Co za artystka! Co za dama!

Małgorzata Możdżyńska-Nawotka

Autoportret z 1845 roku przedstawia dwudziestosiedmioletnią ciemnowłosą kobietę o posągowych, ciężkawych rysach i szeroko rozstawionych dużych brązowych oczach. Z twarzy emanuje dobroć, spokojna determinacja i enigmatyczna zmysłowość. Brawurowe malarskie opracowanie wydekoltowanej sukni z błękitnej jedwabnej tafty, z szerokim kołnierzem z cennej koronki, stanowi oprawę, a nie konkurencję dla psychologicznej wnikliwości portretu, który mógłby być pięknym kadrem filmowym.

Życie malarki to gotowy scenariusz na panoramiczny fresk, pełen rozmachu i emocji, napięcia i przygód, zmian scenerii, osobistych triumfów oraz dramatów, z koronowanymi głowami i wybitnymi ludźmi epoki jako postaciami drugiego planu. Elisabeth Jerichau-Baumann, artystka należąca do ścisłego panteonu tak zwanego „złotego okresu” sztuki duńskiej, autorka ikonicznych dla Duńczyków obrazów o tematyce narodowej, portrecistka rodziny królewskiej, serdeczna przyjaciółka królowej Luizy, urodziła się i wychowała w Warszawie.

Ta niezwykła kobieta, błyskotliwie interpretująca swoją epokę, a pod wieloma względami ją wyprzedzająca, przez całe życie czuła się Polką, ale jest u nas właściwie nieznana. Kilka lat temu ukazał się przekład zbeletryzowanej biografii Lisinki (tak czule nazywała ją rodzina) pióra Birgit Pouplier. Dopiero teraz jednak pięknie skomponowany, starannie przemyślany album autorstwa Jerzego Miśkowiaka pozwala poznać Elisabeth w splendorze jej sztuki efektownej i wszechstronnej, ale nieodmiennie skoncentrowanej na ludzkiej postaci: malarstwa portretowego i religijnego, scen z mitów i legend, obrazów macierzyństwa, motywów zainspirowanych podróżami po Europie i Wschodzie. Obszerny aneks poświęcono polskim związkom artystki. Teksty wprowadzające do poszczególnych obszarów tematycznych i komentarze do obrazów pozwalają umieścić dzieła w kontekście prywatnej i twórczej biografii artystki, ówczesnego życia społecznego i kulturalnego oraz sytuacji politycznej.

Elisabeth była córką pochodzącego z gór Harzu przemysłowca Filipa Adolfa Baumanna, wybitnego członka gminy ewangelicko-augsburskiej w Warszawie. Głęboko przeżyte wydarzenia powstania listopadowego okazały się formatywnym doświadczeniem dla wrażliwej, wszechstronnie uzdolnionej dziewczyny. W wieku lat dwudziestu przyjęto ją na Akademię Sztuk Pięknych w Düsseldorfie, co wówczas stanowiło dla kobiety niezwykłe osiągnięcie. Kończąc szkołę, w 1844 roku przedstawiła dwa obrazy o tragedii powstania listopadowego.

Talent malarski połączony z umiejętnością przemawiania do emocji widza, a także niezwykła uroda Elisabeth, jej znajomość języków, wdzięk i umiejętności towarzyskie, uczyniły z dzieł i autorki międzynarodową sensację. Znienawidzona przez kata powstania Iwana Paskiewicza, stała się banitką w Polsce. Dzięki sprzedaży obrazów mogła wyjechać w podróż artystyczną do Rzymu. Tam poznała i w 1846 roku poślubiła duńskiego rzeźbiarza Jensa Adolfa Jerichau, a trzy lata później osiadła z nim w Danii. Do śmierci w 1881 roku prowadziła ożywioną działalność artystyczną, już za życia stając się legendą. Mąż miał skłonności depresyjne i liczne romanse. Zdobył uznanie i pozycję dyrektora Królewskiej Akademii Sztuki, ale brakowało mu talentu do zarabiania pieniędzy i – ku żalowi Elisabeth, która miała jasny obraz sytuacji – skłonności do znajdowania szczęścia w życiu rodzinnym. To ona, matka dziewięciorga dzieci, utrzymywała całą rodzinę. Niestrudzona, wspaniałomyślna, pracowita, ciekawa świata, odporna psychicznie, obdarzona poczuciem humoru i dystansem do siebie, miała niezwykłą łatwość malowania. Była własnym, bardzo skutecznym marszandem. Działała na międzynarodowej scenie, nie tylko europejskiej.

