Mozolne dokręcanie śruby

Karolina Rychter

„Miejsca na rozpacz jest bardzo mało. Miejsca na błąd nie ma w ogóle” – tak o swoim położeniu myśli bohaterka powieści Urodziny Weroniki Murek. Nazywa się Jaga Babażyna i jest starzejącą się aktorką. Pomimo imienia i nazwiska rodem z baśni wydaje się osobą nieźle osadzoną we współczesnym świecie, a w każdym razie taką, która patrzy nań w sposób przenikliwy i pozbawiony złudzeń, wręcz cyniczny. Ostrości spojrzenia i nałożonej na siebie surowej dyscypliny Jaga stara się nie porzucać nawet wówczas, gdy jej rzeczywistość pęka, ukazuje inne możliwości, zamienia się w horror.


Dwoje dzieci


W swojej pierwszej powieści, wydanej 10 lat po uznanym za literackie objawienie debiutanckim zbiorze opowiadań Uprawa roślin południowych metodą Miczurina, Murek w przewrotny sposób czerpie z konwencji literatury grozy. Już na początku książki otrzymujemy wyraźne nawiązanie do The Turn of the Screw, arcydzieła Henry’ego Jamesa z 1898 roku, znanego polskiemu czytelnikowi pod tytułami W kleszczach lęku, Dokręcanie śruby i Obrót śruby. Nie tylko prolog Urodzin jest stylizowany na ten, którym James zapośredniczył swą opowieść, ale też pada w nim fraza „dokręcanie śruby”. Dalej aluzji jest jeszcze więcej: postać stojąca za szybą, ktoś patrzący na Jagę z piętra jej domu niczym Quint z wieży w Bly. Po kolei jednak. 

 „Jeśli dziecko tak potęguje atmosferę grozy, to cóż powiecie o dwojgu dzieci...?” – czytamy w prologu powieści Jamesa. Dwoje dzieci pojawia się także u Murek. W dodatku takich, które uwielbiają wyprawiać urodziny. A historie o urodzinach, jak zostaje nam zasugerowane we wstępie, bywają niekiedy straszniejsze od tych o śmierci. Status ontologiczny dzieci może budzić wątpliwości, a ich wtargnięcie w życie Jagi ma tajemniczy i posępny charakter. Bohaterka wraca po pobycie w szpitalu do swojego domu na warszawskim Żoliborzu. W nieco podupadłej połowie bliźniaka na ulicy Śmiałej nikogo nie ma, bo Adam, mąż Jagi, niedawno odszedł. Jednak już „w przedpokoju przychodzi do niej poczucie, że coś się zmieniło”. Z czasem dziwnych, złowieszczych rzeczy wydarza się coraz więcej, a Murek bardzo sugestywnie zagęszcza atmosferę grozy. Kim lub czym jest Rodzina, czyli dzieci, towarzyszący im mężczyzna w brązowej marynarce i niekiedy pojawiająca się z nimi młoda kobieta? Co robią przed domem Jagi? Dlaczego widzi ich także w pracy? Czego od niej chcą i do czego są jej potrzebni? Czy są istotami z zaświatów, zjawami, marami, duchami niezrealizowanych możliwości? Objawem choroby, wynikiem przepracowania i chronicznego zmęczenia? Zaprzeczeniem utraty lub może sposobem radzenia sobie z depresją?


Wielkie zmęczenie

The Turn of the Screw Jamesa to dzieło niepokojące i niejednoznaczne. Wydaje się, że jego autor świadomie dążył do stworzenia tekstu, który można interpretować na wiele sposobów. Zasadniczo jednak mamy do wyboru dwie drogi. Możemy go czytać – tak jak jego pierwsi czytelnicy – jako przerażającą historię o duchach i walce dobra ze złem lub jako opowieść o samotnej młodej guwernantce, która stopniowo popada w szaleństwo. 

