Dziennik transtemporalny
Tomasz Mizerkiewicz
Diariusz Łukasza Nicpana zatytułowany Fajerwerki nad otuliną opowiada o codziennym życiu dojrzałego poety, a zarazem okazuje się bardzo interesującym eksperymentem z formą dziennika, manifestującym zaskakujący sposób doświadczania czasu. Nicpan kilka lat temu przypomniał o sobie literackiemu światkowi w Polsce. Kiedyś debiutował jako poeta, a po latach milczenia (choć pracował wtedy m.in. jako ceniony tłumacz) znowu podjął liryczne wyzwania, wydając warte uwagi książki poetyckie. Na pozór Fajerwerki… to przede wszystkim luźny spis notatek intelektualisty zamieszkującego z małżonką otulinę Puszczy Kampinoskiej. Zbliżająca się starość, wielość sumujących się przeżyć biograficznych zapewniają zapisom rozsądny dystans do opisywanych spraw. Nicpan należy przy tym do formacji polskich intelektualistów ukształtowanych przez wpływ mistrzów literackich (wśród nich wyróżnia się Artur Sandauer), żywą pamięć o naszej historii, głębokie przeżycia lekturowe, nienaruszalną wierność sprawom literatury i kultury. Nic dziwnego, że jest to dziennik wysokiej próby, zawierający intrygujące spostrzeżenia filozoficzne i egzystencjalne, mądrze bilansujący przeżycia biograficzne, świetnie autoironiczny oraz dowcipny, objawiający postawę literata wycofanego na obrzeża współczesnego zgiełku cywilizacyjnego, a zarazem co rusz pojawiającego się w centrum Warszawy i rozeznanego w najbardziej dzisiejszych sprawach.
Sporym atutem pisarza okazuje się wybrane przezeń miejsce na mapie polskich wyborów duchowych. Często powtarza nam, że jest ateistą bliskim deizmowi, żywiącym się lekturami i obyczajami religijnymi (podczas wigilii w Zakopanem przyznaje, że lubi „pożyczać” ciepło nastroju Bożego Narodzenia), zaglądającym do kościołów, a raz po raz głoszącym swój namiętny i spontaniczny brak wiary. Niecodzienny splot przemyśleń i wrażeń niewierzącego, bliskiego mistyce stanowił wyróżnik niedawnych tomików lirycznych Nicpana, w obecnym dzienniku widzimy, jak ta mieszanka zabarwia życie codzienne pisarza, jego myślenie o poruszonym przez nowoczesną fizykę wszechświecie, serdeczną miłość do zwierząt (zwłaszcza dla chętnie adoptowanych psów), fascynację muzyką klasyczną, stałą pamięć o bliskich zmarłych. Gdzieś w tle wciąż żyje dawna przygoda polskiej literatury z metafizyką z lat osiemdziesiątych i wczesnych dziewięćdziesiątych, ale u Nicpana pozbawiona jakiejkolwiek wyznawczości religijnej, sprowadzona do przekonania o istnieniu tajemnicy jako ważnego parametru życiowego, stąd cieszą pisarza uparcie nieracjonalne anegdoty, jak opowieść o aresztowaniu kozy w Nigerii, gdzie policjanci uznali, że złodziej, chcąc uniknąć kary, zmienił się w zwierzę.
Ów wartościowy diariusz zawierający na dodatek kapitalne zapisy nastrojów czterech por roku i metamorfoz natury, opisy nocnych gwiazdozbiorów okazuje się jednak dziennikiem w pewnym sensie niemal fingowanym. Nicpan bowiem ostentacyjnie stawia obok siebie zapiski z rożnych lat, gdyż domyślne daty przeżywanych olimpiad w Pekinie i Londynie, pożegnania licznych umierających aktorek z czasów młodości pisarza, kilka okruchów z życia publicznego szybko ujawniają, że „akcja” dzieje się mniej więcej w latach 2008—2013. Kompozycyjnie zostają wszystkie one umieszczone w jednym roku, widać, że diaryście zależało na uruchomieniu celowej gry z formą dziennika, a zwłaszcza rocznika (czy, jak kiedyś mówiono, annału). Ta sprawa musi zaintrygować każdego czytelnika książki, a także stać się powinna przedmiotem uwagi ważnych dziś studiów nad dziennikami.
Można zaryzykować przynajmniej trzy wyjaśnienia przewrotnego pomysłu pisarza. Pierwsze z nich wiązałoby się z przekonaniem Nicpana o zagadkowej naturze zbieżności, co wygląda na rodzaj przesądu schowanego w niby racjonalnych obserwacjach, odkrywamy wtedy w dziennikowej zabawie czasowymi koincydencjami podszewkę ateizmu bliskiego deizmowi. W którymś miejscu autor zauważa, że lubi rozważać dzienną zbieżność rocznic, zjawisk astronomicznych, eventow popkultury. Tym może byłby i jego dziennik, stykaniem ze sobą zapisków dziennikowych z tego samego dnia z kilku lat, aby rozwijać świecką astrologię. Zdarza się nawet, że diarysta porównuje swoje zapiski z danego dnia z tym, co tego samego dnia w odległym roku napisał zmarły przyjaciel w swoim dzienniku. Skrywa się zatem za dziennikowym „nakładańcem” spotkanie z tajemnicą zbiegów wydarzeń.
Inne wyjaśnienie wiązałoby się z uwzględnieniem wyraźnego zamysłu kompozycyjnego, wedle którego książka ma być obrazem roku życia pisarza. Nie jest to rok kalendarzowy, choć i jego elementy ewidentnie się pojawiają, na pewno nie mamy też zanadto przywiązywać się do linearnego przebiegu zdarzeń, gdyż pisarz kilka razy podkreśla, iż nie uznaje „mitologii” Nowego Roku, odrzuca złudę takich terminów sezonowych jak „lato”, które działały na niego w młodości. Dochodzimy wtedy do wniosku, że poznać mamy tutaj dość spójną i nową jednostkę czasową, jaką jest rok pisarza. Nicpan sugeruje nam dobitnie, że ma prawo segmentować czas według własnego odczucia, kiedy rokiem może być współistnienie jakoś spójnych zdarzeń z kilku niedawnych lat, a wakacje sprzed dwóch lat są aktualniejsze od obecnych.
Wreszcie możliwość najbardziej kusząca – to może jednak jest zapis diariuszowy jednego zwykłego roku, ale pomyślany jako dziennik transtemporalny. Nie chodziłoby wtedy o mocną spójność zapisanych wydarzeń, ale o ukazanie, że piszącego całkiem serio obowiązują pobudzające wyobraźnię i chętnie przez niego studiowane ustalenia fizyczne i astronomiczne z ich „zagięciami” czasu oraz przeskokami temporalnymi. Dlatego pisząc swój dziennik, swobodnie podróżuje po kilku pasmach czasowych, śmiało modyfikując linearność zdarzeń, kalendarze kościelne, ekonomiczne zarządzania czasem (oburzają go zmiany czasu na letni i zimowy). Na pewno zajmują go wspomniane wcześniej koincydencje, ale ponadto porusza się poprzez rożne linie czasu, w poprzek ustalonych trajektorii zdarzeń, aby zamanifestować własny modus bycia w czasie – nowoczesny, odkrywczy, twórczy i wolny.
Sądzić można, że Łukasz Nicpan opublikował właśnie swoją najlepszą książkę literacką. Wydawał się dotąd głownie poetą, ale Fajerwerki nad otuliną to jego przepustka do świata najlepszej polskiej intymistyki ostatnich lat.