Ważną część oeuvre Elisabeth Jerichau-Baumann stanowią kompozycje o tematyce orientalnej powstałe w dojrzałym okresie jej twórczości. Podobnie jak wielu współczesnych jej malarzy, Elisabeth odbyła wyprawy do Imperium Osmańskiego i Egiptu w poszukiwaniu zamówień od miejscowych możnych oraz modnych tematów do obrazów. Kobiety niezwykle rzadko uprawiały ten genre, zwłaszcza malując z natury, z powodów zarówno praktycznych, jak i obyczajowych. Elisabeth podróżowała samotnie, co było na owe czasy odważne i zupełnie niekonwencjonalne. Stawiała czoło typowym i nietypowym wyzwaniom, za towarzystwo mając – jak żartowała – jedynie swoje przeżyte pięćdziesiąt lat. Jako kobieta, do tego sławna i należąca do międzynarodowej śmietanki towarzyskiej, zyskała wstęp do haremów, czyli prywatnej części domostwa miejscowej elity. Malowała Żydówki ze Smyrny, dzieci wicekróla Egiptu, księżniczki, sułtanki i faworyty, żony szejków i nosicielki wody, odaliski i postaci biblijnych niewiast w pustynnym pejzażu. Korzystała z orientalistycznych formuł. Gdy zaproponowano jej sportretowanie niebieskookiej i jasnowłosej Miriam, wybrała na modelkę służącą Ruth, uważała bowiem, że piękna Żydówka koniecznie powinna mieć czarne włosy i oczy. Zarazem jednak stereotypy przekraczała. Dla większości malarzy mężczyzn, którzy nigdy nie weszli do haremu, Orient był przede wszystkim krainą wyimaginowanych hurys, spędzających dnie na nasyconej lubieżnymi myślami bezczynności, a noce na rozkoszach łoża. Kobiety haremu przedstawiali jako egzotyczne drogocenne przedmioty, odaliski bierne i uległe, intelektualnie i duchowo uśpione. Elisabeth malowała modelki jako autonomiczne osoby, zmysłowe, jak ona sama dorodne i dostojne, pełne godności i duchowej siły. W tym sensie jej perspektywa jest feministyczna, a raczej – humanistyczna, po prostu.

Podróż na Wschód okazała się bardzo lukratywna, ale jej malarski rezultat kontrowersyjny dla mieszczańskich krytyków. O wschodnich obrazach Elisabeth pisano: „Jej skłonność przyciągania uwagi doprowadziła ją przez lata do ustawicznego poszukiwania efektów i uczyniła jej pędzel odrażająco brutalnym”. Rzekoma „brutalność” malarskiego widzenia jest wszakże porywająca, zapiera dech. Niezwykłe orkiestracje chromatyczne, alchemia barw, cudowne tekstury, niebiańskie tkaniny: ta granatowa, haftowana w złote gwiazdy, tworząca firmament nad wyciągniętą na otomanie Księżniczką Nazli, inna jak błękitny puder, prześwitująca różem na brzuszku Egipskiej sprzedawczyni garnków z Gizy. Czysta malarska magia, którą można podziwiać dzięki wysokiej jakości reprodukcji. Album zaostrza apetyt na wystawę dzieł artystki w Polsce. No i oczywiście na film o jej życiu i sztuce.