzujących epickie freski, jak Balzakowska Komedia ludzka czy Nędznicy Victora Hugo, przywołani na kartach Lustra… kilkakrotnie.
Lustro naszych smutków jest powieścią dobrą, wdzięczniejszą niż Kolory ognia, ale pozbawioną artystycznej i etycznej głębi Do zobaczenia w zaświatach. Tam Lemaitre był moralistą, raz bezpardonowym i przejmującym, innym razem ciepłym i dowcipnym, ale zawsze sprawiedliwym. W poruszający sposób ukazywał ludzi wciągniętych w tryby historii i z chirurgiczną precyzją punktował rządzące nią prawa. W utworze stanowiącym kodę trylogii, historii jest pozornie bardzo dużo, ale tak naprawdę stanowi ona raczej sprawnie namalowane tło i motor akcji niż przedmiot zasadniczych rozważań. Lustro… to zbiór scenek rozgrywających się w przełomowym momencie dziejowym, w wielu przypadkach świetnie skonstruowanych, ale jednak tylko scenek. Czekając na trzecią część Dzieci katastrofy, spodziewałam się, że Lemaitre zmierzy się w niej z czarną kartą francuskiej przeszłości: z okupacją, kolaboracją, rządem Vichy i współodpowiedzialnością swoich rodaków za Holokaust. Wybór przedziału czasowego pozwolił mu uniknąć konfrontacji z tą problematyką. Powieść historyczna to oczywiście nie podręcznik historii, a autor ma carte blanche, jeśli chodzi o selekcję materiału. Nie zmienia to faktu, że skupiając się na kampanii francuskiej i exodusie, Lemaitre z jednej strony w jakimś sensie ułatwił sobie zadanie, a z drugiej ukazał swój naród w lepszym świetle, niż na to zasługuje. W rezultacie otrzymujemy obraz, na który składają się dzielni, choć źle dowodzeni żołnierze i umęczeni uchodźcy. O Pétainie wspomina się tu jakby mimochodem, a o kolaborantach siłą rzeczy wcale, bo opowieść w zasadzie urywa się w czerwcu 1940 roku. Analiza mechanizmów polityczno-społecznych ogranicza się właściwie do komicznych partii poświęconych temu, co Désiré wyprawia w Ministerstwie Informacji, które – w trosce o morale wojska i społeczeństwa w obliczu nieuniknionej francuskiej klęski – zajmuje się tak naprawdę dezinformacją i propagandą.
Siłą Lustra naszych smutków są postaci: bardziej ludzkie niż bohaterowie Kolorów ognia i może nawet pod pewnymi względami ciekawsze niż protagoniści Do zobaczenia w zaświatach. Idę o zakład, że powieść doczeka się ekranizacji, podobnie jak dwa pierwsze tomy Dzieci katastrofy. Rola Désirégo – błyskotliwego i złotoustego kameleona, charyzmatycznego artysty bez dzieła – będzie polem do popisu dla któregoś z obdarzonych galijskim charme’em aktorów znad Sekwany. Interesującą osobowością jest również Raoul, człowiek dziwny, dobry-zły, brutalny i bezwzględny, gdy chodzi o – drobne w sumie – szwindle, ale jednocześnie niezwykle odważny i lojalny w sytuacjach ekstremalnych. Ujmujący są też pan Jules i Fernand, ciepli, zacni i zdolni do romantycznych uczuć. Bohaterek w powieści nie brakuje, ale potwierdzają stawianą przeze mnie już wcześniej tezę, że tworzenie postaci kobiecych nie jest mocną stroną Lemaitre’a. Było i jest nią natomiast ukazywanie wagi relacji międzyludzkich i braterstwa. Polski przekład Lustra naszych smutków ukazał się w roku, w którym za naszą granicą wybuchła wojna równie bestialska jak ta z 1939 roku, zmuszając miliony przerażonych ludzi do szukania schronienia z dala od własnych domów. Wartości, o których przypomina Lemaitre, są aktualne do bólu.