Niegdysiejsza ja
Alicja Piechucka
O tym, że w życiu wielkie nadzieje oznaczają często wielkie rozczarowania, wiedział już Charles Dickens, który dał temu wyraz w jednej ze swych klasycznych powieści. Nadmierne oczekiwania miewamy jednak nie tylko w stosunku do życia, lecz także do literatury, po której spodziewamy się często zbyt wiele, bazując na reputacji twórców, zapowiedziach wydawniczych i ciekawych pomysłach na książki. Z ich realizacją w praktyce bywa różnie.
Ostatnio przekonałam się o tym po raz kolejny podczas lektury Wspomnień przyszłości. Autorka książki, Amerykanka Siri Hustvedt, która pracę doktorską napisała notabene o Dickensie, bywa określana jako „literacka gwiazda”, „pisarka światowej sławy”, a nawet „wielka pisarka”. Wspomnienia… spotkały się z entuzjastycznymi recenzjami, których fragmenty, co zrozumiałe, skwapliwie przytoczono w polskim wydaniu. Zestawienie tych dytyrambów z własnymi wrażeniami każe mi myśleć o głównej bohaterce powieści Hustvedt, którą pochwały krytyków pod adresem utworów jej zdaniem słabych skłaniały ku przypuszczeniu, „że albo ręka rękę myje, albo znakomitości są ignorantami”. Nie posądzam o ignorancję J.M. Coetzeego, noblisty w dziedzinie literatury i literaturoznawcy zarazem. Chcę nawet wierzyć, że wyrażona przez niego pochlebna opinia na temat Wspomnień… nie ma nic wspólnego z jego przyjaźnią z Paulem Austerem, czołowym amerykańskim pisarzem, a prywatnie mężem Hustvedt. Tym niemniej pozostanę przy własnym zdaniu.
Protagonistka i zarazem narratorka książki tak podsumowuje memuary bogatej, lecz niezbyt mądrej damy z nowojorskiej socjety, których ghostwriterką była: „Książka jest powieścią wielowątkową, fikcją literacką jak wszystkie autobiografie”. Mniej więcej to samo można by powiedzieć o omawianej tu powieści. Analogie pomiędzy Hustvedt a jej bohaterką, znaną jako S.H. lub Minnesota, nie sprowadzają się do posiadania takich samych inicjałów ani do tego, że obie pochodzą ze stanu, któremu druga z nich zawdzięcza przydomek. Wspomnienia… mają też nie tylko wielowątkową, lecz wręcz wielopoziomową strukturę. Zgodnie z tym, co sugeruje tytuł powieści, sześćdziesięcioletnia S.H. wraca w niej pamięcią do końca lat siedemdziesiątych. Wtedy to postanowiła zrobić sobie roczną przerwę pomiędzy studiami licencjackimi i magisterskimi, przenieść się z Minnesoty do Nowego Jorku, napisać powieść, a także szukać przygód intelektualnych i erotycznych. Udało jej się osiągnąć wszystkie cele z wyjątkiem trzeciego. Narracja, prowadzona z perspektywy drugiej dekady dwudziestego pierwszego wieku, obejmuje reminiscencje młodości, ale także dzieciństwa spędzonego na Środkowym Zachodzie oraz teraźniejszość dojrzałej kobiety i pisarki. Narracja ta splata się ponadto z fragmentami dziennika, który Minnesota prowadziła podczas owego formacyjnego roku, oraz kartami powieści, która nigdy wcześniej nie ujrzała światła dziennego. Jakby tego było mało, osobny wątek stanowi historia Lucy, straumatyzowanej sąsiadki, której jeremiady fascynują dwudziestoletnią S.H. I na tym jednak nie koniec, ponieważ na fabularnym stelażu rozpięte są liczne refleksje o charakterze metaliterackim oraz te dotyczące czasu, pamięci i kondycji kobiet, poparte obfitymi odniesieniami do literatury, filozofii, a nawet fizyki. Oprócz wspomnianych tekstów autorstwa młodszej i starszej Minnesoty oraz dygresji filozoficznych i rozmaitych nawiązań do dziedziny, której Hustvedt poświęciła gros swojego życia zawodowego, mamy tu cytaty i zbliżenia na biografie paru tuzów literatury i literaturoznawstwa. Są to Mary Wollstonecraft Shelley, Paul de Man i przede wszystkim Elsa von Freytag-Loringhoven, postać faktycznie fascynująca i dopiero odkrywana przez znawców kultury i sztuki. Osią całości ma być konfrontacja „starej narratorki” z tą, która zostaje określona jako „niegdysiejsza ja”, lub, jak kto woli, konfrontacja „przyszłości, która jest teraz przeszłością”, z młodością. W centrum zainteresowań Hustvedt są też, jak łatwo się domyślić, implikacje niezbyt skądinąd odkrywczej prawdy, że „wspomnienie zawsze zawiera się w teraźniejszości”.
