Tęsknota za Schulzem

Paweł Panas

Wychowałem się w domu, w którym niemal na porządku dziennym było – jakkolwiek dziwnie to zabrzmi – rozmawianie o życiu i twórczości Brunona Schulza. Tematy te powracały wielokrotnie, w najróżniejszych odsłonach i kontekstach. Nieco tylko metaforycznie rzecz ujmując: w naszym domu, chcąc nie chcąc, oddychało się atmosferą sklepów cynamonowych, ową szczególną mieszanką nęcących osobliwości, wszelkiej maści tajemnic oraz poruszeń zmysłów i wyobraźni. Wszystko to za sprawą ojca, który – niczym ojciec z opowiadania Schulza – „był już zatracony, zaprzysiężony tamtej strefie”. Dopiero dzisiaj zaczynam rozumieć tę pasję i to zaangażowanie, nawet jeśli wciąż nie potrafię lub nie chcę ich podzielać.

Z tego okresu nieuchronnie, na dobre i na złe, wyniosłem zarówno dystans wobec samego pisarstwa autora Sanatorium pod klepsydrą, jak też predylekcję do określonego typu lektury jego dzieła. Studiując kolejne prace poświęcone Schulzowi, a powstaje ich wciąż więcej i więcej, szukam – chyba nie do końca świadomie – wrażliwości interpretacyjnej podobnej do tej, jaką mam zakodowaną i która stała się częścią mojej formacji. Zdarza się, że nie odnajduję jej i odkładam książkę lub artykuł, nieprzekonany, czasami być może nawet trochę zawiedziony. Oczywiście więcej to mówi o uwarunkowaniach mojej lektury niż o samych tekstach. Nie chodzi tu bowiem wyłącznie o obiektywne kryteria. Czytanie Schulza i o Schulzu chyba już zawsze będzie miało dla mnie subiektywny, wyjątkowo osobisty wymiar. Nic na to nie poradzę.

Kiedy więc otwierałem Tęsknotę za istotnością. O prozie Brunona Schulza, wydany przez „Austerię” w 2024 roku dosyć niepozorny tomik szkiców Wojciecha Ligęzy, towarzyszyły mi jednocześnie rezerwa i ciekawość, których nieco paradoksalny splot ulegał stopniowemu rozluźnieniu z każdą kolejną przeczytaną stroną. Dystans malał i malał, a mój entuzjazm wciąż rósł. W szkicach krakowskiego badacza odnalazłem bowiem ten sam rodzaj wrażliwości na Schulzowską prozę, ten sam sposób jej rozumienia, które są mi szczególnie bliskie. Nie chodzi tu jednak wyłącznie o emocje – te z reguły bywają ulotne i nietrwałe. Szkice Ligęzy – co równie ważne, jeśli nie najważniejsze – przede wszystkim dają do myślenia, otwierają nam oczy, intelektualnie prowokują i jednocześnie inspirują do ponownego sięgnięcia (który to już raz?) po tom prozy autora Sanatorium pod klepsydrą. W trakcie lektury Tęsknoty za istotnością sięgnąłem tam i ja.

Pierwszy z trzech szkiców składających się na ten tomik Ligęza poświęca Jesieni. Noweli, w której Schulzowi udało się pochwycić i wyrazić w materii językowej szczególny moment przesilenia, przełomu egzystencjalnego w przedziwny sposób, na sobie tylko znanych zasadach stowarzyszonego z prawami natury. Krytyk z dużą uwagą i wyczuciem śledzi i opisuje metaforyczne transformacje i przenikanie obu sfer w noweli Schulza. Moment owego przesilenia – co ważne – nie podlega prawom natury, ale niejako współistnieje z nimi, otwiera świat i tekst na inny, transcendentny wymiar. Tajemnica jest istotą literatury (sztuki), tajemnicą owiane są ludzkie losy i relacje, tajemnicza jest wreszcie nietrwała materia, z której utkana została nasza codzienność. I nie chodzi tu o karnawałowe, jarmarczne w istocie rozumienie tego terminu. Prześwitem tajemnicy może być bowiem najbardziej banalny i pozornie nieistotny element rzeczywistości. Prawdziwą stawką jest Tajemnica, która ostatecznie wymyka się poznaniu rozumowemu i zmysłom. Pisze Ligęza: „W tym myśleniu artystycznym ważną rolę odgrywa semantyka przesilenia – przejścia pomiędzy porami roku i fazami życia ludzkiego – zakorzenionymi w formach kultury oraz semantyka zdobyczy i utraty, zbliżania się do tajemnicy tajemnic, i rozpraszania zdobywanych znaczeń. »Tęsknota do istotności«, nie zaś finalny rezultat, jakim byłoby dotarcie do istoty, wyznacza horyzont poznawczy w prozie Brunona Schulza”.

