Rozmowa ze łzami

Maksymilian Odrzywołek

Wiersze Jana Sochonia skupione są albo na innych – bliskich bliskich (umarłych i żywych) i bliskich obcych (umarłych i żywych) – albo na sobie obcującym z umiłowanym światem. W tym drugim wypadku nie sposób jednak nie odnieść wrażenia, że dla autora tomiku Czułość i popiół jego poetyckie Ja jest jedynie pośrednikiem pomiędzy nim a Bogiem – najbliższym z bliskich i najdalszym z dalekich.  Teologiczny, duchowy wymiar tej poezji stanowi jej najbardziej wyrazisty i niezbywalny rys, natomiast tym, co wyróżnia, a zarazem czyni tę twórczość estetycznie i filozoficznie przekonującą, jest aspekt cielesny, który nie wchodzi z liryczną psyche w dychotomiczny konflikt, ale ustanawia wraz z nią współbrzmiącą poetycką jedność.

W neoplatońskiej koncepcji miłości to piękno jest widzialnym aspektem prawdy – w intymnej poetyce wierszy Sochonia materialnym aspektem miłości jest niewątpliwie muzyka. Ciało ma imię – czułość. Oddech i łzy obdarzone są mową, ramiona potrafią milczeć, a z tymi, którzy odeszli, porozumiewać się można językiem pocałunków. O muzyce i miłości, ufności i łasce, o śmierci i trwaniu – słuchając wiatru grającego w gałęziach bielańskich drzew – o chłonięciu w zachwycie wszystkiego, co jeszcze się daje uchwycić, rozmawia ze łzami autor. Chociaż książka ta nie stanowi rewolucji w twórczości księdza-poety, to czymś, co zwraca uwagę na tle jego dotychczasowego dorobku, jest szczególność poetyckiego miejsca, z którego dobywa się głos liryka.

Wiersze z tego zbioru to głosy dochodzące z progu – życia i śmierci, ale i szerzej – tego, co było, i tego, co będzie. Nie sprzed, (jeszcze) nie spoza, tylko właśnie z przestrzeni pomiędzy. Wrażenie to wzmacnia rozpiętość poetyckich tematów, które pozwalają wybrzmieć zarówno echom przeszłości, pełnemu niepewności teraz, jak i tymczasem ledwo słyszalnej pieśni przyszłości. Czułość i popiół nosi także wyraźne znamiona średniowiecznej ars bene moriendi, stanowiącej bodaj najważniejszy dla tego tomiku kulturowy punkt odniesienia. Nawiązanie to jest zupełnie jawne, choćby w tytule jednego z wierszy (Dobra śmierć). Sztuka dobrego umierania w wydaniu Sochonia to przede wszystkim trwanie w oczekiwaniu na wyjawienie największej z tajemnic. Możliwość jej dostąpienia to jeden z wymiarów, w których objawi się łaska:

Leżę w pościeli i czekam,
aż ostatni oddech powie,
co jest prawdą życia i śmierci.

Nieodłączną towarzyszką czekania jest ufność. Tym zaś, co pozostaje jedynie w sferze niewysłowionej nadziei, co więc musi być przedmiotem modlitwy, jest potrzeba wiary w to, że pozostawia się świat choć w niewielkim stopniu lepszym, niż się go zastało:

Pamiętaj o nas, módl się, byśmy byli szczęśliwi
szczęściem jakiego jeszcze nie kosztowaliśmy,
byśmy mogli pić krew, która płynie w żyłach
wszechświata, by nasze wiersze miały posmak prawdy
i ktoś chciał je uznać za drogowskaz w życiu.

Dwuczłonowość tytułu tomiku – Czułość i popiół – można odnieść do całej rozciągłości jego konstrukcji, zarówno do poetyki i tematyki poszczególnych utworów, jak i do kompozycji całości. Składają się na nią bowiem dwie części. Pierwsza, Rany Bożej łaski, to 45 wierszy dotykających spraw bolesnych nie tylko w wymiarze osobistym (doświadczenie życia po zawale serca, odchodzenie bliskich), ale również wspólnotowym, ogólnoludzkim (pandemia, inwazja Rosji na Ukrainę); oba te wymiary przeplatają się ze sobą i nie sposób ich ustawić w relacji nadrzędno-podrzędnej. Wersyfikacyjnie pierwsza część tomu jest bardziej dynamiczna i różnorodna, zbiera utwory krótkie, niekiedy zaledwie kilkuwersowe obok form dłuższych, o bardziej refleksyjnym charakterze.

Prawdziwie i konsekwentnie medytacyjne są jednak dopiero utwory z drugiej części – zadedykowanej zmarłemu przyjacielowi i bratu w posłudze kapłańskiej – Ciche treny dla śp. księdza Piotra Bożyka. To 27 wierszy zarówno jawnie (w mottach), jak i dyskretnie (poprzez nawiązania rytmiczne) odwołujących się do tradycji Jana Kochanowskiego, które – szczególnie w zestawieniu z częścią je poprzedzającą – zwracają uwagę swoją konsekwentną wobec tytułu medytacyjną cichością.

Wiersze Czułości i popiołu wybrzmiewają najpełniej w krótkich formatach, w utworach pozornie oderwanych od trosk codzienności zrodzonych przez trudne czasy ostatnich miesięcy i lat. Należy do nich zaliczyć doskonałe Jaskółki, w których oszczędnej i prostej poetyce ksiądz-poeta zdołał połączyć obrazy milczącego nieba i pustego krajobrazu z rozpaczliwie szczerą nadzieją na łaskę, ocalającą od dojmującej samotności, która nieuchronnie czeka każdego z mieszkańców „najdoskonalszego z możliwych światów”:

Nie mam nikogo,
kto by mnie przytulił,
ucałował przed snem.

Zostałem sam ze sobą
w bielańskim krajobrazie,
z muzyką, która oddala rozpacz.

Nim nadejdą ostatnie dni,
a przecież nadejdą,
łaska zjawi się pierwsza,
będzie moją tarczą,
moim śpiewem.

Teraz jednak widzę tylko niebo
z szybką parą jaskółek,
które tuż nad moją głową
zapowiadają ciepły deszcz.

To dobrze, mówią łzy
spływające z mojej twarzy.

Dyskretna rytmika wiersza tonicznego paradoksalnie najlepiej się sprawdza przy mówieniu o sprawach najwyższej egzystencjalnej wagi. Uderza ona mocniej niż – niekiedy bardziej prozodyjnie złożone – utwory pisane nieregularnym trzynastozgłoskowcem o czasem niejasnych, a przez to ekspresyjnie słabszych przerzutniach.

Czułość i popiół – czyżby to było wszystko? Czy to z nas zostanie? Czy może jest to jedynie początek (teo)logicznej sekwencji, której każdy człon dopełnia następny, a na końcu której znajdują się zmartwychwstanie i życie wieczne? W nowych wierszach Sochonia te pytania wprost nie padają, są jednak wszechobecne i stanowią znaki zapytania poetyckiej niepewności księdza- -poety, którego prawda jest prawdą półmroku, nie zaś bezwzględnej jasności.