Czułość widmowej skały

Alicja Piechucka

Ze wszystkich pisarzy Południa ona ma największą szansę wytrzymać próbę czasu. (…) Jej genialna proza jest jednym z niewielu osiągnięć naszej drugorzędnej kultury”. Tak twórczość Carson McCullers podsumował jej rodak i kolega po fachu Gore Vidal.  Końcowe stwierdzenie jest dyskusyjne, bo Stany Zjednoczone, faktycznie często oskarżane o antyintelektualizm, bezrefleksyjność i prostactwo, dały ludzkości nie tylko jazz, wspaniałą kinematografię i wiodące szkoły nowoczesnego malarstwa i architektury, ale także – a może przede wszystkim – jedną z największych i najbardziej różnorodnych literatur świata. Trudno natomiast polemizować z oceną, jaką Vidal wystawił McCullers. Zmarła w wieku zaledwie pięćdziesięciu lat autorka powieści i opowiadań była postacią tragicznie dotkniętą przez los i zarazem obdarzoną fenomenalnym talentem. Potwierdza to lektura Komu ukazał się wiatr?, obszernego tomu zawierającego krótkie prozy McCullers, a także dwa z pięciu jej utworów klasyfikowanych zazwyczaj jako powieści. Zbiór jest częścią serii „Opowiadania amerykańskie”, zainicjowanej niedawno przez wydawnictwo „Czarne”. Zarówno sama seria, jak i wybór tej konkretnej autorki to strzały w dziesiątkę. Amerykanie są bowiem mistrzami gatunku, a McCullers mistrzynią nad mistrzyniami i mistrzami.

Czytanie McCullers dziś, gdy od jej śmierci minęło przeszło poł wieku, potwierdza słuszność przepowiedni Vidala. Zebrane w omawianym tomie fikcje nie pozostawiają wątpliwości, że była ona jednym z najciekawszych głosów powojennej literatury amerykańskiej. Dziewiętnaście opowiadań i dwie mikropowieści, Ballada o smutnej kawiarni oraz W weselnym gronie – wydane wcześniej w innych przekładach jako Ballada o smutnej knajpie i Gość weselny – budzą zdumienie, zachwyt i poczucie obcowania z prozą, której słabości niełatwo wskazać, ponieważ prawdopodobnie ich nie ma lub mieszczą się co najwyżej w sferze subiektywnych opinii. Należy ponadto wziąć pod uwagę, że składające się na tom teksty wyszły spod pióra osoby młodej lub wręcz bardzo młodej: większość powstała, gdy McCullers nie miała jeszcze trzydziestu lat, a pierwsze dziesięć, zanim ukończyła dwudziesty rok życia. Choć tytuł jednego z jej juweniliów, Wunderkind, dotyczy młodziutkiej adeptki pianistyki (którą McCullers zresztą też była, nim zajęła się literaturą), równie dobrze może się on odnosić do samej autorki. Ostatecznie jednak wiek pozostaje tu sprawą drugorzędną, bo taki stopień kontroli i wirtuozerii na poziomie treści i formy jest rzadko spotykany w literaturze, również tej autorstwa dojrzałych tuzów. Przeżywający chroniczny kryzys twórczy bohater tytułowego opowiadania zbioru skarży się, że „pisarz musi ciosać widmową skałę”; jeśli trzymać się tej metafory, McCullers była rzeźbiarką doskonałą.

Posługując się językiem pozornie bezpośrednim, lecz w rzeczywistości wypracowanym, obrazowym i metaforycznym, McCullers tworzy prozę zdradzającą niezwykłą przenikliwość i błyskotliwość. Jest taka jak niegdyś protagonista wspomnianego właśnie opowiadania: „A przecież był czas (jak dawno temu?), gdy dzięki byle piosence z rogu ulicy lub jakiemuś głosowi z dzieciństwa panorama pamięci tak kondensowała przeszłość, że to, co przypadkowe i faktyczne, przeistaczało się w powieść, w fabułę… był czas, gdy pusta kartka przyzywała i porządkowała wspomnienia, a Ken czuł, jak objawia się widmo jego mistrzowskiego kunsztu”. Fikcje amerykańskiej prozaiczki przynoszą takie właśnie uczucie harmonii, choć nie zawsze udaje się dokładnie określić, czemu należy je przypisać: może chodzić na przykład o wyczulenie autorki na mimikę twarzy, gesty i mowę ciała czy o jej umiejętność pisania o muzyce i dźwiękach w ogóle. Lista atutów jest oczywiście dłuższa, a ich suma daje po prostu wybitną i ponadczasową twórczość.

Siła omawianych tu utworów zasadza się przede wszystkim na tym, że amerykańska pisarka stosuje strategię „zero efekciarstwa”. Jej prozy są wolne od fałszywych nut – by posłużyć się terminologią muzyczną, z której nierzadko i po mistrzowsku korzysta – ale też pozbawione fajerwerków. McCullers po prostu snuje opowieść, przybierając czasem nieco gawędziarski ton, ale i z tym nie przesadzając. Jej głos brzmi przekonująco i bezpretensjonalnie, choć jest zarazem precyzyjny i wyrafinowany. Specjalnością amerykańskiej prozaiczki są pojedyncze, wplecione w tok narracji zdania, których nie da się zapomnieć. Narratorka Podwórka za Osiemdziesiątą Zachodnią, obserwująca z przejęciem niedole swoich sąsiadów, zauważa w końcu: „Bo widzicie, my wszyscy w tych mieszkaniach z widokiem na podwórko patrzyliśmy, jak inni śpią, ubierają się i w ogóle spędzają część życia wolną od pracy, ale nigdy nie rozmawialiśmy”. O bohaterce innego utworu dowiadujemy się, że „w jej nerwach drgał jazzowy smutek”. W jeszcze innym protagonistka szykująca się do walki na pięści z byłym mężem może się poszczycić „nie tylko talentem bokserskim, ale także tym, że umi[e] podłamać wroga, strojąc srogie miny i wydając wściekłe odgłosy, które chwilami trwoż[ą] nawet widzów”. McCullers jest w zasadzie pisarką minimalistyczną, ale jej minimalizm porusza do głębi, i na poziomie czysto literackim, i bardziej zwyczajnym, ludzkim.