A zatem problematyka poruszona przez Ligęzę w otwierającym tekście ma kluczowe znaczenie dla zrozumienia wizji i sztuki pisarskiej autora Sanatorium pod klepsydrą (nie jest przypadkiem, że to właśnie tytuł pierwszego szkicu stał się tytułem całego tomiku) – „wglądanie pod powierzchnię rzeczy, poetyckie fantazjowanie metafizyczne” stanowią wszak fundamenty Schulzowskiej prozy. Zwróćmy jednak uwagę na to, w jaki sposób zostały tutaj rozłożone akcenty. Tytułowa tęsknota jest wyrazem niespełnienia, ale takiego, które jest na swój sposób pożądane. Niespełnienie stanowi niewyczerpane źródło życiowych impulsów, ponieważ sensem egzystencji staje się poszukiwanie odpowiedzi na pytania bez odpowiedzi. Na pierwszy rzut oka jest to wizja z gruntu pesymistyczna, ale przecież ów pesymizm zrównoważony został przez swoisty heroizm objawiający się w ponawianiu prób uchwycenia przy pomocy literatury istoty wciąż zmieniającej się rzeczywistości. Jest to – jak pisze Ligęza – działanie podejmowane „nawet bez wiary w powodzenie”. Nie chodzi więc o ostateczne i niekwestionowane przeniknięcie tajemnicy świata, co i tak nie jest możliwe. Prawdziwym powołaniem pisarza, także jego bohaterów, jest cierpliwe składanie większego obrazu z najmniejszych elementów, poszukiwanie odpowiedzi, a tym samym, jak napisał Schulz w Republice marzeń, współtworzenie suwerennego terytorium poezji: „Dzieło Błękitnookiego nie wystąpiło z wielkich związków kosmicznych, tkwi w nich, do połowy uczłowieczone, jak centaur, wprzęgnięte w wielkie periody natury, nie gotowe jeszcze i rosnące. Błękitnooki zaprasza wszystkich do kontynuacji, do budowania, do współtwórczości – jesteśmy wszak wszyscy z natury marzycielami, braćmi spod znaku kielni, jesteśmy z natury budowniczymi…”.

Gniew proroka, gniew artysty, gniew kobiety w prozie Brunona Schulza, drugi szkic w tomie, poświęcony został – by użyć sformułowania samego Ligęzy – Schulzowi jako autorowi „rozbitego na akcje i epizody traktatu o afektach”. To arcyciekawe ujęcie ukazujące pisarza w całkiem nowym świetle otwiera szerokie pole lekturowe, które, najłagodniej rzecz ujmując, było dotychczas mocno zaniedbane. Niesłusznie, jak w przekonujący sposób pokazuje krytyk. Mamy bowiem o czym myśleć i pisać, bo gniew jest ważnym, ważniejszym, niż mogłoby się wydawać, wielokrotnie i w różnych odsłonach powracającym tematem w twórczości Schulza. W swoim szkicu Ligęza poddaje subtelnej analizie całe spektrum inkarnacji gniewu i jego migotliwą semantykę w kolejnych utworach pisarza. Bierze pod uwagę nie tylko plan dosłowny, ale także metaforykę. Gniew okazuje się również istotnym czynnikiem modelującym świat przedstawiony, pozwala kwestionować pozory rzeczywistości, ale jednocześnie zwiększa ryzyko upadku: „W opowiadaniach Brunona Schulza gniew ma zmieniać oblicze rzeczywistości, przebijać się ku temu, co nieoczywiste i ukryte, wojować z nieruchawą oraz nieplastyczną materią, piętnować i niszczyć zło, ale też zwraca się przeciwko bohaterom nawiedzonym przez niebezpieczny afekt. Nakładają się więc na siebie święta pasja oraz degradacja”.