W przypadku książki Murek wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane. Rozmaite wersje wydarzeń konkurują tam ze sobą, bo „nic, co prawdziwe, nie jest prawdziwie fabularne”. Na najbardziej podstawowym poziomie jest ona przejmującym studium życia kobiety, która się starzeje. Kobiety, która jest zmęczona. Jaga „nie wciela się już w postacie amantek, ale gra ich lojalne przyjaciółki, ofiary kryzysów psychicznych, osoby doświadczone upadkiem”. Dobrze wie, że chociaż poświęciła aktorstwu niewyobrażalnie dużo pracy, życia i energii, to nie zrobiła kariery i najpewniej już jej nie zrobi („Czas minął i na nic się nie przydał”). Mimo to za wszelką cenę próbuje utrzymać się na powierzchni, chwyta się małych ról w teatrze, epizodów na planach filmowych, nagrywa audiobooki, dzielnie walczy z kłopotami z pamięcią i zawrotami głowy. Wie, że nie może się poddawać, bo jej świat nie akceptuje słabości, jest jak jedna z reżyserek, która „snuje opowieści Radykalnej Troski i Czułej Empatii, ale dla Jagi jest chytra i bezlitosna”. Chociaż reguły środowiska, w którym funkcjonuje bohaterka, są wyjątkowo okrutne, Murek znakomicie ukazuje grozę konieczności ciągłej pracy, która jest udziałem wielu z nas. Koszmarny wymiar świata, w którym „wszyscy są zmęczeni”, a zarazem panicznie boją się tego rodzaju zmęczenia, które zaczyna odczuwać Jaga. Takiego, „które nie ustępuje wobec snu lub odpoczynku”, „którego człowiek nie pozbywa się w tydzień”. Nie ma też na nie czasu Jaga, nieustannie musztrując się, by funkcjonować w dawnych trybach, na najwyższych obrotach, w nieustannym rozwibrowaniu. 


„Potencjalność jest przekleństwem”

Bohaterka powieści Jamesa w pewnym momencie zauważa, że okoliczności uratowały ją przed rozgoryczeniem i urazą, które mogłaby zacząć odczuwać wobec swoich podopiecznych: „Mówię o ratunku, aczkolwiek można to porównać z nagłym trzaśnięciu przy zbytnim naprężeniu lub gwałtowną nawałnicą w parny dzień, kiedy nie można złapać oddechu. Była to przynajmniej jakaś zmiana i nadeszła ona z szybkością wiatru”. W przypadku Jagi nic takiego nie następuje, jej „historia zatacza koło, ale unika kulminacji, odbija się w codzienności, w dniach, które są do siebie podobne i nie przynoszą nowych wniosków”. Niezależnie od tego, jak interpretujemy tę powieść – czy czytamy ją jako historię o duchach i sądzimy, że jednym z nich jest również Adam – to wyczerpanie i głęboki smutek głównej bohaterki nie budzą wątpliwości, są w niej niemalże namacalne. W swoich wydanym w 2023 roku zbiorze esejów Dziewczynki Murek skupiła się na „momencie w życiu, który jest cudowny i straszny”, na możliwości beztroskiego „przymierzania się” do różnych ról. W Urodzinach przenikliwie pokazuje etap, na którym w rolach się zastyga lub się z nich – często wbrew swej woli – wypada. Czas, gdy wersje życia, do których możemy się przymierzać, są w większości niewesołe czy wręcz przerażające a „potencjalność jest przekleństwem”. Jaga jest u kresu sił i nie może zdecydować się na żadną poważniejszą zmianę. Przyzwyczaja się do obecności dzieci, znosi, a nawet docenia ich towarzystwo przy śniadaniu i na spacerach, „uczy się żyć pomimo nich, poprzez nie”. Tak mija dzień za dniem: horror staje się częścią jej codzienności, zadomawia się w niej. I na tym zdaje się polegać prawdziwa groza Urodzin.