Tak dochodzimy do tego, co jest zapewne sednem prozy McCullers i literatury w ogóle: do opowieści o ludziach lub, jak ujmuje to narratorka opowiadania Korespondencja, o „życiu i innych sprawach”. Cytat hołdowniczy i zarazem tytuł najsłynniejszej powieści pisarki, Serce to samotny myśliwy, jeden z najpiękniejszych w literaturze amerykańskiej, wskazuje lejtmotyw jej twórczości: samotność, która towarzyszy dojrzewaniu, ale także odmienności; której przyczyny mogą być rozmaite, ale która staje się źródłem marginalizacji i cierpienia. Bohaterowie i bohaterki Komu ukazał się wiatr? to dzieci lub nastolatkowie wchodzący w dorosłość, sieroty, Żydzi i Afroamerykanie, artyści, osoby o nietypowej fizyczności albo niewpisujące się w tradycyjne schematy dotyczące płci, alkoholicy, ludzie schorowani lub borykający się z problemami emocjonalnymi. Krótki fragment dialogu między czarną gosposią a dwójką białych dzieci z mikropowieści W weselnym gronie mógłby w zasadzie służyć za motto całego tomu: „O czym to my gadalim? – O dziwnościach”. Postaci zaludniające zbiór sporo zatem łączy, co nie zmienia faktu, że cechuje go jednocześnie duża różnorodność, a każdy kolejny tekst przynosi świeże i nieco zaskakujące doświadczenie lektury.

Zebrane w Komu ukazał się wiatr? opowiadania cechują uniwersalność i aktualność poruszanej w nich problematyki. Jednocześnie jednak koloryt lokalny jest w nich silnie obecny. Z tego względu umieszczenie na okładce reprodukcji obrazu Andrew Wyetha, malarza wspaniałego, ale związanego z północnym wschodem Stanów Zjednoczonych, wydaje mi się niezbyt trafne. Pochodząca z Georgii McCullers sytuuje akcję części swych proz na Głębokim Południu, w regionie, który wydał wielkich pisarzy, ale też zapisał się w historii jako siedlisko niewolnictwa, rasizmu, przemocy i niesprawiedliwości społecznej. Genialnie zostało to ukazane w opowiadaniu Nietutejsi, w którym nie dzieje się niemal nic, a jednak zostaje powiedziane wszystko – i o relacjach rasowych w byłych stanach konfederackich, i o antysemityzmie na świecie. Utalentowana córka Południa nie żałowała sobie, pisząc o rodzinnych stronach. Prorokinią we własnym kraju nie była, a Południe jej nie kochało. Nie mogło, ponieważ Dixie w ujęciu McCullers to kraina zapyziała i dość odpychająca, naznaczona brudem, ubóstwem i nierównościami, niewolna od nadużyć i patologii, skłonna do zabobonów i absurdów, deprymująca dla białych o szerszych horyzontach, opresyjna dla czarnych. Synekdochami takiego właśnie Południa są miejscowości, w których rozgrywają się Ballada o smutnej kawiarni i W weselnym gronie, kanoniczne teksty nurtu zwanego „południowym gotykiem”, reprezentowanego także przez Williama Faulknera, Flannery O’Connor, Trumana Capote i Tennessee Williamsa, za znaki rozpoznawcze mającego groteskę i makabrę, a często też fantastykę.

Fikcje McCullers wywołują przygnębienie, lecz także uśmiech lub wręcz śmiech – komizm to kolejna mocna strona pisarki, którą trudno generalnie uznać za optymistyczną. Niewiele utworów literackich wzbudziło we mnie taką wesołość jak Ballada o smutnej kawiarni, hiperboliczna i kuriozalna historia miłosnego trójkąta, tworzonego przez nietuzinkową, „niekobiecą” kobietę, niskorosłego, garbatego i wrednego człowieka, którego obdarzyła głębokim uczuciem, oraz odrzuconego przez nią byłego męża, najpiękniejszego mężczyznę w okolicy. Zabawne momenty odnaleźć można także w zasadniczo smutnym południowym Bildungsroman W weselnym gronie, którego bohaterka, niespełna trzynastoletnia chłopczyca Frankie Addams, jest po prostu niemożliwa. Trudno się nie uśmiechnąć i nie wzruszyć, czytając opowiadanie Madame Zilensky i król Finlandii, w którym uznana kompozytorka i matka trojki dzieci konfabulowaniem rekompensuje sobie niedostatki życia poświęconego wymogom sztuki. Opowieść o uroczej mitomance dobrze ukazuje jeszcze jedną, być może najważniejszą cechę pisarstwa McCullers: czułość, z jaką przygląda się ona swoim postaciom, udzielającą się również tym, którzy jej prozę czytają. u3