Szkopuł w tym, że efektem tego skomplikowanego literackiego przedsięwzięcia jest książka moim zdaniem nie najlepsza i niespecjalnie interesująca. Rozumiem doskonale, co zrobiło wrażenie na recenzentach i zapewne zrobi też wrażenie na wielu czytelnikach. Siła Wspomnień… tkwi w ich mocno wyeksponowanym ładunku intelektualnym, którego nie zamierzam kwestionować, ale którego bym nie przeceniała, bo ani sam w sobie nie jest porażający, ani nie jest w stanie zamaskować słabości całego utworu. Erudycja, której blask z pewnością oślepi laików, a i niejednego krytyka może, jak widać, przyprawić zawrót głowy, nie wstrząśnie kimś, kto posiada takie samo lub lepsze przygotowanie intelektualno-akademickie jak autorka, skądinąd oczywiście świetnie wykształcona i oczytana.
Prawda jest taka, że konstruując swoją powieść w sposób pozornie bardzo ambitny, Hustvedt znacznie ułatwiła sobie zadanie. Nie jestem pewna, czy na czterystu stronach udałoby jej się rozwinąć którąkolwiek z warstw utworu, nie obnażając jednocześnie mankamentów każdej z nich. Zapewne świadoma tego pisarka, mająca na koncie, obok tomiku poezji i wielu tekstów niebeletrystycznych, sześć powieści, dodaje więc do siódmej z nich wszystko, co się da. Nie ogranicza się zresztą do treści czysto tekstualnych. Wspomnienia przyszłości są bowiem ilustrowane rysunkami jej autorstwa, które sama określa jako bazgroły, a ja przez grzeczność nie zaprzeczę.
Minnesota z ironią odrzuca tytuł Moje interesujące życie, zaproponowany przez kobietę, która wynajęła ją do spisania własnych wspomnień. Równie ironicznie brzmiałby on w odniesieniu do wybranego przez nią roku z jej własnej młodości, podczas którego miało miejsce kilka dramatycznych sytuacji, ale nic naprawdę pasjonującego się nie wydarzyło. Codzienność i przemyślenia składające się na „portret artystki z czasów młodości”, sylwetki jej przyjaciół i kochanków (a nawet babci jej przyjaciółki) oraz relacje z paru intelektualno-artystycznych eventów nie wystarczyłyby do stworzenia ciekawej całości, a już na pewno musiałyby zostać ujęte w ciekawszy sposób. Opowieść o życiu na Środkowym Zachodzie początku drugiej połowy dwudziestego wieku ma być może potencjał, ale nie zostaje on wykorzystany. O swojej bieżącej sytuacji S.H. pisze w sposób nużący. Powieść detektywistyczna dla młodzieży, nad którą pracuje dwudziestoletnia bohaterka, ma zapewne być zabawna, a jest dość irytująca. W historii Lucy drażnią aspekt ezoteryczno- -okultystyczny i drewniany sposób przedstawienia dramatycznych wydarzeń z życia tej postaci. Konfrontacja dawnego i nowego ja jest w dużym stopniu nominalna: niewiele z niej tak naprawdę wynika, ponieważ summa summarum o ewolucji bohaterki na przestrzeni czterech dekad nie dowiadujemy się aż tak wiele. Wspomnienia przyszłości jako całość sprawiają ponadto wrażenie utworu wymuszonego, któremu brakuje lekkości i naprawdę spójnej koncepcji, choć wszystkie warstwy pozornie ściśle łączą się ze sobą.
W moim przekonaniu stosunkowo najlepiej bronią się dwa aspekty powieści Hustvedt. Pierwszym z nich jest autotematyzm Wspomnień przyszłości: uwagi dotyczące niuansów warsztatu pisarskiego i procesu twórczego mogą szczególnie zainteresować literatów i literaturoznawców. Drugi aspekt wiąże się z feministyczną wymową wszystkich warstw fabuły. Kluczowe znaczenie mają w tym przypadku próba gwałtu, której ofiarą pada młoda Minnesota, krzywdy psychiczne i fizyczne wyrządzone Lucy przez byłego męża oraz biografia Elsy von Freytag-Loringhoven, która z dużym prawdopodobieństwem była prawdziwą autorką słynnej Fontanny przypisywanej Marcelowi Duchampowi. Hustvedt poświęca sporo uwagi zagadnieniom feministycznym i choć robi to w literackiej formie, która nie rzuca na kolana, udaje jej się nadać własnym refleksjom i spostrzeżeniom silny wydźwięk. Przemoc wobec kobiet, jak przypomina amerykańska autorka, to nie tylko przemoc seksualna czy domowa; to także przemoc intelektualna, polegająca na protekcjonalnym traktowaniu kobiecych umysłów, której dopuszczają się zarówno „Wielcy Mężowie”, luminarze środowisk elitarnych i akademickich, jak i młodzi adepci wiedzy i sztuki. Elsa nie jest oczywiście odosobnionym przypadkiem; „dziewczyn i kobiet okradzionych z inteligencji i dzieł” jest więcej. Przekaz Wspomnień przyszłości wydaje się w tej kwestii jasny: kobiety muszą wyrabiać w sobie asertywność i zwalczać nieuzasadnione poczucie winy, które odczuwają nawet wtedy, gdy są ofiarami. Tylko tak mogą stawić czoło przeciwnościom wynikającym z podkreślanej w powieści Hustvedt niezaprzeczalnej prawdy: „Świat kocha silnych mężczyzn i nienawidzi silnych kobiet”.