Co ciekawe, to właśnie Schulz w tekście Aneksja podświadomości dał quasi-lekcję „lektury afektywnej”, co także wydobywa Ligęza. Odnośne fragmenty ze szkicu poświęconego Cudzoziemce Marii Kuncewiczowej krytyk określa mianem „wykładu o gniewie – zawartym w trzech akapitach”. Tam też pojawia się myśl o podwójnej dynamice afektu: gniew służy wywyższeniu egotycznej jednostki, „ożywczemu” wyzwoleniu spod presji norm i konwencji, a jednocześnie jest negatywnym rewersem miłości i w jednej chwili potrafi pokazać swoją niszczycielską naturę.

Ostatecznie – jak pisze Ligęza – Schulz jawi się nam jako „przenikliwy analityk uczucia gniewu”. Co więcej: „może najważniejszy w polskiej literaturze”. Tak mocna puenta z pewnością nie pozostawia obojętnym, rozbudza ciekawość, stanowi świetny punkt wyjścia do kolejnych pogłębionych lektur i dyskusji, także z autorem Tęsknoty za istotnością. Prawdziwie inspirujący tekst. Wciąż nam takich potrzeba.

Tom zamyka szkic Szlachetne handle i tandetne imitacje. O przestrzeniach sklepów w prozie Brunona Schulza. Wbrew pozorom nie jest to klasyczne studium z poetyki przestrzeni, chociaż tego typu refleksja staje się punktem wyjścia dla dalszych dociekań Ligęzy. Jak wiadomo, przestrzeń w prozie Schulza jest skonstruowana wielopoziomowo, ma charakter dynamiczny, niejednokrotnie przeczy naszej wiedzy i codziennemu doświadczeniu rzeczywistości. Kolejne elementy podlegają deformacjom, nie można wykluczyć ich nienaturalnych przekształceń, wykreowany świat zdaje się dość swobodnie podlegać prawom fizyki i ontologicznym konstatacjom. To właśnie kreacja jest tu kluczowym terminem. „Przestrzenie Schulza przenikają się nawzajem, zagęszczają jak we śnie, poddają prawom iluzji i deziluzji” – zauważa Ligęza. I dalej: „Nie sposób niekiedy rozstrzygnąć, czy opisywane wypadki i złożona z wielu planów, bocznych traktów oraz labiryntowych odgałęzień scenografia przestrzenna odnosi się do niefikcjonalnej rzeczywistości czy też obcujemy z wytworami wyobraźni, gdyż w literackiej prozie Schulza wszystko jest możliwe”. Taki jest punkt wyjścia, a potem czujne oko interpretatora koncentruje się na określonym wyimku z całego uniwersum, na przestrzeni sklepów. Cechą szczególną obserwowanych fragmentów prozy jest ich stylistyczna różnorodność. Z jednej strony mają tu miejsce zdarzenia niezwykłe, z pogranicza taumaturgii i misterium, z drugiej – trywialne i groteskowe, a wszystko to w przedziwnym Schulzowskim narracyjnym splocie.

Przestrzenie sklepowe to jednak nie tylko zróżnicowana sceneria oraz wybujała imaginacja, to również znaczenia symboliczne. „Wtajemniczenie w sklep to wtajemniczenie w istotę istnienia” – pisze Ligęza i w ten sposób nawiązuje do pierwszego szkicu. W prozie Schulza dokonuje się charakterystyczna transformacja opowiadania w konwencji realistycznej w swoiste „traktaty metafizyczne i gnoseologiczne”. Zejście do sklepu to podróż jednocześnie w głąb siebie i w głąb świata w poszukiwaniu jego sensu i ukrytej przed naszymi zmysłami podszewki. „Sklep to Schulzowy omfalos” – podsumowuje Ligęza.

Tajemnicze i niespodziewane bywają trajektorie naszych lektur. Wojciech Ligęza zadedykował Tęsknotę za istotnością pamięci swojego ojca, w czterdziestą rocznicę śmierci. Ja stawiam ostatnią kropkę w tym szkicu w przededniu dwudziestej rocznicy śmierci mojego ojca. Przypadek to czy jeszcze jedna odsłona intrygi nieskończoności?